Jęknęłam czując jak obdarcia, które zafundowały mi moje trzynasticentymetrowe "buty robocze" dają o sobie znać z każdym krokiem przybliżającym mnie do baru.
Popchałam drzwi, które ani drgnęły. Warknęłam pod nosem, i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że powinnam, pociągnąć je w swoją stronę, a nie tak jak to wcześniej uczyniłam — pchać. Przewróciłam oczami na swoją inteligencje i ponowiłam próbę wejścia do pomieszczenia, ciągnąc za klamkę, która w końcu ustąpiła.
Brawo. Dostałam się do pracy! Połowa sukcesu za mną.
Kiedy tylko przekroczyłam, próg drzwi, uderzył we mnie zapach, papierosów i cygar tworzący nieprzyjemny odór, w połączeniu z alkoholem, który lał się tutaj strumieniami.
Zmarszczyłam nos.
Mimo, że pracowałam tu już od dłuższego czasu, ta mieszanka wciąż wywoływała u mnie odruch wymiotny.
Rozejrzałam się po zadymionym pomieszczeniu i zauważyłam, że wiele stolików, jest zajętych, przez ubranych w drogie garnitury mężczyzn, trzymających w dłoni grube pliki jednodolarówek, którymi pewnie będą obdarowywać, dziewczyny, tańczące na scenie.
Prychnęłam pod nosem i niezaszczycająca żadnego z nich dłuższym spojrzeniem ruszyłam w stronę zaplecza, gdzie zostawiłam płaszcz, którym zasłoniłam swojej ciało przed zimnym powiewem Nowojorskiego wiatru, które w tym roku wyjątkowo dało o sobie znać. Spojrzałam w lustro, a grymas pojawił się na mojej twarzy. Niestety moje ciemne loki nie przeszły próby, pokonania nieokiełznanej pogody, w skutek czego sterczały teraz w każdym możliwym kierunku, na co głośny jęk wydobył się z moich ust. Z torebki wyciągnęłam, niebieski grzebyk i paroma ruchami przeczesałam, ciemne loki doprowadzając je do odpowiedniego wyglądu. Poprawiłam przedziałek na bok, podpinając włosy tak, aby podczas pracy nie leciały mi do oczu. Na koniec poprawiłam jeszcze czerwoną szminkę i przygładziłam czarną obcisłą sukienkę, z dość głębokim — jak na moje kryteria, nawet za głębokim — dekoltem w kształcie serca i przewiązując króciutki biały fartuszek, z ozdobną falbanką, przez talię, wyszłam z pomieszczenia, stając za barem.
Na początku, nie miałam za wiele do roboty. Przetarłam grafitowy blat miękką ścierką, poprawiłam ustawienie butelek z alkoholem i przemyłam parę szklanek, na których zostały odciski palców. Dopiero 15 minut przed występem, wszyscy napaleni biznesmeni — bo to właśnie nadziani frajerzy wynajęli na dzisiaj lokal — rzucili się w stronę baru, przekrzykując się o to kto pierwszy ma dostać drinka.
Przewróciłam oczami, na ich zachowanie, które godnie mogło konkurować, ze stadem małp wypuszczonych na wolność, po kilku dniach niewoli i wzięłam się do pracy.
Nie miałam ani chwili wytchnienia, aż do pojawienie się pierwszej tancerki, która zmysłowym krokiem weszła na scenę. Złapałam do jednej ręki szklankę, a do drugiej szmatkę i obserwując jej ruchy zabrałam się za polerowanie.
Nie mieściło mi się w głowię, jak te dziewczyny mogą to robić. Wiem, że wiele z nich nie ma wyjścia, bo inaczej już dawno umarłyby porzucone, gdzieś na ulicach przedmieść nie mając co zjeść, ale myśl, że rozbierały się dla kasy i dały się tak podle wykorzystywać facetom, obrzydzała mnie na tyle, że z żadną z nich nigdy nie zamieniłam więcej niż paru zdań.
Pokręciłam głową z odrazą patrząc jak Lee — jedna z najlepszych tancerek w klubie — pozbywa się części swojej garderoby, aby po chwili, odziana jedynie w skąpą bieliznę wykonywać skomplikowane ruchy, na stalowej rurze umieszczonej na scenie.
Odstawiłam szkło na blat i opierając głowę na rękach przypatrywałam się jak wspina się po zimnym metalu, zawisa głową w dół i trzymając nogi w górze, zluzowując uścisk dłoni, lecąc w dół, aby na koniec złapać się końca metalu, efektownie chroniąc się przed upadkiem i wybiciem paru zębów.
CZYTASZ
Ja, muzyka, scena i Calum. || c.h. ∞
FanfictionPrawda jest taka że nie masz pojęcia co stanie się jutro. Życie jest szaloną przejażdżką, której cel wyznaczasz ty. _____________________ Calum Hood one-shot