Hogsmeade

15 1 0
                                    

    Nadszedł weekend a z nim wycieczka do Hogsmeade. Od samego rana Sophie pomagała Am z fryzurą, ale żadna propozycja jej się nie podobała. So jako jedyna swoją przyszłość wiązała z niemagicznym zawodem jako takim - chciała być fryzjerem. Jej rodzina nie była temu zbyt przychylna, ale ostatecznie pozwolili robić Sophie to co chciała.

- Poddaje się! - zirytowana odłożyła trzymany akurat grzebień i położyła się na łóżku.

- No nie obrażaj się! - Am przeglądała się w lustrze z każdej strony - Po prostu chcę wyglądać idealnie - odwróciła się w stronę So z przepraszającym wyrazem twarzy. Nie dostała jednak żadnej odpowiedzi, oprócz mojego lekko rozbawionego westchnienia - Dobrze, ułóż mi włosy ostatni raz i ta fryzura, którą teraz mi zrobisz już zostanie - Sophie zrezygnowana przetarła sobie oczy dłonią - Obiecuję! Na pewno mi się spodoba!

- Dobra - powiedziała z rezygnacją, wstała i przeciągnęła się - Ostatni raz.

Obserwowałam je zza książki traktującej o zielarstwie. Mimo wszystko widać było, że So dobrze się bawi. Nawet jeśli trochę męczyło ją już ciągłe niezadowolenie ze strony czesanej. Zdecydowała się upiąć Amandzie włosy w kok, w lekkim, oczywiście kontrolowanym nieładzie i dodatkowo opleść go warkoczem. Wyglądała w nim świetnie.

- I jak? - So wyczekiwała odpowiedzi, gdy Am przeglądała się z każdej możliwej strony. Na szczęście z uśmiechem na twarzy.

- Uwielbiam cię! - przytuliła swoją fryzjerkę, która odetchnęła z ulgą.

- Dobra, zbierajmy się - rzuciłam książkę na łóżko i gestem pospieszyłam przyjaciółki.

    Po drodze chłopcy trochę przekomarzali się z Am. Gdy tylko dojechaliśmy Eryk zabrał ją na spacer i zostaliśmy w czwórkę. Ja z So udałyśmy się do Miodowego Królestwa, na które tak czekałam. Chłopcy natomiast poszli do Sklepu Zonka. Miałyśmy poczekać na nich w Królestwie i po zaopatrzeniu się w słodkości, iść posiedzieć gdzieś razem w cieniu drzew. Ostatnie dni były wyjątkowo ciepłe i słoneczne jak na jesień i chcieliśmy z nich trochę skorzystać. Zwłaszcza, że prawdopodobnie to były ostatnie, aż do wiosny, tak przyjemne dni.

Po uliczkach chodziło mnóstwo czarodziejów. Jak to w weekend. Gdy byliśmy już wszyscy, obkupieni różnymi słodyczami, poszliśmy w stronę lasu. Wybraliśmy miejsce i rozłożyłam kocyk pod dębami.

- Nie czuję się tu komfortowo - Sophie wciąż spoglądała w stronę Wrzeszczącej Chaty.

- Nie mów, że się boisz - zaśmiał się Oskar - Przecież to tylko plotki!

- Które swego czasu potwierdził sam Dumbeldore!

- So, nawet jeśli, to i tak jesteśmy daleko od Chaty - poklepałam ją po udzie. Mówiono, że Chata jest nawiedzona. Podobno słychać było dobiegające z niej nocami jakieś wrzaski. 

- W razie czego - Greg wypiął dumnie pierś do przodu - macie przecież mnie!

- Więc jesteśmy zgubieni! - zawołał Oskar i wszyscy się zaśmiali.

Piknik był udany, jednak mimo pięknego ciepłego dnia wszyscy zmarzli. W końcu była już jesień. Zaczęliśmy się zbierać i postanowiliśmy ogrzać się trochę w Trzech Miotłach. Gdy byliśmy już spakowani i gotowi do drogi, coś przykuło moją uwagę. Ledwo to zauważyłam, ale wydawało mi się jakby coś ruszało się przy Wrzeszczącej Chacie. Przystanęłam na chwilę i zaczęłam z uwagą wpatrywać. 

- Syriusz? - szepnęłam do siebie.

- Co jest? - Greg zauważył moje nieco dziwne zachowanie.

- Nic takiego! - uśmiechnęłam się - zostawiłam coś chyba pod dębami.

Druga Strona PatronusaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz