Śmieszna rzeczywistość

21 2 3
                                    

-Jesteś na prawdę śmieszny Jack- Serena rzuciła pomięty skrawek papieru na podrapany, stary stół- Myślę, że stać cię na o wiele wiele więcej.

Dziewczyna rzuciła mężczyźnie zuchwały uśmiech. Nie mogła zrozumieć dlaczego otaczający ją ludzie są tak bardzo mało inteligentni. Czy oni uważają, że jeżeli przyjdą do niej z jakąś tanią wymówką i pomrugają oczkami to ona jak idiotka zejdzie z ceny. No proszę was bądźmy poważni. 

-Myślisz, że załatwienie tak dużej sumy w dzisiejszych czasach to drobnostka. Nawet nie wiesz jak długo odkładałem, żeby uzbierać chociaż połowę tej niewyobrażalnie cholernej wysokokiej kwoty.-jego głos zaczął niebezpiecznie obniżać swój ton.

Dziewczyna uwielbiała ten moment. Wiedziała doskonale, że to ona rozdaje karty w tej grze i bawiła się przy tym znakomicie. Rozmowa z zleceniodawcami zawsze przebiegała w podobnym schemacie. Spotkanie. Zlecenie. Za mała kwota. Groźba. Błagania. A na słodki koniec zaproponowana przez dziewczynę wysoka kwota wpada do głębokiej kieszeni starego płaszcza. I nie, nie chodzi o to,że była za biedna na zakup nowej, atłasowej narzuty. Wprost przeciwnie. Mogłaby rzucać monetami na lewo i prawo. Zabójstwa na zlecenie stają się bardzo opłacalne w latach niesprawiedliwości. Jednak jej strój musiał wtopić się w panującą modę-bieda, brud i choroby. Cóż jeżeli nie posiadasz na chleb to o stroju możemy zapomnieć. Czyż życie nie jest piękne? 

-A myślisz, że zabójstwo to taka bułka z masłem tak? Nie no skoro to jest takie proste to może sam ruszysz dupę i wbijesz pierwszy lepszy nóż w serce naszego drogiego ministra?- Dziewczyna zaczęła powoli podnosić swoje wdzięki z krzesła

Mężczyzna pochylił się nieznacznie na krześle chowając swoją twarz w spracowane dłonie. Serena wiedziała, że Jack na prawdę zasłużył na swój majątek. Wszystkiego dorobił się pracą własnych rąk, ale cóż biznes jest zawsze biznesem. Przez jej palce przewinęło się wiele ludzi, którzy mieli ważne, a nawet ważniejsze powody niż Jack. 

-Czekaj smarkulo-rzucił od niechcenia

Serena z powrotem usiadła na krześle, które poważnie zaskrzypiało.. Gdyby nie spędzała w tym barze tak wiele czasu pomyślałaby, że ta rudera cała roztrzaska się przy najlżejszym powiewie wiatru. Mimo wątpliwości była ona nad wyraz trwała.

W oczach Jacka pojawiła się nikła iskierka walki. 

-Wiesz, że w każdej chwili mogę podejść do tego strażnika przy barze. Wystarczy powiedzieć mu jedno zdanie "Twoja zabójczyni właśnie dobija ze mną targu", a zginiesz. Znikniesz jak każdy inny człowiek -pochylił się w jej kierunku-Pamiętaj, że nie jesteś niezniszczalna. Płynie w tobie ta sama krew, twoje ciało jest zbudowane z takich samych komórek jak każdej innej istoty. 

Serena pochyliła się bliżej ku zleceniodawcy. Biedaczek nie zdawał sobie sprawy, że gdy człowiek wznosi się na podium, to upadek z niego boli o wiele razy mocniej niż z miejsca 4 czy 5.

-Mylisz się mój drogi-pokazała swoje perliste zęby-Jestem lepsza od innych. Powiedz mi jak to możliwe, że tyle razy śmiałam się śmierci w oczy a ona nadal jest moim najlepszym przyjacielem. Tyle razy narażałam swoje życie, a nadal żyje. Powinieneś już dawno to zrozumieć jestem niezniszczalna fizycznie. 

-Mam nadzieję, że jednak nie jesteś tak niezniszczalna psychicznie-prychnął

-Możesz próbować szczęścia.

-Dziewczyno nie baw się ze mną-błagalnie jękną-Jack przeczesał swoje gęste brwi długimi palcami-Wiesz, że wylądujemy w ulicznych ściekach, jeżeli nie uratujemy domu

Jack posiadał rozpadającą się budę na małym skrawku ziemi. Jego cała rodzina zajmuje się uprawą zboża. Utrata działki wiąże się z wspólnym życiem z bezdomnymi. Pod koniec poprzedniego miesiąca minister Eloyer Frank postanowił kupić jego ziemię, a, że nasz urzędnik doskonale wiedział kiedy uderzyć najmocniej sąd bez problemu zgodził się na sprzedaż pomimo braku zgody właściciela. To nie był dobry okres dla Jacka i jego małej farmy.

W cieniu prawdziwego mrokuWhere stories live. Discover now