#3 /W pułapce/

124 8 0
                                    

Uasi

Dom-to określenie,ma wiele znaczeń.Dla jednych,może oznaczać ono ciepło,miejsce do którego zawsze będzie chciało się wracać.Dla innych,po prostu miejsce narodzin.Moim domem,jest miejsce,do którego żadko dociera światło,gdzie o mały kawałek mięsa,toczy się walka na śmierć i życie.To jest mój dom.Jestem wygnańcem,chodź wcale nic złego nie uczyniłam.Mam przynajmniej takie szczęście,że moja matka,mimo iż wiele razy,mnie wyśmiewała i poniżała,broni mnie.W końcu,jestem jej jedynym dzieckiem.

Zmrużyłam oczy,po czym spojrzałam na mamę.Właśnie myła łapę,lecz kiedy dostrzegła mój wzrok,na chwile zaprzestała tych czynności.Ale tu chyba nie chodziło o moje spojrzenie,tylko sam mój widok.Miałam zaś,zawsze czekać na nią w jaskini i nigdy nie wychodzić.Kiedy jednak,ja tak już nie mogę! Ile można siedzieć w ciemności,tylko leżeć,jeść i pokazywać się ze złej strony.Dlatego,wyszłam dzisiaj za mamą,po posiłku w postaci myszy.

-Co ty tutaj robisz?-spytała

-Ja tylko..

-Grrr,nigdy nie możesz się jąkać! Wróg wykorzysta to za słabość,-wyprostowała się,po czym spojrzała w stronę odledłej granicy.Także tam spojrzałam,lecz dostrzegłam tylko drzewa.Tworzyły one las,w którym kryli się strażnicy.

Mama westchnęła.

-Przejdź się,nie chce cię widzieć do wieczora,-powiedziała niby sucho,ale coś wyczułam w jej głosie i to raczej nie była obojętność.Kiwnęłam głową,po czym odbiegłam od jaskini.Czułam jeszcze przez pewien czas wzrok matki na sobie,po chwili to uczucie jednak zniknęło,a ja znalazłam się przed wodopojem.

Nad wodopojem,było sporo lwic i lwów,ukryłam się więc za kamieniem.Wrodzony spryt,pozwolił mi jednak szybko wymyślić strategie i oto ja,ciekawskie i wrednawe lwiątko,znające wszelkiego rodzaju sarkazmy,ruszyłam pewnie w stronę wody.Nie była może czysta,ale napewno dała radę,zaspokoić pragnienie.Wzięłam kilka łyków i jak się domyśliłam,wszyscy spojrzeli w moją stronę.Pozostałam jednak niedotknięta,wyprostowana.Pomału zaczęłam odchodzić,kiedy nagle,drogę zagrodziła mi lwica.

-A ty gdzie się wybierasz mała pchło?

-W przeciwięstwie do ciebie,nie posiadam pcheł,-odwarknęłam z chytrym uśmieszkiem,-a to gdzie się wybieram,to nie twoja sprawa,więc lepiej rusz swój wielki tyłek z drogi!

-Bo co mi zrobisz?!-lwica wysunęła pazury i kły.Pozostało mi tylko warczeć,bo co innego miałam robić.Mama mnie nauczyła,by nigdy,ale to nigdy,nie okazywać strachu.Stałam więc nieugięta,wciąż pozostawając w poprzedniej pozycji.Lwica jednak nieodpuszczała i dopiero wark białego lwa,wyrwał ją z chęci,zabicia mnie,chodź wiem,że i tak pozostała jej na to ochota.Owy lew,zmierzył nas obie wzrokiem,lecz pozostał na niej.

-Zostaw to coś,jeśli będzie się włuczyć w nocy i tak zginie,po co masz sobie brudzić pazurki,siostrzyczko?

Na tym poprzestali,ale miałam ochotę,rozszarpać im obojgu gardła.Powstrzymałam się jednak i pozostałam na warknięciu.Ruszyłam w stronę przeciwną od tej,gdzie znajdował się wodopój.

Mijając blisko drzewa,przeszły mnie ciarki.Wiał z tej strony zimny wiatr,a zapachy soczystej zwierzyny,czułam z daleka.Pewnie strażnicy,robią sobie przerwę na obiad.Sama bym coś zjadła..Mysz mi widać nie wystarczyła.Rozejrzałam się po bokach,ale nic nie dostrzegłam.Nie raz miałam pusty żołądek,tak więc,nie przejmując się tym,ruszyłam do przodku.

Przeszłam większość trasy,ukrywając się.Ach,gdybym mogła być tak silna jak mama,potrafiłabym dobrowadzić każdego do okazywania mi szacunku.Mam nadzieję,że szybko urosnę.

Przyszpieszyłam,kiedy na choryzoncie,dostrzegłam Czarne Skały.Zawsze ciekawiło mnie to miejsce.Zatrzymałam się jednak przed wejściem do jednej,uwaznie obwąchując powietrze.Czułam zapach lwów.Nie przejęłam się tym zbytnio i postawiłam pierwszy pewny krok.Za nim poszedł kolejny i jeszcze jeden.W końcu,znalazłam się w niej cała.Panował tam na ogół mrok,co mi szczerze przeszkadzało.Jaskinia była szeroka,miała kilka korytarzy.Udałam się jednym z nich i szybko dotarło do mnie,że jednak ta droga nie jest poprawna.Głównie,kiedy oberwałam o ścianę.Szybko się jednak podniosłam i obrałam kolejny kierunek.Przeszłam ich chyba jeszcze trzy,nim znalazłam właściwe wejście,akurat pierwsze.

To przejście,zaprowadziło mnie do szeroko otwartej przestrzeni,gdzie większość miejsca i tak zajmowały legowiska z trawy,oraz różnorakie kamienie,różnej wielkości.Wyglądało to pięknie,kiedy oświetlała je garstka światła.Aż miałam ochotę się na chwile zdżemnąć.Bo w sumie,czemu nie? Podeszłam więc do jednego z nich,akurat tego,pomiędzy ciemnością a światłem,po czym wygodnie się ułożyłam.Po chwili,porwał mnie sen.

Na szczęście,obudziłam się od razu,kiedy usłyszałam głosy i kroki.Po chwili,dotarła do mnie świadomość.Od razu,ukryłam się w jednej że szczelin,modląc się,żeby mnie nie dostrzegli,a co gorsza,nie poczuli.Po głosach i ciężkości kroków,dotarło do mnie,że to lwy.Na moje nieszczęście,dziewiątka lwów,o różnych kolorach futer,weszła do tego samego "pomieszczenia",co ja.Wyjrzałam na chwile,żeby upewnić się,z kim mam do czynienia.Wyglądali na dość masywnych i do tego,znających swoje miejsce w stadzie.A ja też je znałam.Puki nie stanę się nastolatką i nie zawarczę o pozycję,będę tylko "nędzną" kępą sierści,którą w każdej chwili można zabić.Byłam pewna,że mnie zabiją,nawet bez wzruszenia,czy zawachania.Wcisnęłam się więc jeszcze głębiej w szczelinę,modląc się do Haya,żeby mnie oszczędzili.

Narrator

-Czujecie to?-spytał jeden z nich,upuszczając na ziemię góralka,którego dzisiaj złapał na obiad

-Tak..twój smród kretynie!

-Nie obrażaj mnie,Mabaya*! Sam nie pachniesz fiołkami!

-Zamknijcie się idioci!-warknął jeden tak przerażliwie,że tamci od razu,postawili po sobie uszy.-Kto szmiałby wkroczyć do tej jaskini! Nikt nie byłby tak głupi!

-Może..ale ja naprawdę coś czuję,Mwana!

-Ja..z resztą też,-odezwał się kolejny lew

Mwana,od razu zaczął wąchać i także coś poczuł.Wystawił pazury,po czym zaczął chodzić po jaskini,coraz bardziej zmierzając do celu,chodź tego nie wiedział.Zapach był tak lekki,że łatwo mógłby zniknąć i rozmyć się w powietrzu.Lew jednak,zdążył go wyniuchać.Podszedł do jednego z legowisk,po czym uważnie je obwąchał.

-Tu ktoś był,-warknął,-i czuję,że wcale z tąt nie odszedł..

UasiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz