Przy stole siedzieliśmy: Ja, Ellie, jej dwie siostry oraz Travis i PT. Ale chyba już to mówiłem. Zaraz... o czym to ja chciałem... AAA już pamiętam. Miałem wam ich opisać. No to tak, o Ellie już wam mówiłem, więc nie będę się powtarzać. Ale... nie mówiłem wam, kim była na Ziemi. Otóż była najmłodszą z sióstr. Bardzo chciała zostać pływaczką olimpijską. Ba, nawet wygrała wiele nagród na różnych zawodach. Jednak pewne zdarzenie pokrzyżowało jej plany. Ale o tym później.
Pamela Collins, czyli Pam, była środkową pod względem wieku siostrą. Miała kruczoczarne włosy, czarne oczy, grubawy nos, usta duże jak po napakowaniu botoksem (być może tak było) i była cała umalowana. Wiecie... pół kilo wszystkiego na twarzy i taka niby laska z niej była. Co prawda była szczupła, miała zgrabne nogi, miała czym oddychać, ale człowiek widział, że była taka... sztuczna. No i śmiała się jak jakaś małpa. Nigdy nie chciała powiedzieć, jak jej życie wygłądało na Ziemi, zatem nie powiem wam nic o tym. Nie przepadałem za nią za zbytnio.
Julie Collins była najstarszą z sióstr. Rozwiane, brązowe włosy, różowa opaska na głowie, zielone oczy. Twarzą przypominała Ellie. Tylko oczy inne. No i nosiła okulary. Zawsze była ubrana w fartuch. Mówiła, że zabrała go z Ziemi. Bo otóż, wyobraźcie sobie, że była ona chemiczką. Studiowała chemię na Yale. Ponoć to ona, zupełnie przypadkowo, odkryła 164 pierwiastek, który znajdziecie na tablicy Mendelejewa. Dostała jednak propozycję od rektora, by dołączyć do grona kolonistów. Razem z jej siostrami. I tak wszystkie trzy trafiły na ten statek.
Travis Bick (miał ksywkę "Linx") był niskim, piegowatym chłopakiem (był wzrostu Julie), o błękitnych oczach, znajdujących się troszkę zbyt blisko nosa, jeśli mam być szczery. Na nosie zawsze miał okrągłe okulary. Włosy rudy blond. I w zasadzie pamiętam tylko tyle z jego wyglądu. Fartuch i czarne spodnie to był u niego stały element ubioru. On chyba nawet w tym spał. Jeżeli kiedykolwiek spał... Spał? ...chyba spał... TAK, SPAŁ!!! Oj przepraszam, nie chciałem krzyczeć. No nic, na Ziemi był studentem Informatyki i Fizyki na Nowym Harvardzie. Poleciał, bo miał dość tych "profesorków" jak to ich pieszczotliwie nazywał, którzy nie chcieli zgodzić się z jego teorią, że... żeee... nie pamiętam. Nie byłem w stanie zapamiętać większości z tego naukowego bełkotu.
PT, a raczej Piotr Trębczyński, był Polakiem. Mimo tego doskonale rozumiał, co mówimy i sam mówił biegle po angielsku. Był napakowanym gościem. Łysy, na policzku mała blizna, jak twierdzi, po ciosie kastetem. Miał chyba zielone albo niebieskie oczy. Nie, kolory były połączone. Był niewiele wyższy ode mnie. Sprawiał wrażenie, jakby był kryminalistą. Jakimś takim z ulicznego gangu. Ale tak naprawdę miał bardzo miłe usposobienie. Nie chciał się z nikim... bić, czy... nie wiem co. Pochodził z polskiego miasta o nazwie Warszawa. Po naszemu to chyba Warsaw. Mówił, że studiował fizjoterapię. Chciał pomagać ludziom dochodzić do siebie po wypadkach i takie tam. Ale został wyrzucony, odkąd bił się z jakimś gościem na terenie kampusu. Rzekomo tamten go sprowokował. Poszło o dziewczynę, wiecie... Na statek trafił, bo chciał. Zobaczył, że poszukują ludzi chętnych do skolonizowania planety, więc się zgłosił.
************************************
A Ty powiedz coś o sobie, Rob - nalegała Ellie, wpatrując się we mnie.No, każdy coś o sobie powiedział, teraz twoja kolej - zachęcał Linx
Nie bardzo miałem ochotę spowiadać się, kim jestem, kim byłem, ludziom, których dopiero co poznałem. Ale widać takie normy społeczne. Akurat skończyłem jeść tą papkę, którą nazywają jedzeniem (swoją drogą, nie była taka zła) i zacząłem...
No więc, jestem Rob i...
Nie zdążyłem dokończyć zdania, a wszyscy chórem odpowiedzieli "Cześć, Rob", po czym zaczęli się śmiać. Ja też się lekko zaśmiałem, bo faktycznie zacząłem wypowiedź, jak na jakimś spotkaniu klubu AA.Jestem z Londynu. Zacząłem liceum, gdy nagle, bach, trafiłem tutaj. Życie raczej mnie nie rozpieszczało. Ojciec pije, a matka puszcza się na prawo i lewo, by jakoś wyżywić rodzinę i dalej finansować pijackie eldorado ojca. Tak, nie cierpię swojej rodziny. Matka wysłała mnie na ten statek, bo najprawdopodobniej uznała, że dzięki temu będzie mniej gęb do wyżywienia. Zawsze chciałem zostać pilotem samolotu. Ale nie miałem pieniędzy na szkołę lotniczą, więc postanowiłem zrealizować plan B, czyli założyć organizację charytatywną. Ot, w skrócie ja.
CZYTASZ
Kepler
Science FictionRob to 17 letni chłopak, który uczestniczył w światowej skali projekcie osiedlenia i zbadania nowo odkrytej planety. Razem z przyjaciółmi i swoim zegarkiem uniwersalnym - Chipem, przeżywa niesamowite przygody i odkrywa prawdę o projekcie.