#1

101 9 18
                                    

Ciemność. To pierwsze co można zauważyć... w głębi lasu jednak nadal tętni ciche życie. Małe robaczki, pomniejsze zwierzęta biegające w dolnych warstwach lasu. Zwinne sarny biegające przez bujną roślinność. Jednak... było coś, co kłóciło się z wszechmocną ciemnością. Zza krzaków wyjrzała mała, biała smocza mordka z zielonymi oczami. Nasłuchiwała... cicho... spokojnie... starając się jakoś złagodzić swoją odmienną cerę w otoczeniu. Słychać tupot w oddali... cichy jednak lekko wyrazisty dla wyczulonego słuchu smoka. Nagle skaczę na przebiegającego tuż przed nim brązowawego zająca, który był czymś spłoszony. Smocza bestia przytula malutkiego ssaka, a następnie wgryza się w kark swojej ofiary. Zając szarpie się, jak oszalały wydając niespokojne piski. Po chwili sztywnieje. Zadowolony z siebie smoczek już ma się wygryźć całkiem w jego kark, gdy nagle małego łowcę stracą z pożywienia 2-metrowy czerwony smok o dumnej postawie. Ten zabiera zająca i parska śmiechem.
-Dzięki biały kurduplu, szok, że coś złapałeś, a teraz... -tupnął gwałtownie, obnażając kły w złośliwym uśmiechu, mówiąc ostatnie słowo.- SPADAJ!

Mniejszy mały smoczek szybko ucieka w krzaki, trzęsąc się.
Tak...to jest właśnie moje życie, najmniejszy smok... który jest chyba najniżej w całej hierarchii... Nazywam się Tim Littleprince... co za niefortunne nazwisko do mojego losu....

Po tym nie zbyt udanym polowaniu zacząłem wolnym krokiem iść w stronę swojego rodzinnego domu, który znajdował się w starej jaskini w głębi lasu. Można było tam dojść przez przejście w ziemi przy szkarłatnym jeziorze. Czasami wolałem już nie wracać do domu, tylko gdzieś się schować, rodzice mieli mnie gdzieś... Od kiedy się wyklułem, widziałem, że jestem inny... Nawet oni dawali mi to po sobie poznać. Jedynie na kim mogłem polegać, był Kazuichu... Teraz pewnie myślicie kto to Kazu... Kazu to mój starszy brat, Był dla mnie opiekunem i wsparciem. Właśnie... Był. Gdy byłem młodszy, bronił mnie przed oprawcami, którzy gnębili i bili mnie. Nagle z mojego zamyślenia wyciągnął mnie ból, byłem przygnieciony wielką łapą do ziemi. Szpony zaciskały się na moim drobnym ciele, uniemożliwiając mi ucieczkę.

Łapa była śnieżno biała, a łuski mojego przeciwnika prawię, zlewały się ze mną. Starałem się, podnieś łebek w górę, ale na marne, mogłem jedynie ujrzeć białą plamę nad sobą, nic bardziej szczegółowego, ale wiedziałem już kto to. Kazu, brat, którego już nienawidziłem.

-No hej mikrusie, jak ci tam polowanie wyszło? Jak myślę, to na pewno kiepsko-parsknął śmiechem z kpiną. Potężny, biały smok zacisnął na mnie łapę, a ja bez skutecznie starałem się wyszarpać. Nagle przybiega piękna wielobarwna samica smoka wodnego. Zaśmiała się i rzekła:

-Weź, puść tego dzieciaka. Mamy co innego do roboty- smoczyca zaśmiała się, a Kazu wypuścił mnie na ziemie. Spadłem z hukiem na bok, łamiąc sobie lewą przednią łapę. Na tyle ile rady dałem, pobiegłem w krzaki, chowając sie tam z łzami.

Życie pomiotuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz