Rozdział 2

89 8 1
                                    

*21.12.2012 r. 6:45*
Przesiedziałem całą noc sam w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Zerkałem co chwilę na zegarek, na mojej ręce. Nie zmrużyłem oka, chodźby na chwilę, bo bałem się, że on za chwilę wróci. Krzyczałem, tak długo jak tylko mogłem, ale po pewnym czasie brakło mi tchu. Byłem zmarznięty, głodny i obolały. Drzwi były zamknięte na klucz. Próbowałem znaleźć jakieś rzeczy, które ułatwiły by mi ucieczkę. Jakiś pręt, którym mógłbym się obronić, albo łom, ale nic tam nie było. Kopałem w ściany i marnowałem tylko niepotrzebnie siły. Nagle usłyszałem jak zamek się otwiera i odrazu skuliłem się w kącie jak szczeniak. Nie potrafiłem nic zrobić.

I ja jestem mężczyzną?!

Do środka wszedł Arthur zatrzaskując za sobą drzwi.

- Już wstałeś... czy się jeszcze nie kładłeś? - Zadał pytanie dosyć przyjaznym głosem. - To nie zdrowo nie spać całą noc. - Powiedział, jakby go interesowało moje samopoczucie.

- Wypuść mnie. - Powiedziałem cicho. W odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech. - Dla czego mnie tu trzymasz? - Dodałem trochę odważniej.

Klęknął przedemną i pogładził mnie ręką po policzku, a ja zastygłem z przerażenia.

- Chcę cię chronić.

- I dla tego mnie więzisz i krzywdzisz?! - Głos mi zadrżał, ale powiedziałem to najgłośniej jak mogłem.

- Jeśli będziesz grzeczny, nic ci nie zrobię, a teraz jedz. - Podał mi coś zawiniętego w papier, a obok położył butelkę z wodą.

Nie wziąłem tego. Odwróciłem twarz w drugą stronę. Nieoczekiwanie mężczyzna chwycił mnie za brodę i przekręcił tak, bym patrzył na niego.

- Powiedziałem coś! Jedz to! - Krzyknął surowym głosem, po czym oberwałem otwartą dłonią w twarz, ale druga nie przestawała trzymać mojego podbródka.

- Jesteś psychopatą! - Wrzasnąłem, a echo mojego (dla odmiany stanowczego) głosu rozbrzamiało w pomieszczeniu. Z policzka spłynęła łza. Wiedziałem, że to się nie może dobrze skończyć.

Mężczyzna miał w oczach furię. Schował zawiniątko do kieszeni. Wstał, równocześnie podnosząc mnie za bluzę, którą miałem na sobie. Był bardzo silny. Dużo silniejszy odemnie. Szarpałem się na boki, wierzgałem nogami i próbowałem odepchnąć jego rękę, ale na nic. Przeniósł mnie przez pokój do rogu naprzeciw, gdzie stał fotel. Z impetem rzucił mnie na niego i odrazu przyblokował swoim ciałem. Klęczał nade mną przyszpilając moje ramiona do oparcia. Jedną ręką sięgnął po zawinięte w papier jedzenie. Zobaczyłem, że to kanapka. Ugryzł kawałek i chwilę żuł. Nagle zbliżył swoją twarz do mojej i połączył nasze wargi. Nie spodziewałem się tego, wiec nie miał żadnej przeszkody, by swoim językiem wepchnąć mi do ust pogryzione kawałki kanapki. To było okropne, ale on zrobił to w taki słodki sposób. Na policzkach poczułem mocne wypieki. Arthur przymknął delikatnie oczy, jakby to był prawdziwy pocałunek, a ja swoje szeroko otwarłem ze zdziwienia. Przełknąłem pokarm. Wogule nie mogłem zrozumieć tego człowieka. Przerażało mnie w nim to, że był nieobliczalny. Nie można było się spodziewać co zaraz zrobi. W końcu odepchnąłem go od siebie, a on popatrzył na mnie z głupim uśmiechem na twarzy.

- Nie chcesz jeść, to muszę cię karmić. - Zaśmiał się brunet.

- Jesteś chory. - Powiedziałem cicho, zasłaniając ręką usta, miałem nadzieję, że nie zauważy mojego zawstydzonego wyrazu twarzy.

- Nie... Myślisz się. To oni są chorzy. To oni chcą wszystko zniszczyć! Ciebie też! - Mówił z pełnym przekonaniem. Był pewny tego co mówi, a ja bałem się coraz bardziej.

- N-nie musisz mnie przed nikim chronić... Ch-chcę po prostu wrócić do rodziny. - Prawie szeptałem. Z oczu już regularnie spływały łzy. Nie patrzyłem się na chłopaka - nie miałem odwagi.

- Rodziny?! Teraz ja jestem twoją rodziną i nikt inny! - Krzyknął niespodziewanie jak opętany, jakby moje słowa wywołały u niego atak agresji.

Gwałtownie ręce z moich ramion przełożył na szyję i przycisnął do fotela. Zacząłem się dusić. Drapałem jego ręce, ale on nic sobie z tego nie robił, mimo że krew lała się z ran. Zaczynało mi brakować powietrza. Nie mogłem w tej chwili o niczym myśleć, skupiałem się tylko by zaczerpnąć tlenu. Spojrzałem błagalnie w jego oczy i zauważyłem w nich nie tylko złość, ale także strach. Ten człowiek był kompletną zagadką. Gdy zobaczył moją twarz, coś w nim pękło. Jego wściekła mina zniknęła i pojawiła się jakaś inna - tak jakby było mu przykro, przez to co zrobił, a równocześnie był tym zaskoczony. Puścił mnie, a po chwili również zszedł z moich kolan. Ja siedziałem w miejscu próbując uspokoić oddech, a on patrzył na mnie. Arthur rzucił mi na nogi resztkę kanapki, dalej w połowie zawiniętej w papierek, po czym opuścił pokój, nawet nie oglądając się na mnie.
Nie miałem ochoty jeść, tym bardziej, że bolało mnie gardło. Obrociłem się delikatnie na bok i podciągnąłem kolana do brody. Wtuliłem się w siedzenie. Zacząłem tracić nadzieję, że kiedy kolwiek stąd wyjdę, ale musiałem coś wymyślić.

Muszę być przygotowany, gdy on przyjdzie znowu.

Po paru minutach rozmyślania wstałem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.

Szafki.

Podeszłem do nich bliżej. Były metalowe. Typowe do garażów. Ale to miejsce nie przypominało w żaden sposób garażu. Poruszałem trochę drzwiczkami i zauważyłem, że zawiasy są stare i zardzewiałe. Postanowiłem je oderwać. Pociągnąłem na początku delikatnie i usłyszałem skrzyp. Bałem się, że Arthur może mnie usłyszeć, ale musiałem coś zrobić. Nie mogłem siedzieć bez czynnie. Za kolejnymi razami skrzyp był już głośny, dla tego chciałem to zrobić jak najszybciej. W końcu się udało. Wraz z metalowymi drzwiczkami upadłem na ziemię. Miałem w końcu coś, czym mogłem się obronić.

Teraz wystarczy poczekać za drzwiami do czasu, gdy on przyjdzie i uderzyć go tym. A jak straci przytomność będę mógł uciec.

Plan wydawał mi się idealny. Myślałem, że wszystko będzie w pożądku i wkrótce będę mógł stąd wyjść.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Hejka! Kolejny rozdział leci. To już drugi dzień, który Finn spędza u Arthura. W kolejnej części dowiecie się czy jego plan na prawdę jest taki dobry :D
Do następnego!

Stockholm syndrome [Yaoi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz