Wieczorna magia - część 1

366 12 11
                                    


Z pozoru życie wydaje się łatwe... Ale chyba tylko jak ma się z dziesięć lat, to wtedy może tak, lecz na pewno nie teraz. Teraz kiedy uczę się tu w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart (tak dobrze widzicie... Magia istnieje!), niemal codziennie jestem szykanowana, wyzywana od najgorszych, a najczęściej od szlam. Nienawidzę tego przezwiska najbardziej na świecie! Czasem zastanawiam się dlaczego to ja muszę być czarownicą, a nie siostrzenica mojej mugolskiej sąsiadki Tatiany, a przy tym tak się rozklejam, że... Że mam ochotę podciąć sobie żyły w Łazience Prefektów. Co jak co, ale umrzeć trzeba w dobrym miejscu. W końcu teraz, gdy II wojna czarodziejów już minęła, to wszystko jest takie trudne... Jeszcze ostatnio Ginny i Harry tak się do siebie przykleili, że aż mi się nie dobrze na ich widok robi. Nie lubię żadnego bezdennego połykania siebie nawzajem, bo tego już dawno nie można zaliczyć do pocałunków. Tak, więc zapatrzeni w siebie, nie widzą mojego cierpienia. Nie widzą tego jak zachowuje się Ron... Tego co próbuje zrobić mnie... Nie dość, że umawia się na nocki z tą Lavender Brown to jeszcze chce... chce mnie przelecieć, zaliczyć jako kolejną zdobycz. Nie raz widziałam oburzone spojrzenia innych uczniów Hogwartu tym co on mi robi, jak próbuje mnie uwieść. Tyle, że to druga rzecz, na którą sobie nie pozwolę. Pierwszą jest pozwolenie sobie na łzy przy Fretce-Malfoy'u. On jedyny chyba widzi to jak się czuję i na domiar złego wykorzystuje to na swoją korzyść. Nasze kłótnie nabierają wtedy pikanterii... Lecz to chyba jedyne co odrywa mnie od tej ponurej rzeczywistości. Dzięki niemu nadal tu jestem, żyję i nie zamierzam się do tego głośno przyznać nawet pod groźbą Cruciatusa. Wolę ten ból fizyczny, niż ten psychiczny. Pewnie już domyśliliście się kim jestem, ale ja jednak jestem z tych oficjalnych panienek. No, więc tak... Nazywam się Hermiona Jean Granger i jestem szlamą. Czarownicą mugolskiego pochodzenia. Przez ten status jestem poniżana... Dla czarodziei czystej krwi, powinnam dostać szmatę i wycierać podłogę przed nimi do lśniącej czystości i uważać przy tym, żeby nie ubrudzić niczego szlamem. Do Hogwartu wrócili nie tylko uczniowie z poprzedniego siódmego rocznika, ale również inni, starsi. Ministerstwo Magii dało im możliwość powtórek z ostatnich, trudnych lat. Wróciło wielu chętnych uczniów, między innymi: nadal smutny po śmierci brata, ale podnoszący każdego na duchu - George Weasley, Lee Jordan, Angelina Johnson, Alice Sprinnet, Katie Bell i Cho Chang.

Usłyszałam czyjś wielce oburzony krzyk, więc powróciłam do rzeczywistości. Siedzę sobie właśnie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i piszę, to znaczy próbuję pisać, wypracowanie dla Slughorna na stopę czy dwie, jak kto woli. Gdy w moim polu widzenia pojawia się Ronald Weasley, mój prześladowca. I macha gniewnie rękoma.

- Coś się stało, Ron? - zapytałam zażenowana, poprawiając się na fotelu.

- Jak możesz pytać czy coś się stało?! Oczywiście, że się stało! Pytałem cię czy napiszesz za mnie pracę dla Ślimaka, bo ja muszę iść na ważne spo... trening. Tak! Trening Quidditcha! - usprawiedliwiał się niemal piszcząc.

- Ależ, Ronaldzie! - prychnęłam. - Tydzień temu mówiłeś to samo! - fuknęłam jak kotka. 

Chyba muszę się nauczyć jak zminimalizować takie niedorzeczne odruchy! Przecież w pracy w Ministerstwie nie będzie takie zachowanie mile widziane! Zmartwiłam się, a tym czasem Ron dalej ciągnął swoją tyradę.

- Hermiono, ale tym razem to naprawdę ważne! -zawołał, robiąc się coraz bardziej czerwony.

- Dla ciebie za każdym razem jest ważny ten durny trening! - zdenerwowałam się, ponieważ wiedziałam, że mnie perfidnie okłamuje i za chwilę on pójdzie do tej krowy Brown! 

Znaczy nie to, że jestem zazdrosna! Co to, to nie! Ronald Weasley może być dla mnie nawet niewidzialny! I lepiej żeby tak było, ponieważ zaraz go rozniosę na strzępy!

Słodko-Gorzka CzekoladaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz