Walentynkowe szaleństwo... A nie przepraszam to tylko brak procesora

689 38 50
                                    

Per. Tina Prime

- Ty serio zapytałeś się mnie to co ja sądzę, że się mnie zapytałeś?! 

- Wyluzuj Prime, to tylko jedna kolacja. W dodatku w holoformie, więc nikt nas z żadnej z frakcji nie zobaczy. 

- Odpowiedz brzmi "Kurwa, NIE licz na to"! 

Syknęłam cicho, gdy poczułam jak trupio zimne dłonie decepticońskiego medyka zaopatrzone w długie szpony zaciskają się na mojej szyi. Przerażona tym zaczęłam mocniej szarpać, by utrudnić KnockOutowi dalsze pozbawianie mnie powietrza. Czułam jak Iskra robi się coraz bardziej gorąca, wręcz parzące kłęby pary sprawiały, że zbroja od środka parzyła mnie. Im bardziej chciałam zaczerpnąć powietrza, tym bardziej moje źródło zasilania piekło i parzyło mnie, a to zmuszało mnie to kolejnej próby zaczerpnięcia tlenu z ziemskiej atmosfery. Zależność goniła zależność, jak w jakimś pierdolonym zabawkowym torze. Z punktu A mamy pojechać do punktu B, ale pieprzony punkt B jest pierdolonym punktem A! Nosz kurwa! Jebane kółeczko! 

- Jesteś pewna?

- O...Okey... D-dość... - wyzipałam z trudem, a kiedy Transformer o szkarłatnych tęczówkach mnie puścił, upadłam na kolana. 

Cholera! Ten tlen, tlenek węgla (IV) i inne pierwiastki były jak energon dla mojej Iskry, głośno charczałam podczas wciągania świeżego powietrza w celu ochłodzenia ledwo wyrabiających wentylatorów i samej Iskry. Pozwoliłam sobie na klęk podparty, bo nadal byłam przymulona przez chwilowe odcięcie powietrza, a siłowniki drżały pode mną. W końcu po długiej chwili postanowiłam podnieść głowę i spojrzeć na tego irytującego Narcyza, który patrząc się na mnie, posyłał w moją stronę diabelski uśmieszek.

- Czego? - syknęłam słabym, a raczej zduszonym głosem.

- Widzimy się za kilka godzin, młoda. Co myślisz o równej dwudziestej?

- No...

- Okey. To do zobaczenia o dwudziestej.

Decepticon, zanim jeszcze poprosił o most ziemny, pomógł mi wstać z zakurzonego podłoża i z głupim uśmiechem zaczął otrzepywać moje barki i ramiona. Przy okazji nie mógł pominąć faktu, że jaki on jest biedny, bo zniszczyłam mu lakier. A on kurde to co mi zrobił?! No przecież zanim rzucił mnie na ziemię i potraktował tym swoim paralizatorem, nie opakował mnie w folię bąbelkową przy okazji zabezpieczając moją zbroję w piankę, czy jakieś inne bzdety używane do pakowania! Głupi Con... A jak głupia jeszcze zgodziłam się z nim na kolację. Dziś! W Walentynki! Jestem debilką... 

***

- Tina, no zdradź z kim dziś idziesz na randkę!

Odwróciłam się szybko w stronę białowłosej dziewczyny, która jak głupia szczerzyła się w moją stronę, przy okazji szukając czegoś w jednej z pierdyliarda swoich szkatułek i szkatułeczek. Myślałam, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Primus daj mi niezłe pokłady cierpliwości na dzisiejszy wieczór, bo jak dasz mi siłę to i dobrego adwokata mi będziesz musiał załatwiać. 

- Bibi, ja NIE idę na żadną randkę. To tylko głupia kolacja...

- Walentynkowa! A Walentynki to święto zakochanych, czyli jednak idziesz na r a n d k ę. 

- Randkę, randkę-srandkę. Kurwa! To tylko głupi żart... Znajomego. 

- No dobra... I tak ja wiem swoje - kuźwa dziewczyna jest o rok starsza, a mam ochotę zabić ją za te jej głupie uśmieszki i sugestywne spojrzenia. 

Wygładziłam fałdy koszuli, którą miałam przygotowaną na dzisiejszy wieczór. Czarny materiał ubrania był wzbogacony przez szef wykonany ciemnofioletową nicią oraz tego samego koloru guziki. Do tego jeszcze jeansy o odcieniu indygo oraz ciemnobrązowe sztyblety, które były jednymi z moich ulubionych obuwi. Uśmiechnęłam się pod nosem. Może nie będzie tak źle? KnockOut nie wygląda na nudziarza, pomimo, że to decepticoński medyk. 

Alternatywy || One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz