Rozdział 2

83 9 0
                                    

Poniedziałek - każdy dzień taki sam, ale zobaczymy może coś dzisiaj się stanie. Jestem w szkole, idę w kierunku Justina i jego kolegi Alana, który swoją drogą jest bardzo przystojny.

- Kogo moje oczy widzą panią Carters. - tak to moje nazwisko, on uwielbia zmieniać jego formy.

- Morda Bieber, ja nie do ciebie. - pocałowałam jego kolegę w policzek dzień po zerwaniu z Jackiem już podrywam następnego ja to jestem genialna. - Tylko do twojego kolegi Alana.

- A co z Jackiem? - widocznie nie widzieli, całujących się Jacka i Betty.

- Wczoraj wpakował się do mojego domu i powiedział, że ze mną zrywa i zgadnij z kim chodzi?- odpowiedziałam grzecznie Alanowi.

- Alan spójrz w lewo. - patrzył jakby nie wierzył. - Z Betty, nie wierze w twoje wybory Annie. -mówił spokojnie, ale kpiąco Justin.

- Ty się o mnie nie martw. - nachyliłam się nad jego ucho. - Tylko pilnuj siostry, żeby nie zaszła w ciążę.

- Ty się o moją siostrę nie martw, dobra?

- Niech będzie, ale żeby nie było ostrzegałam.

- Stary, co to było? - słysząc to pytanie uśmiechnęłam się. Dzwonek - melodia dla mych uszu, nie chce tylko spotkać Jack.

Wchodzę do klasy i widzę, no właśnie Bóg jest zdecydowanie przeciwko mnie. Próbuję go ominąć, lecz jego ręka ląduje na moim łokciu.

- Chciałbym z tobą porozmawiać, na temat, moich wczorajszych słów. - zmierzyłam go wzrokiem i zaczęłam się zastanawiać, czy coś brał, aczkolwiek oczy miał normalne.

- Czy ty się słyszysz człowieku, wczoraj mnie zostawiłeś i o czym ty chcesz rozmawiać? – spytałam patrząc zdziwiona i oburzona jego słowami.

- Carter i Cohen starczy tych pogaduszek, siadać.- z wielką przyjemnością.

- Zgodzisz się, ze mną porozmawiać? - chłopak, kompletnie zignorował słowa nauczycielki.

- Nie mamy o czym rozmawiać, idź do Betty, sam powiedziałeś, że to koniec. - wyrwałam swój łokieć i usiadłam na swoje miejsce. Nie wiem, czemu ale w moich oczach pojawiły się łzy. Nauczycielka tylko spojrzała na nas jeszcze raz, swoim przenikliwym wzrokiem, następnie zaczęła mówić o lekcji, którą dziś przeprowadzimy.

***

Siedząc na czwartej lekcji, byłam bliska uśnięcia, nie mam nic do historii, aczkolwiek nie wyspałam się dzisiejszej nocy, czasami za dużo myślę. Nagle, bez pukania wbiegła Pattie, spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.

- Przepraszam. - powiedziała, patrząc na nauczycielkę.

- Mam sprawę do Annie i to dość ważną. - powiedziała dziewczyna dalej patrząc na nauczycielkę.

- Jest to bardzo ważna sprawa, sam dyrektor prosi o obecność Annie i Justina. - powiedział Anthony, który pojawił się sekundę temu. To musi być coś ważnego, skoro obydwoje jesteśmy proszeni, zresztą takie role kapitana i kapitanki.

- Możemy udać się do dyrektora? - spytał Justin.

- Oczywiście, lecz następnym razem Pattie i Anthony, pukajcie. – powiedziała nauczycielka. My tylko pokiwaliśmy głowami.

Szliśmy korytarzem, nie zamieniliśmy, ze sobą ani słowa, chyba obydwoje potrzebowaliśmy tej ciszy. Oczywiście nie mówię, że nasze stosunki po ostatnim spotkaniu się zmieniły. Zapukałam w drewnianą powłokę i usłyszeliśmy ciche proszę.

- Wzywał nas dyrektor, możemy wiedzieć w jakiej sprawie? - odezwałam się.

- Tak, dziękuję, że się pojawiliście. Nasza sprawa nie jest łatwa, co prawda wiedziałem o niej już od dłuższego czasu, ale dzisiaj pani McCoy postawiła mnie przed faktem dokonanym. - mówił mężczyzna, a my dalej nie wiedzieliśmy o co chodzi.

Prorocza SiostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz