Alatariel I, II, III

33 0 0
                                    

I

Z każdym spotkaniem coraz bardziej wyczekiwałam kolejnego.
Zaczynały irytować mnie zajęcia, które jeszcze całkiem niedawno wypełniały mi całe dnie - wiązały się bowiem z oczekiwaniem.
Magia wody, reagująca na każdą zmianę nastroju, moja największa specjalność sprzeciwiała się moim rozkazom. Dlatego też zaczęłam opuszczać zajęcia.
Niegdyś dające wytchnienie wsłuchiwanie się w modlitwy zakonników uważałam teraz za bezcelową stratę czasu.
Kiedy przerwa między wizytami Alatariela stawała się dłuższa niż kilka dni, zamykałam się w sobie. Płakałam całymi nocami. Byłam uzależniona od jego obecności. Jego szeptu, którym zdradzał mi największe tajemnice istnienia. Jego pocałunków, którymi zdawał się zatuszowywać zadawane przeze mnie niewygodne pytania.

Nawet nie zauważyłam, kiedy cała się w nim zatraciłam.

II

Nie umiałam zebrać myśli. Byłam tak roztrzęsiona, że nawet nie zauważyłam, kiedy Alatariel się do mnie przysunął i zaczął szeptać do mojego ucha:
- To nic strasznego. Nie jesteś jedyną, którą to spotyka - pocałował mnie delikatnie w czubek głowy.
- Dlaczego nie zauważyłam, że znikają także osoby z mojego otoczenia? -zapytałam jednocześnie odsuwając się od niego na tyle, by móc widzieć całą jego postać. Denerwowało mnie to, że próbował zbagatelizować sytuację, zmieniając kierunek podążania moich myśli na bardziej... przyziemne.
- Ponieważ wraz z postępowaniem planowanej śmierci, jakby to ująć, wyparowywujesz także ze wspomnień wszystkich znanych ci osób. Nawet ojca i matki. Taka jest kolej rzeczy - powiedział, ponownie zmniejszając dystans między nami.
Pokręciłam głową coraz bardziej zaniepokojona sytuacją.
-Ja natomiast przychodzę po to, abyś w ostatnich chwilach swojego istnienia mogła zaznać trochę przyjemności.
Uśmiechnął się szelmowsko. Jego postawa poważnie działała mi na nerwy. Na tyle, iż w przypływie gniewu chciałam go uderzyć. Prawdopodobnie zauważył moją uniesioną rękę, ponieważ zaśmiał się i przyłożył ją do swojego policzka.
- Możesz się także na mnie wyżyć. Wierz mi lub nie, ale jestem tu,by ci pomóc.
- Czyli to nieuniknione? Tym razem spokojnie wzruszył ramionami, potwierdzając moje słowa.

Zanim zdążyłam się rozpłakać, przytulił mnie, burząc ostatnią barierę łączącą mnie z realnym światem.

III

- Staram się jak najdłużej to przetrwać, ponieważ jesteś powodem, dla którego żyję! - wykrzyczałam, nie potrafiąc utrzymać emocji w ryzach.
- Właśnie w tym leży problem. Czysto teoretycznie jesteś w trakcie umierania. Nie sądzisz, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdybyś nie próbowała za wszelką cenę istnieć? - poraził mnie chłodny ton jego głosu. Zaskoczona nie potrafiłam się odezwać. Wzięłam głęboki oddech i drżąc od powstrzymywanego szlochu zapytałam:
- Dlaczego tak mówisz?
- Dla twojego dobra... - urwał, przygryzając dolną wargę. Wyglądał jakby bił się z własnymi myślami. - Nie tylko dla twojego. Właściwie powiedziałem to z bardziej egoistycznych pobudek. Przeraża mnie to, jak z każdym naszym spotkaniem coraz mocniej się do ciebie przywiązuję.
- Wybacz, ale chyba nie rozumiem twojego toku myślenia.
- Chodzi o to, że ja wiem, jak skończy się nasza historia. I uwierz mi, nie czeka nas tęcza i piękny zamek na wzgórzu.

Zastygłam w bezruchu, martwym wzrokiem wgapiając się w swoje stopy. Nie wiem, jak długo to trwało.
W końcu pozbierałam się mentalnie i chciałam zadać Alatarielowi kolejne pytanie. Zanim jednak to nastąpiło, podszedł do mnie i objął,zamykając w żelaznym uścisku. Ułożył swoją głowę na moim ramieniu i niemalże bezgłośnie powiedział:
-Proszę, nie rób tego. Nie będę umiał ci pomóc.

Parę opowieści bez tytułu.Where stories live. Discover now