Nauki przybywało, co w brew pozorom – wcale mi nie przeszkadzało. Wykręcając się od spotkań z Wes'em nie miałam wyrzutów sumienia, że muszę kłamać. Znaczy, moja nauka i tak ograniczała się do gapienia się na zamknięte podręczniki, ale to zawsze coś. Z dnia na dzień zaczęłam dostrzegać w chłopaku więcej wad. Był natarczywy, dziecinny jak na swój wiek, chorobliwie zazdrosny, no i nie lubił Cole'a. zaczął krzyczeć na mnie i robić mi awanturę, kiedy chciałam zadzwonić do przyjaciela w przerwie na reklamy jakiegoś durnego teleturnieju i zapytać, czy dobrze się czuje, bo nie było go w szkole. I w zasadzie o to byliśmy pokłóceni. Sama jednak nie wiem, czemu, przystałam na opcje spędzenia w jego mieszkaniu kolejnego popołudnia. Chyba po prostu nie chciałam wzbudzać podejrzeń, po raz kolejny odmawiając.
Odczytałam wiadomość od Wes'a, mówiącą o tym, że musi zostać dłużej w pracy i zostawił mi klucze na futrynie drzwi i mam wejść do mieszkania, bym nie musiała czekać godzinę w deszczu. Zbliżał się koniec godziny lekcyjnej i tym samym mojego dnia w szkole. Nauczyciel fizyki gadał coś, swoim denerwującym głosem, chodząc po sali.
– No, a jak już pewnie wszyscy wiecie, woda też jest przewodnikiem. - wywróciłam oczyma, bo przecież, jesteśmy w liceum, to kurwa oczywiste, że to wiemy.
– Mój dziadek też jest przewodnikiem i nikt o tym nie mówi - szepnął do mnie Louis, bawiąc się długopisem.
Louis był jednym z przyjaciół mojego brata z drużyny. Dla jasności – wiecznie zjaranym. Znaczy, wcale mi to nie przeszkadzało, był bardzo pociesznym słoneczkiem i w jakiś zwariowany sposób zawsze mogłam na niego liczyć. I jak boga kocham, chociaż w zasadzie w niego nie wierzę, ale nie o to tu chodzi, nie mogłam się nie zaśmiać. Nauczyciel spojrzał na mnie, a ja z automatu wyprostowałam się na krześle i wbiłam wzrok w zeszyt.
- Louise, skoro rozumiesz to tak dobrze, żeby zajmować się czymś innym, to zapraszam, rozwiążesz zadanie trzecie.
Spojrzałam szybko na Louisa, przerażonym spojrzeniem.
– Dawaj Louise.
– Dzięki Louis.
Podeszłam do tablicy, czytając treść zadania z podręcznika. Stanęłam przy tablicy i jak zwykle, wypisałam dane. Potem się skomplikowało. Spojrzałam na kolegę, który już przewrócił duży notes na ostatnią stronę i chwycił marker. Musiałam przeciągnąć wszystko jeszcze chwilę, więc zupełnie przypadkowo upuściłam kredę, a podnosząc ją - strąciłam gąbkę. Kilka osób prychnęło cicho, jednak nie zwróciłam na to uwagi i wróciłam wzrokiem do ostatniej ławki. Lou trzymał zeszyt z napisanym wzorem, patrząc czujnie na nauczyciela, który jak na razie na niego nie patrzył. I od tego momentu poszło z górki. To znaczy, kiedy usiadłam znów na krześle, liczby latały mi przed oczami, a mózg kipiał. Nienawidziłam nauk ścisłych. Modliłam się o zaliczenie semestru. znaczy się, jeśli chodziło o fizykę – Louis bardzo mi pomagał. Od zawsze był w tym dobry, chociaż wcale się nie przykładał.
Wyrwałam się z sali kiedy tylko zadzwonił dzwonek. Skierowałam się do mojej szafki, ubrałam kurtkę i ruszyłam w stronę tylnego wejścia ze szkoły, by zaoszczędzić kilka minut drogi do mieszkania starszego kolegi. Nuciłam pod nosem piosenkę, wchodząc do kamienicy, kulając się po schodach i wchodząc do lokum Wesley'a.
Nigdy nie byłam dziewczyną, która marzyła o typowym modelu związku, gdzie mężczyzna pracował, a kobieta siedziała wiernie w domu z dziećmi. Może dlatego, że spędzałam wiele czasu z Reecem, który wpoił we mnie, że mam prawo do własnych sukcesów i mimo wszystko mogę być kim chcę.
Jednak tego dnia robiłam za kucharkę z przyjemnością. Fakt faktem, nie był to obiad marzeń, bo nie miałam wielu składników do dyspozycji, jednak miałam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Wypuściłam ciężko powietrze, przeszukując kolejną szafkę w poszukiwaniu rękawic kuchennych, bym mogła chwycić gorący garnek. Próbowałam je wymacać z wzrokiem silnie skupionym na wiadomościach, wyświetlanych na małym telewizorku w pomieszczeniu.