W r z a s k

183 27 7
                                    

W powietrzu unosił się drażniący odór. Coś z pogranicza zgniłych jaj i starych, przepoconych skarpet. Zapach tak obrzydliwy, jakby ktoś rozpylił gnój i próbował to zamaskować mdłymi, kwiatowymi perfumami. Oddech drapał w gardle. Wysoki, rudy chłopak zakrywał nos i usta rękawem bluzy. Krzywił się, mrużąc załzawione oczy. Ledwo widział spomiędzy jasnych rzęs. Niezidentyfikowany smród przyprawiał o ból brzucha i odruch wymiotny. Wykręcał wnętrzności, wiążąc je w mocny, rwący okrutnie supeł. W tamtej chwili dziękował za pusty żołądek wszystkim znanym bóstwom. Panele skrzypiały cicho pod podeszwami ubłoconych martensów. Wśród nienaturalnej ciszy nawet przyspieszony, płytki oddech świdrował w uszach, niczym natrętny rój trzmieli. Ledwo powstrzymywał torsje. Lodowaty pot oblał poznaczone bliznami plecy, wsiąkając w niegdyś biały t-shirt z idiotycznym, różowym nadrukiem "Najlepsza mama na świecie". Im bardziej zbliżał się do drzwi swojego tymczasowego mieszkania na drugim i tym samym ostatnim piętrze rozpadającej się, przeznaczonej do rozbiórki kamienicy, tym zapach stawał się mocniejszy. Zatoczył się, uderzając ramieniem o ścianę. Syknął cicho, mrugając zawzięcie i starając się odpędzić mroczki sprzed oczu. Zakaszlał, kiedy smród dostał się do gardła i zatok. Z przerażeniem odkrył, że nie potrafi zgiąć małego palca, a co dopiero poruszyć kończyną. Czuł, jak puls gwałtownie przyspiesza. Panika. Zaczynał tracić kontrolę nad sytuacją zbyt przytłoczony ilością bodźców, a raczej ich brakiem. Był jak ślepiec nad przepaścią. Czy to tak czują się ludzie na skraju śmierci? Nic nie przelatywało mu przed oczami, żadne wspomnienia, twarze, miejsca. Jedno wielkie nic. Widział obklejoną brzydką, niemodną tapetą ścianę i zacierające się krawędzie obrazu. Ktoś lub coś nie odrywało od sparaliżowanego częściowo ciała wzroku. Ramię chłopaka pochwyciła jak w imadło metalowa ręka.

- Co do chole...?- zbyt późno zdał sobie sprawę z sytuacji.

Próbował się bezskutecznie odwrócić, dojrzeć przeciwnika, chociaż właściwie nie musiał. Wiedział, co go pochwyciło, gdy skórę podrażnił chłód tytanu. Cios w potylicę nadszedł szybciej, niż zdążył mrugnąć. Otworzył usta w niemym wyrazie zdumienia, a potem runął na podłogę z głuchym protestem desek.

...

Korytarze Instytutu były równie obleśnie sterylne i nijakie, jak zapamiętał. Ciągnące się w nieskończoność szare korytarze z białą, kafelkową podłogą. Gdzieniegdzie na ścianach można było dostrzec smugi niedomytej posoki lub jakichś chemikaliów. Środki dezynfekujące przesycały nieruchome powietrze. Białe świetlówki odbierały resztki ciepła surowemu wnętrzu. Ciągnęli go, trzymając pod ramiona i pozwalając bezwładnym nogom szurać. Nie byli przesadnie delikatni. Bez ceregieli wrzucili chłopaka do pustego, nie licząc zamkniętej na klucz, drewnianej szafki, ciemnego pokoju. Trzasnęły drzwi. Gdy nabrał pewności, że mężczyźni nie wrócą, chwiejnie podparł się i usiadł, oparty o ścianę. Westchnął, przeczesując włosy. Miał ładnie mówiąc przechlapane. Wbijająca się w kark obroża nieprzyjemnie uświadamiała go o obecnym położeniu jego skromnej, prawie osiemnastoletniej osoby. Nie miał co liczyć na większe względy. Może z sentymentu od razu go nie zabije... Zawsze lubiła się bawić.

Minęło trochę czasu, nim pośpieszny stukot szpilek wypełnił korytarz, na moment ucichł, a wreszcie drzwi rozwarły się z hukiem, odskakując od ściany i o mało nie trafiając smukłej kobiety w twarz. Z samej jej postawy biła furia. Wąska, czarna suknia do kostek podkreślała gładkie nogi. Głębokie rozcięcie sięgało biodra. Rudowłosy próbował wstać, chyba już tylko z przyzwyczajenia.

- Siadaj.- syknęła ostro. Od razu się zastosował. Nigdy nie miał odwagi kwestionować poleceń pani dyrektor- ledwie trzy lata starszej dziewczyny, która jednym słowem mogła skazać każdego w budynku na śmierć- Czemu uciekłeś? Do niego, tak? Chciałeś dołączyć do tego ścierwa? Odpowiadaj.- zażądała.

- Kiro, proszę, posłuchaj. To nie tak. Ja tylko...- Rozpaczliwie szukał dostatecznie wiarygodnego powodu.

- Tylko, co?- Uniosła brwi w geście oczekiwania- Tak myślałam. Pogódź się wreszcie z tym, że jesteś mój. Obiecałeś, że zawsze będziemy razem, że nigdy mnie nie zostawisz. Odkąd przyjąłeś moją ofertę, warunki nie uległy zmianie. Zbyt mało ci dawałam? Chciałeś nowych zabawek, ubrań, książek? Mogłam to wszystko załatwić w kilka sekund. Nie trzeba było uciekać.- wyrzuciła z udawanym żalem i smutkiem- Na szczęście przyszykowałam coś specjalnie na takie okoliczności.

Przeszła przez pokój i zatrzymała się obok niskiej szafki. Nagle na twarzy okolonej mleczno-białymi, prostymi pasemkami zagościł szeroki uśmiech. Chłopak wzdrygnął się.

- Wiesz, co tam jest, Niruzo?- Wskazała na tajemniczy mebel. Pokręcił powoli głową.- Byłeś niegrzecznym chłopcem, ale pokażę ci coś fajnego. Na pewno ci się spodoba.- Zaklaskała wesoło niczym mała dziewczynka ucieszona z nowej sukienki czy innego podarku.

Wyciągnęła spod sukni niewielki, maksymalnie dwucentymetrowy kluczyk. Przekręciła go. Syk dekompresji rozległ się niezwykle wyraźnie. Niruzo przełknął ślinę. W tym samym czasie Kira nucąc radośnie, otworzyła drzwiczki i wyciągnęła z wnętrza owalny, płaski dysk mieszczący się bez problemu w drobnej dłoni.

- Przygotowałam to specjalnie dla Aru, ale myślę, że mały test nie zaszkodzi.- Oczy dziewczyny błysnęły ekscytacją. Wcisnęła niewidoczny guzik.

Coś brzęknęło. Korytarze Instytutu rozdarł wrzask. Bolesny wrzask.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny dodatek, choć obiecywałam sobie, że zostawię E-328 w spokoju, jednak zbyt mnie korciło, żeby opisać dorosłą Kirę.

E-328 |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀʏ| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz