WSTĘP

13 6 0
                                    


Nazywała ich skylami, ponieważ latali oni na długich, metalowych płytach. Przypominały one raczej deskę surfingową, lecz nie wiedziała jak nazwać ludzi, poruszających się na takim czymś, więc stwierdziła, iż pierwsze skojarzenie będzie najlepszym rozwiązaniem.

W dzielnicach „Plebsu" skylowie byli dość powszechni, wielu z nich było jeszcze przed osiemnastką i po prostu chcieli poczuć się jak młodzież, żyjąca ponad ich głowami. Polatać na rozlatującym się, odrzuconym przez „Wysokich", sprzęcie by móc, chociaż czasami, doświadczyć tego, czego żaden z Plebsu nie ma na co dzień.

Keva, znana przez wszystkich dziewczyna uzależniona od czytania książek, kilka razy nawet pomagała w warsztacie swego wuja poskładać podniebna deskę i była zachwycona całą konstrukcją oraz mechanizmem, jaki został umieszczony w tak cienkiej i płaskiej powierzchni. Obserwowała, jak jej wuj, Solwe, skręcał na nowo silnik, pobierający moc ze światła. Dziewczyna studiowała ułożenie każdego z nieskończenie wielu kabelków i notowała wszystko, jakby dopalacz był narzędziem zbrodni, a ona jednym z kilku policjantów, zajmujących się sprawą morderstwa. Tego samego wieczora, starała się samotnie skonstruować taki silnik, lecz jej się nie udało. Zrzuciła całą winę na brak odpowiednich materiałów.

Dziewczyna, tak jak skylowie, marzyła o życiu tam, wysoko nad jej głową. Niestety, jej wuj, stary poczciwy racjonalista, zawsze ostudzał jej zapał. Miał jedynie ją, a ona miała tylko jego. Owszem, Solwe miał kiedyś żonę, syna oraz siostrę i szwagra, rodziców Kevy, lecz los się do nich nie uśmiechnął. Zmarli przedwcześnie zarażeni epidemią pąchilli, strasznej choroby, objawiającej się licznymi pęcherzami na każdej części ciała, w zaawansowanym stadium, mogła nawet wytrysnąć na gałkach ocznych. Zarażony umierał w strasznych męczarniach, a jego rodzina nie mogła w niczym mu pomóc, jedynie patrzeć, jak w wyczerpanych oczach powoli gaśnie życie. Mężczyzna żałował, iż nie mógł odejść wraz z ludźmi, których kochał, był na to gotowy, lecz Keva, będąca w tedy niemowlęciem, potrzebowała opieki i Solwe wiedział, że jeszcze minie wiele lat, zanim coś ze sobą zrobi.

Dziewczyna zawsze chodziła z głową w chmurach, rozmyślając o rzeczach, które wiedziała jedynie ona. Keva nie miała przyjaciół, wolała być sama, w tedy mogła myśleć w spokoju, ciszy. Najbardziej fascynowała ją astronomia, znała nazwy wszystkich planet, potrafiła wyliczyć rasy alfabetycznie, lub względem innych układów odniesienia, jak na przykład ilości osobników. Nigdy jednak nie zastanawiała się co zrobi ze sobą w przyszłości. Za niedługo miała kończyć szesnaście lat, a w dzielnicy Plebsu, był to najlepszy czas na wyjście za mąż. Ona jednak nie chciała tego, nie pragnęła reszty swojego życia przesiedzieć w domu, przy garach „Ciesząc się rodzeniem dzieci" jak to niektórzy mówią. Keva nie chciała rodzić dzieci, wolała być wolna.

Szesnastolatka nie miała przyjaciół, nie byli jej nigdy potrzebni, lecz ona sama chętnie pomagała każdemu, kto potrzebował jakiejkolwiek rady. Tak nauczył ją wuj. Odmawiała jedynie w tedy, kiedy chodziło o wychodzenie na powierzchnię. Było to zakazane dla mieszkańców Plebsu, a ona nie chciała łamać prawa. Najczęściej prosili ją o to skylowie, dla których uciekanie przed władzami i innymi organizacjami, powoli stawało się chlebem powszednim. Keva posiadała nieprzeciętną inteligencję, dlatego skylowie starali się ją zwerbować do misji wyruszenia na powierzchnię. Była im po prostu potrzebna, by nie wpaść w kłopoty, większe od tych, które już mieli. Ona o tym dobrze wiedziała i tak na prawdę, właśnie to, było głównym powodem, jej oporu. Gdyby pragnęli ją zabrać dlatego, że chcieliby zrobić coś ważnego, to może by ubłagała wuja, ale nie dla sprawy pod kryptonimem „Totalna Rozpierducha". Dodatkowo denerwował ją fakt, iż sam szef, całej bandy skylów, nigdy nie odwiedził jej osobiście, tylko wysyłał swoich pachołków, niczym listonoszy, którzy prosili Kevę, po czym odchodzili, odprawieni przez dziewczynę, wkurzoną całą tą sprawą. Właściwie, to herszta widziała raz, miała w tedy dziesięć lat, a on piętnaście i jako jeszcze świerzak latał na swojej desce wokół jej domu, by przetestować maszynę po ulepszeniach, które wprowadziła razem z wujem. Dziewczyna od razu zapamiętała jego imię oraz nazwisko, ponieważ była w tedy zafascynowana tym, że pomimo jednej z jego pierwszych jazd na desce, tak dobrze mu szło. Nazywał się Matt Bones, aktualnie znany jako „Kości".

Chłopak był wysoki, nawet bardzo, wuj mówił, że kiedy jego ojciec żył, wchodząc do pobliskiej gospody, musiał prawie kucać i ściągać ze sobą ramiona by wejść do środka, lecz wiadome jednak było to, że Solwe przesadzał. Z pewnością był w tedy piany. Kości, cechowały hetero-chromatyczne oczy, znane we wszystkich dzielnicach Plebsu i w każdej jednostce policji. Jego ludzie jeździli pod flagą przedstawiającą białą czaszkę na czarnym tle, uwieczniającą jego charakterystyczne tęczówki.

Keva miała nadzieję, że Matt, w końcu odpuści i znajdzie sobie lepszą osobę do pilnowania, by żaden chłopak z jego paczki nie wpadł w kłopoty, lecz jednocześnie miała nadzieję, że pewnego dnia sama zmieni zdanie i z nimi poleci, chociaż było to mało prawdopodobne. Dziewczyna nieczęsto zmieniała zdanie, była uparta, tak jak jej matka. Co dzień, zaraz przed snem, spoglądała w stary, drewniany sufit jej rodzinnego domu. Były tam poprzyklejane gwiazdki, które świeciły w ciemnościach na jasno-zielono. Stały się cudowną pamiątką po rodzicach dziewczyny, ponieważ to właśnie oni je tam nalepiali. Zawsze, patrząc w te gwiazdy marzyła, by móc latać pomiędzy nimi. W trakcie tych rozmyśleń, przylatywał posłaniec od Kości, a ona wstawała, podchodziła do okna i mówiła grzecznie: „Nie chcę z wami lecieć", po czym zamykała, otwarte wcześniej okno. Stało się to jej rutyną. Dopiero po odmówieniu chłopakom udziału w akcji mogła spokojnie zasnąć, wrócić do ciemnej rzeczywistości, w której nie powinno być miejsca na jej marzenia.


Moje drugie opowiadanie na Wattpadzie...

Cóż mogę o nim  powiedzieć? Chyba tyle, że w zapasie mam tylko pierwszy rozdział i że pokładam ogromne nadzieje w tej książce! Być może nawet odniesie większy sukces niż moja pierwsza książka - "Thirteen Elements". Ale kto tam wie?

W każdym razie mam nadzieję, że bohaterowie, fabuła i wszystko co zostanie zawarte w tej książce spodoba się Wam - czytelnikom. Bo przecież to jest najważniejsze. Prawda?

Ponad GłowamiWhere stories live. Discover now