Louis zszedł ze sceny z trzęsącymi się dłońmi i łzami w oczach. To był dla niego zdecydowanie najbardziej emocjonalny występ kiedykolwiek. I prawdopodobnie wszyscy pierwszy raz widzieli go zapłakanego. Coraz bardziej czuł, że to jest coś co kocha. Sztuka była piękna, więc gdy oklaski osłabły, od razu podszedł do Brooke'a, który był chyba dumny jak paw.—Gratuluję, proszę Pana, wszystko się udało!—powiedział i poklepał nauczyciela po ramieniu.
—Louis, wiedziałem, że jeszcze będą z ciebie ludzie. Poszło ci fantastycznie, byłeś niesamowity, te emocje! Dziękuję ci.
—Gdyby Pan mnie jeszcze kiedyś potrzebował... polecam się.
—Jasne, Tomlinson. Teraz zmykaj do mamy, czekała na ciebie. Do zobaczenia!
Lou pożegnał się z nauczycielem, odwrócił się i wyszedł do sali teatralnej. W oddali ujrzał swoją mamę stojącą z dala od rozmawiających ze sobą gości i skierował się w jej stronę.
—Gdzie jest tata?—zapytał, choć znał już odpowiedź.—Obiecał mi, że przyjdzie.
—Słuchaj, tata kazał cię bardzo przeprosić, naprawdę mu przykro, lecz nie mógł pojawić się na sztuce... Miał dużo do zrobienia w pracy i został tam na dłużej, naprawdę nie mógł się wcześniej urwać.—matka Louisa tłumaczyła swojego męża, ale chłopak już dawno przestał jej słuchać.
Był zły na ojca, który nigdy nie popierał żadnych jego pasji i choć nie powiedział mu tego w twarz, Lou wiedział, że jego kłopoty z nauką sprawiały, że był on dla niego rozczarowaniem. Wielokrotnie przyznawał się przed sobą do bycia złym dzieckiem i do tego, że sprawiał problemy, ale mimo wszystko, to był jego ojciec! Powinien go wspierać choć trochę, a Louis już dawno przestał czuć, że jego ojcu zależy na dobrych stosunkach z nim. Louis był zraniony, bo tę rolę w sztuce uważał za jedyną rzecz, która mu w życiu wyszła. Mimo paru kłótni, wielu przypadków w których zawiódł ojca, ten jednak powinien się na niej pojawić.
—Wybacz mamo, umówiłem się z Niallem.—skłamał i nie dając dojść do słowa zostawił ją samą, pobiegł w stronę wyjścia z sali.
********
Zaraz po żałosnej według Louisa chwili rozklejenia się w łazience, chłopak spojrzał na siebie w lustrze i ten widok sprawił, że rozkleił się jeszcze bardziej. Spojrzał na zegarek. Było już po dwudziestej. Wiedział jednak, że musi kontynuować swoje kłamstwo, więc umył twarz wodą, zabrał swoje rzeczy i poszedł w stronę domu Nialla. Po drodze coraz bardziej myślał o tym jak wiele błędów popełnił w swoim życiu i czy naprawdę nie zasługuje na uwagę swojego ojca. Czuł się jak chodząca katastrofa. Właściwie tak też wyglądał. Powłóczył nogami po ciemnej uliczce i gdy dotarł do domu Nialla zapukał do drzwi. Właściwie niewiele tutaj bywał, zwykle spotykali się na mieście lub w jego domu, ale mimo wszystko po tych paru latach znajomości dobrze znał drogę.
Po paru chwilach drzwi otworzyły się i Louis zobaczył w progu blondyna. Na jego twarzy malowało się lekkie zdziwienie.
—Cześć. Powiedz, że mogę wejść.—powiedział, lecz nie czekał na odpowiedź, tylko wyminął blondyna, przekraczając próg.
Jego oczom ukazał się ogromny salon z zapalonym kominkiem i Louis pomyślał, że to najpiękniejsze i najbogatsze wnętrze jakie w życiu widział. Było bardzo cicho, jakby dom był pusty, a Niall wciąż nie wypowiedział żadnego słowa. Cisza ogarnęła całe pomieszczenie i Lou mógłby przysiąc, że nigdy nie był tak długo poważny w towarzystwie blondyna.
—Stary. Coś się stało? Źle wyglądasz.—mruknął Niall po paru chwilach, przerywając milczenie.
—Nie. Wiesz... Po prostu pokłóciłem się z matką.—Louis sam nie wiedział czy to kłamstwo. Właściwie, nie było tak, ale to najprostsze wytłumaczenie jakie przyszło mu do głowy.—Bardzo.—dodał, bo zrobiło mu się głupio.
—Nie ma sprawy. Chodź ze mną na górę, pogadamy jeśli chcesz.—Niall po prostu wszedł po schodach, podczas gdy Louis wciąż stał na dole w zamyśleniu. Czuł się głupio. Chyba po raz pierwszy w życiu uznał, że ma dobrego kumpla. Zwykle jego rozmowy z Niallem dotyczyły głupot, a większość z nich była pod wpływem alkoholu i choć Louis był głupim nastolatkiem, chciał czasem czegoś więcej niż zabawa. Wyrwał się z zamyślenia i podążył za chłopakiem, który był już na górze.
********
—I wtedy ona... Ona powiedziała, że...-mamrotał Niall, ale przerwał mu jego własny atak śmiechu.
Właściwie minęło już sporo czasu (oraz sporo szklanek whisky z colą, którą blondyn podkradł ojcu) odkąd chłopcy leżeli w pokoju Nialla i patrzyli w sufit. Louis zaśmiał się, choć sam nie wiedział dlaczego. Powinien już iść. Zdecydowanie powinien iść.
—Niall... Muszę wracać, późno już, Boże jak późno...-mruczał pod nosem i od razu gdy wstał zakręciło mu się w głowie. Założył swoją jeansową kurtkę i zabrał swój już dawno rozładowany telefon.—Jeśli trafię do domu..—zaśmiał się głośno. Jego myśli były zupełnie rozproszone przez alkohol, ale wiedział, że da radę sam wrócić, lekko zataczając się po drodze.
Skierował się wolnym krokiem ku schodom i ostrożnie stawiał po nich kroki, choć i tak parokrotnie prawie stracił równowagę.—Pierdolone schody.—szepnął pod nosem jak zszedł na dół, a po chwili poczuł jak Niall upada z ostatnich stromych stopni prosto na niego, przez co oboje runęli na podłogę.
*******
CZYTASZ
• My friend's dad • LARRY /julietisababy
FanfictionLouis poznaje niesamowitego mężczyznę. Jest wysoki. Jest przystojny. Jest inteligentny. I jest w jego typie. Ale jest jeden problem. To ojciec jego jedynego przyjaciela. Harry poznaje uroczego chłopaka. Jest uroczy. Jest zabawny. Jest piękny. I jest...