Ich bin Simon

32 3 17
                                    

- „Ich bin Simon" – Nie wiem, dlaczego, wstukując te trzy słowa na klawiaturze poczułem jakby uderzenie. Właśnie dostałem w pysk od swojego życia.

- Simon, chodź wreszcie. Nakrywam do stołu!

- Odpierdol się, no! – Głos podświadomości odpowiedział na nawoływanie z kuchni

- Czym się zajmujesz?

- Aktualnie pozwalam wyobraźni stworzyć portret twoich cycków – Już napisałem, jednak opamiętałem się w ostatniej chwili przyduszając Backspace'a

- Pracuję w nieruchomościach

Tak właściwie to czemu ja kłamię? Może chodzi o to, że nie lubię mówić prawdy o sobie. Bo moje życie też nie jest prawdziwe, przecież to jakaś chora bajka, wyimaginowana rzeczywistość, jasne, że mogę to powiedzieć, że godzinami napieprzam w futbolówkę, co nie ukrywając sprawia mi zajebistą frajdę. Ale po chuj? To tylko jakaś dziwka w internecie.

- Naprawdę? To musi być bardzo ciekawe.

- Nie to nie kurwa nie jest ciekawe, ani prawdziwe, po co to pierdolenie, chcę tylko twojej dupy!

- SIMON IDZIESZ CZY NIE?! – Nie wierzę, że tu przyszła. I stoi teraz kurwa mać w progu ubrana w ten swój seksowny fartuch kuchenny, który kilka lat temu dostała ode mnie pod choinkę i pończochy. Tak, wyłącznie. Tak myślę, że jakby odsunęła się centymetr w prawo, zobaczyłbym jej nagi tyłek i... urosły jej cycki? Wpatruję się w nią tępo przez chwilę, w końcu uśmiecham się sztucznie. – Jestem zajęty. – Moja ręka automatycznie kieruje się na prawie łysą głowę, po której się drapię, druga zaś odgarnia laptopa dalej na łóżko.

- W takim razie będę czekać. – Niby zrezygnowała, ale z nią nigdy nic nie wiadomo - odwraca się na pięcie i wychodzi. HA! miałem racje z tym tyłkiem! Mam ochotę przybić sobie piątkę. Już jej nie ma. Chociaż tyle. Połączenie się przerwało i teraz musze szukać nowej. Chwytając się za łeb padam na pościel.

...

Zacznijmy od początku.
2012r.
Wczesne wiosenne popołudnie. Zajechany, jak dziki wół wracam do swojej kawalerki zwanej domem. Odkąd trener zdecydował o przeniesieniu mnie do pierwszej drużyny, zapieprzam podwójnie próbując dać z siebie wymagane 200% Zależy mi na regularnej grze. Wysiadam z kolejki i wlokę się kolejne trzysta metrów chodnikiem, bo mój stary rzęch tkwi u mechanika, a na coś porządnego jeszcze mnie nie stać, ale myśl, że długo taki stan rzeczy trwać już nie będzie, daje mi siłę, na dotarcie pod drzwi wejściowe. Naciskam klamkę i od progu wita mnie... Nie, to nie pies, mam tyle szczęścia, że jest to najcenniejsza dla mnie osoba, należąca wyłącznie do mnie od przeszło pięciu lat kobieta.

- Simon, nareszcie wróciłeś, tęskniłam za tobą. – Od razu całuje mnie tak namiętnie, że od razu wracają mi siły i jedyne na co mam ochotę, to udać się z tą piękną panią do... do łóżka, bo od posiadania prawdziwej sypialni dzieli mnie jeszcze kilka miesięcy gry, powinienem zdążyć zrobić sobie prezent na 21 urodziny.

- Masz dla mnie ten autograf Grosskreutza? – Pyta radosnym głosem, podgryzając mi ucho.

- Nie masz na co liczyć słodka, twój jedyny i najlepszy piłkarz stoi przed tobą. – Zalotnie przyciskam się do niej biodrami.

- Idź pod prysznic wojowniku, widzimy się przy stole. – Klepie mnie w tyłek i całuje w nos, co biorąc pod uwagę różnicę wzrostu, sprawia jej mały problem. Kurwa, jak ja kocham tą wariatkę!

2013r.

W życiu nie pomyślałbym, że tak dobrze mogę bawić się bez jej towarzystwa. Monica złapała anginę i na imprezę do jednego z chłopaków wysłała mnie samego. Początkowo nie chciałem jej zostawiać, ale to jednak my, nie kto inny, właśnie MY zagramy w finale Ligi Mistrzów z Bayernem. Czasem można coś tam poświęcić.

Einfach SimonWhere stories live. Discover now