Raz.

36 7 7
                                    

Śmieję się z zabawnej miny Ruby. Dziewczyna fuka pod nosem i nurkuje w odmętach wody. Sama czuję już nieprzyjemne mrowienie pod stopami. Czas wyjść na ląd. Gładzę dłońmi włosy, jak po żelu i spokojnie idę do brzegu. Promienie słoneczne muskają moje ciało w delikatny, lecz bardzo przyjemny sposób.

Dochodzę do ręcznika z myszką Mini. Zabieram z niego drugi, zielony i wycieram się do sucha. Strzepuję piach z ciała, czego wręcz nienawidzę. Zawsze musi się kleić. I jest w najmniej pożądanych miejscach, że tak powiem. Staram się wykręcić włosy z których kapie woda. Później zginam się w pół i szoruję swoją czuprynę. Dobrze wiem, iż jak wstanę to będę miała na głowie prawdziwy tajfun.

I nie myliłam się tym razem. Chichram się z prawdziwej burzy kudłów. Ubieram szorty i jakiś męski T-shirt, który wyrwałam za połowę ceny. Za duże ciuchy są najlepsze.

- A ty co!? - słyszę krzyk Ruby. Odwracam się z lekkim uśmiechem.

Piękna blondynka wychodzi z wody, kręcąc ponętnie biodrami. Przykuwa wzrok większości mężczyzn na tej plaży. Pożerają ją wzrokiem. Kręcę głową rozbawiona. Ruby wie jak działa na płeć przeciwną. I mocno to wykorzystuje.

- Zimno mi się zrobiło - tłumaczę dopiero gdy jest obok. Nie mam zamiaru wydzierać się na całą plażę

Blondynka z westchnięciem pada na plecy. Nie wiem jakim cudem nie przeszkadza jej ten piasek. Jest wszędzie.

Dosłownie wszędzie.

- Lamus. - Komentuje z uśmiechem. Wzruszam ramionami.

No co ja poradzę na to, że jestem zmarźlakiem? Nawet w Kalifornii, gdzie w marcu jest gorąco.

Usadawiam swoje cztery litery na ręczniku. Przyglądam się swojej przyjaciółce. Akurat ubiera obcisły top. Zaraz robi się on mokry od bikini. Zbieramy nasze rzeczy, ponieważ ciemnooka musi być niedługo w domu. Zakładam na nos okulary przeciwsłoneczne i patrzę, czy ostatecznie wszystko zabrałyśmy. W końcu stwierdzam, iż mogę iść i doganiam Ruby.

- Jutro szkoła, nie? - wzdycha.

Dla niej weekend mógłby trwać wiecznie. Jasne, mógłby prawie dla wszystkich. Prawie, ponieważ ja wolę nie być głupia i mam dobre oceny.

- Poniedziałek, Ruby. Nie, wcale nie idziemy do szkoły - parskam sarkastycznie.

Dziewczyna trąca mnie biodrem i cicho się śmieje. Sama staram się pokazać szeroki uśmiech. Czasem po prostu nie mogę nie być sarkaztyczna. Niektóre wypowiedzi ludzi są tak bezsensowne, że aż płakać się chce.

Drepczemy spokojnie w stronę mojego domu. Ciemnooka mieszka przecznicę dalej, jednak i tak spędzam u niej dużo czasu. Dzisiaj, niestety, blondynka ma gości i nie może zostać ze mną dłużej. Jest po piętnastej, a słońce przestaje tak grzać. Dodatkowo pojawia się delikatny, chłodny wietrzyk. Dzięki temu, iż mam mokre włosy, mogę cieszyć się przyjemnym chłodem.

- Ej, chodź. Wejdziemy jeszcze do sklepu - wskakuje palcem na jakiś supermarket.

Jęczę głośno. Zostaję złapała pod rękę i siłą zaciągnięta do tego sklepu. Nienawidzę ich. Czy to supermarketów, czy jakiś super zajebistych drogerii. Zawsze od chodzenia po nich bolą mnie nogi, a Ruby siedzi w nich z kilka godzin. Zalety posiadania bogatej, bardzo narcyzrycznej przyjaciółki.

Ale cóż, jest wiele rzeczy, które są o wiele gorsze. Ona to pikuś.

Wchodzimy do chłodnego budynku. Ruby wyje zadowolona. Kilka osób patrzy na nią, jak na wariatkę, z czego rżę. Przechadzamy się pomiędzy alejkami, a blondynka wybiera różne łakocie. Zawsze zazdrościłam jej metabolizmu. Żre jak pies, a figurę ma niczym modelka z Victorii Sectret. Aż wstyd iść obok niej.

Niespodziewanie dziewczyna zatrzymuje się na baczność. Patrzy gdzieś przed siebie. I ja próbuję odgadnąć o co jej chodzi, jednak przegrywam.

- Co jest? - pytam zaciekawiona.

Jej dłoń podnosi się, a palec wskazuje na pewne miejsce. Od razu przenoszę tam swój wzrok i już wiem, co ma na myśli. Właśnie obie wpatrujemy się w wysokiego bruneta, który zwyczajnie robi zakupy. Nic dziwnego.

- Dziwadło na pierwszej - szepcze, z zamiarem oddalenia się.

- Przestań. Nie znasz go, tak samo jak wszyscy wyzywający go idioci - można powiedzieć, że warczę. Ruby rozszerza oczy.

- Dobrze się czujesz? - dotyka mojego czoła. - Mam zadzwonić po karetkę?

Odpycham jej dłonie. Jestem zła. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego oni wszyscy go tak gnębią. Jest normalnym facetem. Z bardzo przystojnymi rysami twarzy...

- Chodźmy, Ruby. I przestań tak się na niego gapić! - uderzam ją w ramię. Syczy, masując obolałe miejsce.

Przypadkowo zwracam na siebie uwagę kilku osób. W tym jego. Brązowo-złote tęczówki patrzą prosto na nas. Ruby natychmiast się odwraca i ciągnie mnie do kasy. Siłuję się z nią. Uśmiecham się lekko do chłopaka, machając mu przyjaźnie. Odwraca wzrok, całkiem chowając się za stoiskami.

Czasem wydaję mi się, że jest nieśmiały. I uroczy.

Stoimy w kolejce do kasy. Jakaś stara baba kasuje zakupy, jakby zjadła tonę gulaszu mojej babci. A po nim każdy ledwo by chodził. Ruby przeklina ją pod nosem. Chichoczę cichutko. Zawsze rozbawiały mnie te jej nagłe przypływy złości i niepohamowanej irytacji.

Z zainteresowaniem rozglądam się wokół. Brunet stoi dwie osoby za nami. W skupieniu mu się przyglądam. Nie zauważa tego, ponieważ wzrok ma wlepiony w ekran telefonu. Zastanawiam się, czy może aktualnie pisze z dziewczyną. Tak, jest to bardzo prawdopodobne.

Blondynka uderza mnie z biodra. Pędem wkłada zakupy do torby plażowej i ciągnie mnie do wyjścia. Zaskoczona jej dziwnym zachowaniem hamuję.

- Co tak się śpieszysz? - prycham.

- Stał dwie osoby od nas. Wolałam uciekać - mamrocze.

Jestem oburzona jej zachowaniem. Jakim cudem może w ten sposób mówić o żywej osobie?

- Jesteś okropna - bąkam.

Ta tylko łapie mnie za rękę i promiennie się uśmiecha.

DifferentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz