rozdział 1

20 3 0
                                    

Od dziecka marzyłam o Yale, ale nie każde marzenie musi się spełnić. Już pogodziłam się, że moje miejsce jest w Los Angeles, a nie New Haven. Los chciał, żebym poszła w ślady brata i tak oto jestem na drugim roku dziennikarstwa na UCLA. Czy żałuje? Rok temu powiedziałabym tak, ale teraz jestem wdzięczna losowi.

Wstałam z mojego łóżka wolna od kaca, który miała pewnie polowa kampusu. Spojrzałam na łóżko mojej współlokatorki, które było puste. Poprawiłam jej poduszkę i podeszłam do szafy z której wyjęłam pierwsze lepsze krótkie spodenki i koszulkę. Miałam nie całe półgodziny do pierwszych zajęć w nowym roku uniwersyteckim, a na dojście do auli potrzebowałam piętnastu minut. Szybko ubrałam się i zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy ze sobą.

-Pyper!-usłyszałam gdy tylko wyszłam z akademika. Doskonale wiedziałam kto mnie woła dlatego nawet nie się nie odwróciłam i przyspieszyłam kroku.- Błagam dziewczyno daj spokój!

- To ty daj mi spokój Lucas! Mówiłam ci nie jestem zainteresowana.

- Daj spokój Lynn.-mruknął mocno zdyszany Hemmings.

- Nie, nie i jeszcze raz nie.-warknęłam ściskając telefon w dłoni. Przysięgam nikt mnie tak nie wpienia jak Luke Robert Hemmings, kapitan drużyny lacrosse.- Irwin tak bardzo jak cię nie lubię tak błagam, żebyś zabrał tego idiotę zanim złamię mu nos.- Powiedziałam podchodząc do przyjaciela mojego napastnika.

-Stary ona ma racje. Mój samochód jest u mechanika i nie będę miał jak zawieść cię do szpitala.

Po słowach chłopaka po prostu odeszłam nie miałam czasu ani ochoty na konwersacje z tą dwójką. Jeśli miałabym podać minusy tego miejsce to byłaby ich dwójka i jeszcze ich kumpel Calum. Z całej tej pseudo paczki spoko jest jedynie Michael, który umawia się z moją najlepszą przyjaciółką Niahm przez co raz na jakiś czas muszę znosić tych idiotów.

Spóźniona weszłam na cóż pusta aulę. Jedyną osobą poza mną był wykładowca Timmy, który ze swoją kawa siedział przy biurku i czytał książkę.

-Cześć!- powiedziałam zbliżając się do niego.

-O Pyper! Gratulacje zaliczenia i witam cię umm... jako jedyną.- powiedział odkładając swoją kawę na dębowy blat. Zaśmiałam się i usiadłam w pierwszej ławce.

- Wczoraj była niezła impreza no i nie wszyscy są dziś wśród żywych.

-Wiem, widziałem kilku zgonujących na trawniku przed bractwami jak jechałem. Jak chcesz to możesz iść, ja też spadam tylko dokończę kawę.

Timmy był zdecydowanie najlepszym wykładowce, nie tylko pod względem przekazywania wiedzy, miał świetny kontakt ze studentami, ale na to pewnie miał wpływ jego młody wiek. Skończył dwadzieścia osiem lat w minionym miesiącu. Był naprawdę zabawny i bardzo towarzyski dlatego wszyscy go uwielbiali. Nie brakowało mu tez nic w wyglądzie, był zdecydowanie za gorący na nauczyciela młodych dziewczyn.  Tłumy dziewczyn były w nim zakochane po uszy, ja nie, ale nie mogę powiedzieć, że nie podobał mi się.

Tydzień przed rozpoczęciem studiów mój brat, który był wtedy seniorem zabrał mnie do jakiegoś klubu po drugiej stronie miasta i tam właśnie poznałam Tima. Po dwóch drinkach cóż trochę się całowaliśmy, a potem zobaczył mnie na wykładzie.  Tak w sumie zakończyła się nasza bliższa znajomość. Widywaliśmy się tylko na uczelni i imprezach mojego brata.

Wyszłam z brunetem z sali wykładowej, którą zamknął na klucz. Nie przerywając rozmowy na temat wybryków mojego niedojrzałego braciszka, które wyczyniał na urodzinach mojego wykładowcy szliśmy w kierunku pokoju wykładowców.

-Możesz wracać do akademika, zwolnię cię z pozostałych wykładów za fatygę.-powiedział zatrzymując się przed białymi drzwiami.

-Dzięki panie profesorze.- Uśmiechnęłam się do niego promiennie i za zgoda skierowałam się do wyjścia z budynku. Dzięki mężczyźnie miałam trzy wolne godziny do mojej zmiany w kawiarni. Gdy wyszłam na świeże powietrze słońce niemalże od razu mnie oślepiło. Na campusie było znacznie więcej ludzi niż godzinę temu. Dziewczyny były bez makijażu, a chłopaki z nieładem na głowach. Wszyscy wyglądali zupełnie inaczej niż poprzedniego wieczoru. Szłam między tłumem witając się z znajomymi delikatnym uśmiechem. Oni nie mieli czasu, a ja tak naprawdę nie miałam ochoty na zbędne rozmowy, chciałam tylko wrócić do mojego pokoju i doprowadzić się do codziennego porządku. Gdy dotarłam do mojego miejsca zastałam moją współlokatorkę grzebiącą w mojej szafie. Zmarszczyła brwi na widok potarganej ubranej jedynie w bieliznę i dwie różne skarpetki blondynkę.

-Czego tam szukasz? Swojej godności? Bo chyba została w domu bractwa.-zaśmiałam się rzucając moją torbę na łóżko.

-Nawet mnie nie denerwuj. Już więcej nie tknę wódki.-mruknęła drapiąc się po głowie.

-Jasne kochaniutka, a ja idę do zakonu.

- Może powinnaś. Wtedy może Hemmo dał by ci spokój. Ostatnią rzeczą jaka pamiętam to jak mu dałaś z liścia. To było super.

-Wiem, trochę mnie ręka bolała, ale jak jest pijany jest jeszcze bardziej nachalny niż zwykle i w sumie to tęsknie za czasem, gdy Shawn był na miejscu.-nie przerywając rozmowy z przyjaciółką zaczęłam robić swój makijaż. Tymczasem dziewczyna nadal czegoś szukała wyglądając przy tym dosyć śmiesznie.

-Nie masz jakiejś czystej bluzy?-zapytała wreszcie obierają dłonie na biodrach.

- Jest około dwudziestu pięciu stopni, jesteś pewna że chcesz zakładać bluzę?

-Dobra, cokolwiek czyste?

-Dwie ostatnie szuflady.

- Co ja bym bez ciebie zrobiła?

-Chodziła nago?

Byłyśmy zbyt zajęte wykonywaniem swoich makijaży by ze sobą rozmawiać więc w pomieszczeniu była zabójcza cisza, aż do momentu w którym nie zadzwonił mój telefon.

-Julie odbierzesz?- zapytałam dziewczyny rysując kreskę na prawym oku.

-Nie sądzę, żeby był to najlepszy pomysł. To Joe.

No to pięknie.



to na początek. Mam nadziej że wam się wam spodoba bo to moje pierwsze opowiadanie i szczerze trochę się boje.

Jak koś by się zastanawiał to

Julie jest inspirowana wyglądem Juli Michaels, zaś Nia Hailee Steinfeld

xx



mind way; ashton irwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz