Siedem.

15 1 0
                                    

 Światła.

Wszędzie kolorowe światła.

Mrugam szybko. Naprawdę jest tu głośno. Kręcę zdezorientowana głową. Wokół mnie jest od groma osób. Niektórzy są z dziećmi, inni z przyjaciółmi. Jeszcze ktoś przyszedł sam. Ruby ciągnie mnie w każdy, nawet najmniejszy zakątek festynu. Jestem dziwnie oszołomiona. Wesoła muzyka obija mi się o uszy, powodując ból. Co ja tu robię? Sama się pytam...  Jestem jak robot. Nic nie mówię, wykonuję tylko powierzone mi zadanie. Udaję szczęśliwą, ale czy taka jestem? Czy boję się pokazać blondynce, wszystkim wokół, że nic u mnie nie gra tak, jak powinno? Nie mam szczęśliwej rodzinki. Nie mam fury kasy. Nie jestem szaloną, pozytywną postacią. Jestem...

Jestem kłamczuchą.

Kłamczucha... To słowo odbija się w mojej głowie, niczym niechciane echo. Krwawią mi uszy. Ból jest niewyobrażalnie duży. Ledwo co ogarniam wszystko dookoła. Czuję się źle wokół nich wszystkich. Dotykam ludzi, ale to całkiem przypadkowo. To też się liczy? Dostanę po mordzie?
Ocieram się skórą o różne części ciała różnych osób. Jestem otoczona z każdej strony. Wydaje mi się, iż oni wszyscy patrzą na mnie. Patrzą i szepczą ,,Oszustka...“  Jestem nią. Jestem bezwstydną kłamczuchą, okłamuję każdego w swoim otoczeniu. Zakładam maski, różne, przeróżne. Otaczam się murem obronnym, bojąc postawić pierwszy krok na powierzchni prawdy.

- Zobacz! Można wygrać misia! - krzyczy dziewczyna, ciągnąc mnie w dane miejsce.

Zatrzymujemy się przed straganem z pistoletami na wodę. Zasada jest prosta - trzeba wypełnić zbiornik, celując dokładnie w czarny, mały otwór na samym środku obręczy. Dostajemy pistolety. Nie potrafię się skupić. Trzęsą mi się dłonie. Kątem oka widzę, iż Ruby idzie świetnie. Zaraz napełni zbiornik, a ja? Ja nawet jeszcze do niego nie wycelowałam. Woda leci wszędzie, tylko nie w dobre miejsce. Zamykam jedno oko, myśląc że w ten sposób pójdzie mi lepiej. I faktycznie tak jest, aczkolwiek tylko na sekundę. Kończy się na tym, iż Ruby zdobywa wielką pandę, a ja cukierek pocieszenia.

Dalej idziemy rzucać w puszki. Miałam trzy próby, trzy strzały. Zero wygranej. Dziewczyna za to zdobywa tiarę księżniczki, która po naciśnięciu guziczka zaczyna migotać różowym światłem. Krzywię się, co nie uchodzi uwadze mojej przyjaciółki.

- Co jest, ruda? - pyta, niby od niechcenia.

- Bolą mnie nogi - zaczynam sucho. - Nic nie wygrałam. Ludzie gapią się na mnie, jakbym była chora psychicznie. I ty się jeszcze pytasz, co mi jest? - parskam.

Blondynka muczy coś pod nosem i marszczy brwi.

- Dlaczego chociaż raz nie będziesz się dobrze bawić? - wyje. - Zobacz! Tu jest cudownie!

- Chyba okropnie - prycham.

Blondynka staje w miejscu. Po kilku krokach czynię to i ja. Jesteśmy tu już od kilku godzin. Chcę wrócić do domu. Nieważne, iż czeka tam Lucas. Najprawdopodobniej pijany, ale co z tego? Przemknę jakoś do pokoju i się w nim zamknę. Proste, jak odebranie dziecku lizaka.

- Vexia, czemu ty zawsze musisz wszystko psuć? - pyta z dziwnym wyrazem twarzy.

Tak, zawsze ja.

To ja łażę za chłopakami.

To ja przerywam spotkania w najmniej oczekiwanym momencie.

To ja obgaduję każdą miniętą osobę.

To ja jestem kokietką, kuszącą starych grzybów.

To ja jestem tą, która zawsze wszystko psuje...

- Ja? - podnoszę brwi w zdziwieniu. - To ty zawsze coś odwalisz.

- Ale ja potrafię się cieszyć! - wyrzuca ręce w powietrze.

Kręcę z rozbawieniem głową.

- Tak, bo ja jestem zdechlakiem, który nienawidzi obecności obcych osób - mówię prawdę. - Nie jestem tobą, Ruby.

- Jesteś gorsza ode mnie, nie próbuj zaprzeczyć - warczy już zła.

Uśmiecham się lekko. Puszczam hamulce. Uwielbiam to uczucie, tę wolność. Czuję wtedy błogie zimno w okolicy płuc, mogę zaczerpnąć świeżego powietrza. Zrzucam każdą maskę i ukazuję tę inną stronę prawdziwej mnie.

- Ja się przynajmniej nie puszczam. Nawet dziwki biorą za to kasę, a ty... No, niestety, kochanie - posyłam jej całusa i odchodzę, pozostawiając dziewczynę w szoku.

DifferentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz