Alec wracając do domu zastanawiał się nad tym co powiedziała Catarina i postanowił, że jedynym sposobem by pomóc Magnusowi uporać się z problemami to by dać mu trochę więcej przestrzeni. Przed wejściem do Insytutu zauważył swoją siostrę.
-Cześć braciszku - odezwała się - wyglądasz jak po...
-Nawet nie kończ tego zdania - przerwał jej całując ją w policzek na powitanie.
-Co tu robisz tak wcześnie? Pomiędzy toba i Magnusem wszystko w porządku? Chyba się znowu nie pokłóciliście?
-Tak i nie, nie pokłóciliśmy. A tak w ogóle to skąd wiesz, że my...?
-Alec, proszę cię. Nie potrzeba geniusza by się domyślić. A zresztą widziałam was wczoraj jak wychodziliście z Hunter's Moon, a potem już nie wróciliście, więc domyśliłam się, że już pomiędzy wami dobrze i poszliście do niego.
Alec tylko się uśmiechnął.
-Jest coś o czym chciałam z tobą w sumie porozmawiać.
-Wszystko w porządku?
-Ze mną tak, ale... - popatrzyła się wokoło - nie tutaj - złapała Aleca za rękę i poszła z nim do pokoju.
-A więc? Powiesz mi w końcu o co chodzi?
-Wydaje mi się, że coś poważnego stało się z Jacem nad jeziorem Lynn.
-Co masz na myśli?
-Alec, zastanów się. Twoja runa zniknęła, a potem tak nagle się pojawiła. Czułeś jak umiera. Obydwoje z Magnusem widzieliśmy co się z tobą wtedy działo. Nie możesz mi powiedzieć, że nie zastanawiałeś się nad tym.
-Zastanawiałem, ale dopóki nie zauważę jakiś zmian w jego zachowaniu nie będę zaprzątał sobie tym głowy.
-Alec!
-Izzy.
-Proszę cię. Chociaż z nim porozmawiaj. Martwię się o niego.
-Dobrze, porozmawiam. Tak po za tym, widziałaś gdzieś mamę?
-Tak, jest u siebie.
Chłopak wyszedł z pokoju siostry i przeszedł długim korytarzem. Mijał pomieszczenia, gdzie widział trenujących i pracujących Nocnych Łowców. Gdy doszedł do pokoju Maryse, zapukał do drzwi, które same się otworzyły.
-Mamo? - zajrzał ostrożnie do środka.
-Alec! Tu jesteś.
-Szukałaś mnie?
-W rzeczy samej.
-Dopiero wróciłem. O co chodzi?
-Wróciłeś? Skąd? - Maryse spojrzała na niego pytająco robiąc niezadowoloną minę, bo spodziewała się odpowiedzi, która by się jej nie spodobała.
-Od Magnusa.
-Rozumiem, że do siebie wróciliście - zauważyła zawiedziona.
-Tak. Wiesz, mogłabyś w końcu zacząć się cieszyć moim szczęściem.
Maryse Lightwood była negatywnie nastawiona do związku syna z czarownikiem. Głównie z powodu jego pochodzenia, o którym nie miała zielonego pojęcia, ale jak to przystało na Maryse sama wymyślała sobie historyjki, które niekoniecznie były prawdziwe.
-Ledwo cię tu widuję - powiedziała ignorując syna - zmieniłeś miejsce zamieszakania?
Sarkazm i ironia w jej głosie podnosiły Alecowi tętno w żyłach. Wolił to zlekceważyć niż wdawawać się z nią w kolejną kłótnię.
-Nie. Chociaż powoli zaczynam się nad tym zastanawiać. Naprawdę nie rozumiem dlaczego jesteś do niego taka przeciwna.
-Nie wiem o czym mówisz.
-Od początku jesteś na nie.
-Ten czarownik jest po prostu...
-Ten czarownik to mój chłopak i ma imię. Chciałbym byś to uszanowała. I nie masz prawa go oceniać, nic o nim nie wiesz.
-Alec, nie chcę się kłócić.
-Sama do tego doprowadziłaś - od razu po tych słowach jego zła mina zamieniła się w smutek - mamo, on uratował mnie i Maxa, gdyby nie on, już dawno by nas tu nie było.
-Czego ode mnie oczekujesz?
-Byś dała mu szansę.
Popatrzyła się na niego z powagą po czym westchnęła i rzekła:
-Niech będzie. Zaproś go na kolację.
-Chwila, co?
-Zaproś go na kolację. Chcesz bym go poznała? Zaproś go.
-Znam Magnusa, on nie lubi rodzinnych spotkań. Nie zgodzi się.
-Więc spraw by się zgodził.*W tym samym czasie*
Magnus już sam stał na tarasie popijając mocną whisky - rocznik 1978. Południe to dla czarownika najlepsza pora na chociaż jednego drinka. Pozwala mu to oderwać się od codziennych problemów i daje możliwość do poudawania, że prowadzi normalne życie. Chociażby na chwilę. Widok z jego tarasu, a bardziej dachu był piękny. Był w stanie zobaczyć większość Nowego Jorku. Magnusa apartament mieścił się na Brooklynie. Uwielbiał swoją dzielnicę i był dumny z faktu, że tu mieszka. Czarownik lubił obserwować ludzi spieszących się do pracy i denerwujących się korkami na ulicach, obawiających się, że nie zdążą na czas. Chociaż z jego perspektywy na dole wszyscy wyglądali jak mrówki. Czasem chciał się znaleźć na ich miejscu. Martwić się tym co zrobić na obiad, czy nie zaśpią do pracy. Zawsze lepsze to niż obawa przed straceniem kogoś kogo się kocha lub zabijanie demonów co niekoniecznie przynosiło mu satyafakcję. Nowy Jork nigdy się nie nudził, zawsze coś się działo. Opierając się o mur nadal trzymając drinka w ręku poczuł, że ktoś lub coś łasi mu się o nogi. Były to jego koty. Magnus posiada - kotkę i kocura, gdzie jedna z nich była w ciąży oczekując już małych kociąt. Jest on miłośnikiem kotów. Gdyby miał taką możliwość chciałby się z nimi zestarzeć.
-Co tam księżniczko? Głodna?
Kot tylko miauknął, a z Magnusa rąk wystrzeliło kilka niebieskich iskier i na ziemi pojawiły się dwie miski - jedna z mlekiem, a druga z jedzeniem.
-A ty co byś chciał? -spojrzał się na Prezesa Miau - Głodny na pewno nie jesteś, niedawno dostałeś.
W tym samym czasie usłyszał dźwięk telefonu. To był Alec.
-Czyżbyś już się za mną stęsknił? - zażartował.
-Moja mama wróciła.
Magnus nie odpowiedział. Nie wiedział za bardzo jak na to zareagować. Podobnie jak Maryse nie darzył jej sympatią.
-Zaprosiła cię na kolację.
-N-na k-kolację? - zająkał.
-No tak. Wiesz, jedzenie, rozmowy, te sprawy.
-Tak, Aleksandrze. Wiem co to jest kolacja.
-Chciałaby cię po prostu poznać.
-Poznać. Nie sądzę by był to dobry pomysł. Sam wiesz jakie ja i twoja matka mamy relacje.
-Wiem, Magnusie. Dlatego zależy mi na tym byś chociaż spróbował się z nią dogadać. Od niej oczekuję tego samego, ale ona o tym wie.
-Dobrze. Skoro tak bardzo ci na tym zależy, przyjdę.
-Jesteś wielki. Kocham cię. To jutro 19?
-Niech będzie.
-To do jutra.
-Do jutra.
Po zakończonej rozmowie z chłopakiem, czarownik miał mieszane uczucia co do tej całej kolacji. Mógł się domyślić jakiego typu pytania może mu zadawać pytania Maryse. Na pewno takiego typu, by go sprowokować i by pokazać Alecowi, że miała rację co do niego. Ale próbował się narazie tym nie przejmować. Nie wybaczyłby sobie gdyby nie wyszedł na spacer w tak ładną i słoneczną pogodę.* * *
W nowojorskim instytucie panował spokój i porządek. Po śmierci Valentine'a wszyscy zaczęli prowadzić normalne życie. Pracowali, trenowali, śmiali się, wychodzili na randki czy na drinka do baru po ciężkim dniu pracy. Wszystko wyglądało w porządku. Lecz tak naprawdę nic nie było w porządku. Alec znalazł śpiącego Jace'a w jego sypialni. W pokoju było ciemno i duszno. Jakby okna nie były otwierane przez kilka tygodni.
-Jace - chłopak odsłonił zasłony i otworzył okna by się przewietrzyło po czym podszedł do swojego parabatai i zdjął z niego kołdrę - co ty robisz jeszcze w łóżku? Jest 14.00.
-A na co to wygląda? Śpię.
-Długo.
-Lubię długo spać.
-Nie zgodzę się z tym - Alec usiadł obok niego - co się dzieje?
-Alec, daj mi spokój.
-Chciałbyś. Coś nie tak z Clary?
-Ja się nie wpieprzam w twój związek z Magnusem.
Alec tylko spojrzał na niego niedowierzanie. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał.
-Rozumiem, że nie chcesz gadać. W takim razie zostawię cię w spokoju, gdybyś mnie potrzebował wiesz gdzie mnie szukać.
Zrezygnowany wyszedł z Jace'a pokoju trzaskając drzwiami. Alec zaczął poważnie myśleć nad tym co powiedziała Izzy i postanowił, że będzie bacznie przyglądać się zachowaniu Jace'a. Zadawał sobie tylko jedno pytanie: "dlaczego wszyscy coś przed nim ukrywają".• Ten rozdział jest wyjątkowo krótki, wolałam zakończyć niż pisać jakieś bzdury. Następny będzie dłuższy i mam nadzieję, że lepszy. Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania ;)) •
CZYTASZ
ZRANIONY ANIOŁ
FanficDo Magnusa powracają nieprzyjemne wspomnienia z dzieciństwa, z którymi nadal nie jest gotowy by podzielić się z Aleckiem, do tego skrywa wiele tajemnic, przez co jego związek z młodym Nocnym Łowcą zostanie poddany próbie.