Alexander's pov
Po chwili namysłu o kawie i o tym co tu się stało zrozumiałem... Nic nie zrozumiałem ale chciałem wydać się poetycki. Nie wyszło. Poszedłem w końcu po moją kawę która na szczęście jakieś ciepło w sobie posiadała. Siedziałem w ciszy, pijąc i słuchając tykania zegarka który stał na szafce którą Mulligan nam zamontował. O dziwo się trzymała ale przynajmniej wyglądała fajnie bo była w kształcie loga batmana. Cisza. Oprócz głosów wciąż krążących w mojej głowie. Pustka. Ból. Samotność. Powietrze. Brak powietrza. Nie czuje go. Odstawiłem kubek i zacząłem iść w stronę najbliższego okna. Lecz zanim to zrobiłem zdążyłem usłyszeć ciche otwieranie drzwi. Zobaczyłem postać. Ale jaką to nie zdążyłem zobaczyć. Zemdlałem.
John's pov
Biegłem z Peggy na zajęcia, wymijając większość uczniów na korytarzach. Widać, nikomu tak jak nam się nie spieszyło, zawsze tak jest. Na nasze nieszczęście i moją nieuwagę, musiałem wpaść (dosłownie) na jednego z najbardziej dziecinnych porąbańców jakich tylko znałem. Popatrzył się na mnie i z dziwnym uśmiechem powiedział:
-huh? Lecisz na mnie? no spoko- zaczął się śmiać
-Laurens... nie zwracaj na niego uwagi- Peggy pomogła mi wstać i czym prędzej dalej mnie ciągnęła mnie do klasy.
Nadal słyszałem śmiech Charlesa, który nawet nie wiem czy określać jako psychiczny czy jako, dziewczęcy. Powinienem raczej myśleć o ważniejszych sprawach niż o nim. Na przykład... jak tam teraz u Alexa... czy kawa mu wystygła... czy ma może już nowy wiersz... Gdybym dalej nad tym rozmyślał to bym oberwał drzwiami, gdyż profesor Washington akurat wychodził z naszej klasy:
-dzień dobry wam- uśmiechnął się do nas miło
-dzień dobry profesorze!- odpowiedzieliśmy nadal z Pegs trochę nerwowi ale szczęśliwi, że udało nam się zdążyć na czas.
No nic. Widać, że już nic nie ma co się przejmować. Ahh... wygląda to jak początek najlepszego dnia jaki mógłby być...
Aaron's pov
Szedłem do pokoju Hamiltona z myślą, że przynajmniej już się obudził i przyszykował. Spojrzałem na godzinę na moim zegarku- mamy jeszcze 40 minut do zajęć. To dużo. Starczy jeszcze by wejść do sklepu i wyposażyć się w napój lub coś słodkiego, gdyż bez takich rzeczy nie da się przetrwać w naszej szkole... na prawdę. Byłem już przy drzwiach. Zapukałem, lecz Ham nie chciał otworzyć. To źle samego siebie wpraszać, ale co ja mam zrobić. Otworzyłem spokojnie drzwi i zobaczyłem coś ukradkiem co sprawiło, że prawie trzasnąłem tym biednym wejściem. Zobaczyłem leżącego i całego bladego Alexandra na podłodze. Wyglądał jakby znowu miał swoje problemy ze zdrowiem, wiedząc od dawna co robić jak najszybciej otworzyłem okno, podszedłem szybkim krokiem do niego, podniosłem mu na małą wysokość obydwie nogi i nie mocnymi uderzeniami stukałem jego twarz:
-Alex! Alex! Obudź si!- mówiłem niby podniosłym ale cichym głosem.- Alex! Proszę!- zacząłem się niepokoić.
Zwykle te ataki ciśnienia trwały krótko, nie tak jak ten który trwa już dobre 30 sekund. Niby krótko, ale jak na to to niestety długo. Po chwili zaczął odzyskiwać swój kolor i widziałem jego otwierające się pokradkiem oczy. Na szczęście. Przestałem go stukać widząc, że już powraca do życia, spytałem go jeszcze raz:
-Alex? Kontaktujesz trupie?
-he... Aaron?
Nie kurde, Samuel z budki z hot-dogami.
-ta, to ja Ham
-heh... cześć- mówił bardzo spokojnym i ciepłym głosem, czyli tak jak przystało na nieogarniętego Alexa.
-hm... hej.
To była specyficzna rozmowa, zawsze tak to wyglądało jak dopiero przestawał miewać te... raczej nie da się to nazwać atakami, więc może... po prostu nazwijmy to strasznym spadkiem ciśnienia. Opuściłem mu nogi i pomogłem mu usiąść:
-zdołasz pójść do szkoły?- spytałem z przejęciem... na tyle ile tylko umiałem
-jacha, że zdołam! Co ty se myślisz Aaron??- uśmiechnął się.
Lubię jego uśmiech. Nie tylko z powodów co się z nim dzieje, ja wiem, że to jest sztuczne, lecz jego uśmiech (według legend i teorii) oznaczał, że on szanuje i darzy kogoś prawdziwą przyjaźnią lub czasem miłością. Ale to tylko legendy. Patrzyłem jak wstaje, już w pełni sił. Podał mi rękę bym też wstał, ponieważ traciliśmy czas. A spóźnianie się do naszego profesora skutkuje strasznymi rzeczami.
Alexander's pov
Ledwo co mogłem trzymać się na nogach, lecz nie mogę zawieść Burra, racja? On zawsze mi pomagał i darzył mnie największym szczęściem, ponieważ jak na mnie to nie ma na kim. Powiadał mi raz, że tuż po śmierci jego narzeczonej boi się z kimkolwiek wiązać lub nawet ma problemy by komukolwiek mocno zaufać, więc czuje się taki wyróżniony. Podszedłem do szafy która nadal stała jak stała kiedyś, otworzyłem ją i wygrzebałem z niej moją kurtkę i szalik. Rzuciłem owe rzeczy na podłogę, założyłem buty po czym poprzednio rzucone przedmioty. Wiem, nie myślę co robię. Tak już mam, dlatego też Aaron nie zareagował w jakoś dziwny sposób. No chyba, że stanie i oczekiwanie zalicza się do dziwnych rzeczy. Przed wyjściem złapałem moją torbę z logiem My Chemical Romance i ruszyłem z moim przyjacielem do szkoły.
*Time skip- w szkole/ w klasie już na zajęciach*
Czemu musiałem zapisać się do tak nudnej szkoły... a tak... wszystkie inne bliskie mi osoby... bliski dostęp do niej jak i do supermarketu który był koło 4 minut drogi stąd... dobrzy nauczyciele... Tak, powodów jest dużo, tyle ile powodów do nudy. Rozglądałem się po klasie myśląc, że pośmieje się z głupich zachowań innych rówieśników. Patrząc na lewo, dostrzegłem Jeffersona, który coś pisał... pewnie kolejny wiersz do Madisona. Na prawdę, codziennie widzę Thomasa przy Jamesie próbując go poderwać. Słabo mu wychodzi, nie dziwie się czemu. Czemu mu by tutaj nie przeszkodzić, hmm... Dobra, powstrzymam się. Czemu by nie zrobić tego co on? Wyciągnąłem swój słynny zeszyt do pisania wierszy i zacząłem coś bazgrolić
Nearly me, behind me
Just like that but before me
Like empty bottles of broken wings
Like little kitty who has a bad dream
Like pretty rainclouds that make a furious rain
Rain that will decide which way I can go
But will it matter? Will it matter?
Every path looks the same for me
Looks like I'm gonna need a protection from these things
Things that keep seeking for my weakness
They make me stronger everyday
But that in that day...
Abstrakcyjnie mi to wyszło, wiem. Ale cóż, lubię opisywać swoje emocje w abstrakcyjnych wierszach. Jest to wtedy może i trudne do zrozumienia dla innych, lecz gdyby im to wytłumaczyć, wszystko nabierze sensu. Tak jak ten wiersz... chyba na razie będzie moim ulubionym. Spojrzałem na zegar w klasie... jeszcze tylko półgodziny zajęć! Ja w to nie wierzę....
------------------------------------
1015 słów w tym rozdziałku *-*
Tak wiem... po pierwsze przepraszam jeżeli zrobiłam jakieś błędy 😅 a po drugie... miała się ta część pojawić wieczorem... ale jest dodawana o 02:53 😂 Ogółem, mogłabym częściej dodawać do tego rozdziały, lecz wiecie... szkoła, brak weny i te sprawy. Sama bym chciała by ta książka rozwijała się dobrze i miała dużo rozdziałów, bo ja na prawdę mam dużo pomysłów na nią ale za mało czasu, żeby zrealizować jej przebieg. Ale okay, skoro ja już wypowiedziałam swoje, życzę ci osóbko, która to czyta szczęśliwego dnia, nocy, wieczora, ranka, świtu czy o jakiejkolwiek porze to czytasz 😊 Bye-nee!
CZYTASZ
Still just writing and expressing feelings (Lams modern au)
FanfictionNiewiedza o miłości nie jest czymś pięknym. Ciągle stres na ten temat, różne myśli... Lecz swoje uczucia można wyrażać w dość niecodzienny sposób. W jaki? Poprzez pisanie.