Dwa

192 22 0
                                    

Przerwał nam hałas. Nagły ostry podmuch wiatru wywołał gęsią skórkę. Mój notatnik poszybował w niebo. Krzyknęłam. Nie mogłam go stracić. Był częścią mnie, moimi wspomnieniami, uczuciami, pocieszeniem. Wyplątałam się z objęć i pobiegłam za nim. Pola już nie wydawały się takie przyjazne. Były ciemne, ponure, zimne powiewy targały zbożem i moją sukienką. Ciężkie deszczowe chmury zasnuły niebo. Wszechobecny szum przyprawiał mnie o dreszcze. Mroczna sceneria zaczęła mnie przerażać. Chciałam uciec jak najszybciej w jakieś bezpieczne miejsce. Bałam się wracać przez pola. Wyobraźnia zaczęła szaleć. Każdy szelest przywodził obraz zbłąkanych dzikich psów ukrytych w zbożu. 

 Notatnik spadł kilkanaście metrów dalej. Najszybciej jak potrafiłam poszłam po niego i wróciłam po resztę rzeczy. Wonho czekał na mnie tam gdzie go zostawiłam. Stojąc przy nim czułam się bezpieczniej, ale musiałam wracać. Do oczu wlatywał mi pył, zeschłe liście uderzały we mnie z każdej strony, a ja biegłam między polami jak najkrótszą drogą do bezpiecznego miejsca. Obecność Wonho dodawała mi otuchy. Wyczuwałam go podążającego za mną, ale nie oglądałam za siebie. Nawet jeśli nic by to nie dało. W tej wichurze ledwo widziałam co mam przed sobą. 

Gdy byłam już blisko zaczął padać deszcz. Wbiegłam na podwórko, ale nie uciekłam do domu. Skręciłam w małą alejkę prowadzącą na coś co można by nazwać ogródkiem. Stało tam duże drzewo, do którego od razu podeszłam. Zaczęłam się wspinać. Wonho ruszył za mną, asekurował mnie na wypadek gdybym się ześlizgnęła z prowizorycznej drabiny przybitej do pnia. Znalazłam się na odpowiedniej gałęzi. Była na niej ułożona podłoga z desek którą odgradzały sznury więc nie bałam się już że spadnę. Jeszcze kilka kroków i nacisnęłam klamkę. Drzwi otworzyły się i weszliśmy do środka.   

WonhoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz