1. W obronie naszych marzeń

242 12 6
                                    

     Usiadł na łóżku, jednocześnie wolną ręką zapalając lampkę nocną. Podciągnął kolana pod brzuch, kładąc na nich gruby zeszyt z zapiskami, które, jak się mógł domyślać, były czymś ważnym w życiu jego młodszego brata. I teraz jak gdyby miał wejść w jego intymną sferę, ale... Byli braćmi, prawda? To nie oznacza, że możesz zachowywać się właśnie w taki sposób!, pouczył się w myślach, lecz i tak nie zwrócił na to większej uwagi. Ponownie otworzył zeszyt, przewracając kartkami na ostatnio przeczytaną stronę.

- Szykuję się ciekawa noc - westchnął, opuszkami palców przejeżdżając po nieco zgniecionych już kartkach papieru. 

I wcale się nie mylił.

    "5 stycznia 2007

Dzisiaj to chyba powspominam sobie chwile, w których najchętniej rzuciłbym te pliki kartek w kąt i uciekł jak najdalej. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że byłem zwykłym gówniarzem, który od razu chciał zostać kimś, kogo zapamiętają na dłużej niż tylko pięć minut. Tak właściwie to... Kim ja jestem? Zmieniam się, ciągle wewnątrz mnie coś się zmienia. A wszystko zaczęło się od rozpoczęcia studiów. Ona jest moim utrapieniem, moim koszmarem!"

    Filadelfia, czwarty tydzień na uczelni. Zachciało cię się zostać malarzem, Leto, prychnął pod nosem, szybkim krokiem pokonując te kilka schodów, które dzieliły go od głównego wejścia. Spojrzał na czerwone drzwi, które nijak miały się do masywnych kolumn. Chwilę później ocknął się z tych wszystkich bezsensownych myśli, biegnąc przez zatłoczony korytarz. Na chwilę przekręcił głowę w lewą stronę, gdzie powinien widnieć zegar. Minuta, stwierdził w myślach, biegnąc schodami w górę. Kilka sekund później był już na drugim piętrze, skręcając w prawo i idąc prosto w stronę brązowych drzwi. Nie wiedzieć kiedy, a już siedział na sali, zajęty wyciąganiem notatnika z torby. Byleby tylko nie napotkać się na natarczywy wzrok ludzi. Co? Nigdy spóźnionego na oczy nie widzieli?, warknął w myślach. Czuł, jak czerwień pokrywa jego policzki i wcale nie było to miłym uczuciem. Nawet jego nieco przydługawe włosy nie potrafiły go zasłonić.

- Witam studentów! - głos profesora rozniósł się po całej sali, która do małych wcale się nie zaliczała. - Nie przedłużając, zapraszam po kolei do biurka. Mam nadzieję, że na dzisiaj wszyscy przynieśli swoje prace? - mężczyzna w średnim wieku uśmiechnął się do uczniów, kiedy po całym pomieszczeniu rozległ się szmer wyciąganych prac ze specjalnych tub. 

Leto spojrzał pod stolik, gdzie leżała jego czarna, już nieco zniszczona torba. I nie było nic więcej. Schylił się, szperając między przegródkami, jak gdyby jego praca mogłaby się tam znaleźć. Przeklną pod nosem, zatapiając swą twarz w dłoniach. W tym momencie żałował, że czas nieubłaganie leci wciąż do przodu, nie zatrzymując się nawet na sekundę. Zatęsknił za momentem, kiedy jako nastolatek był pewien, że zawładnie sceną wraz ze swoim zespołem. A teraz? Teraz ze spuszczoną głową kierował się w stronę biurka, sam nie wiedząc, co zaraz może się wydarzyć. 

- Tak? - ponaglił go mężczyzna, widząc, jak nie potrafi posklejać słów w jedną całość. Nie ukrywał, takie zachowania go bawiły. Widok przerażonych uczniów, kiedy on tylko jest zwyczajnym człowiekiem, takim jak oni.

- Bo ja, panie profesorze, zapomniałem na dzisiaj tej pracy, którą mieliśmy wykonać - skrzywił się, nieśmiało spoglądając na twarz belfra. - Wiem, że 'zapomniałem' to takie tłumaczenie rodem z podstawówki, ale... - westchnął, bezradnie wzruszając ramionami.

- Nazwisko? - spytał z kamienną twarzą, uważnie mu się przyglądając. Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby zostać artystą w tymże właśnie kierunku, co nie oznacza, że artystą być nie może. 

Fallen ManOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz