Gdy tylko to sobie uświadomił przestał wychodzić co wieczór, aby zabawiać się z dziewczętami. Teraz nie wiedział nawet, czy one naprawdę kiedykolwiek go pociągały. Westchnął i pokręcił głową. Jak w tak krótkim czasie wszystko mogło się tak bardzo zmienić?
Leżał na kanapie ze szklanką taniej whiskey i zastanawiał się nad... właściwie to nad wszystkim. Myślał o całym dzieciństwie spędzonym na Brooklynie u boku jego najlepszego przyjaciela, o ich nastoletnim buncie, który sprawił, że Steva zaczęto bić. I to było najgorsze. Musiał go zbierać z bocznych uliczek i ciemnych zaułków, a potem pilnować na każdym kroku.
Najbardziej męczyło go jednak to, że dopiero po kilku latach zauważył, że się zakochał. I to nie w byle kim, ale w najbardziej opiekuńczej i najdzielniejszej osobie jaką znał- Stevenie Rogersie.
Jego przyjaciel, jego mały Stevie, który zapewne myśląc, że Bucky był zbyt pijany pamiętać, lub w ogóle rozumieć co się wokół niego dzieje, powiedział "Och, Bucky, gdybyś tylko wiedział, że to coś więcej."
I właśnie to zdanie wszystko zmieniło. Barnes przypomniał je sobie następnego ranka, ale najpierw myślał, że to efekt uboczny kaca, ale gdy słowa wypowiedziane przez Steva przez cały dzień huczały mu w głowie, zrozumiał, że jego przyjaciel naprawdę to powiedział.
Pociągnął kolejny łyk alkoholu ze szklanki i westchnął opierając głowę o podłokietnik.
-Och, Stevie, jak ja mogłem nie widzieć, że to coś więcej.
-Co więcej?- Bucky mało nie spadł słysząc głos Steva, który niepostrzeżenie wszedł do mieszkania.- Tylko mi nie mów, że znowu pijesz.- Rogers zdjął kurtkę i usiadł w fotelu naprzeciwko Barnesa.
-Eeee... nie?- Buck usiadł i uśmiechnął się krzywo widząc minę przyjaciela mówiącą "taa jasne, dalej wciskaj mi kit".
-Czy to syndrom odstawienia dziewczyn?- zaśmiał się Steve, czym rozbawił również Buckiego.- A teraz na serio, odstaw tą szklankę Buck.Barnes posłusznie wykonał polecenie, po czym spojrzał Rogersowi w oczy i stwierdził, że to będzie chwila prawdy.
-Stevie, pamiętasz jak jakieś dwa tygodnie temu trochę się upiłem?- blondyn skinął głową.-Powiedziałeś coś wtedy- w tym momencie Steve cały poczerwieniał- i zastanawiam się czy to było to o czym myślę.
-A co masz na myśli?- Rogers udawał głupiego, tak jakby taka sytuacja nigdy nie miała miejsca.
-Że mnie kochasz.- Bucky wypalił nie zastanawiając się co mówi. Obaj naraz zarumienili się.
-Słyszałeś to?- zapytał nieśmiało Steve po chwili niekomfortowego milczenia i wpatrywania się we wszystko tylko nie w siebie nawzajem.
-Taaak. Może i byłem trochę pijany, ale jednak jeszcze byłem w stanie przyswoić.- Bucky uśmiechnął się miło do wyraźnie speszonego Steva, który dalej unikał patrzenia mu w oczy.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?- blondyn spojrzał na przyjaciela błagalnym wzrokiem.
-Ja muszę to widzieć. To dla mnie bardzo ważne.
-Tak. Chodziło mi o to.- wypalił Steve ledwo Bucky skończył mówić. Teraz cisza stała się jeszcze bardziej męcząca niż poprzednio, ale trwała krócej.-Siadaj tu.- nakazał Barnes. Rogers usiadł na kanapie w miejscu wskazanym przez bruneta i nie patrząc mu w oczy osunął się na oparcie.- Jak długo?
-Już od paru lat. Pamiętasz jak byliśmy na Coney Island? Na diabelskim młynie był taki moment i wtedy chyba się zakochałem patrząc na ciebie.- Steve był na przemian czerwony i blady, a Bucky zastanawiał się jak okropnym przyjacielem jest, że przez tak długi czas tego nie zauważył. Lekko przysunął się do przyjaciela.
-Ktoś wie?- Rogers pokręcił spuszczoną głową.
-Gdyby ktoś się dowiedział pewnie by mnie zabili.Po tych słowach znowu zapadła cisz. Tym razem wręcz przyjemna, bo podczas niej Bucky położył krzepiąco rękę na ramieniu Steva, który przykrył ja swoją dłonią, chcąc ją zatrzymać.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?- Bucky spojrzał na blondyna.
-Dobrze wiesz, że to nie takie proste.- westchnął Rogers.- Bałem się. Jesteśmy przyjaciółmi od tylu lat, a to mogło wszystko zniszczyć. I do tego twoje dziewczyny...
-Skończyłem z nimi.- Barnes przerwał mu stanowczo.Steve nie rozumiejąc o co chodzi przekrzywił głowę i spojrzał na przyjaciela, który uśmiechnął się z rozczuleniem. To był ten moment kiedy Buck mógł mu powiedzieć.
-Dla ciebie Stevie.- powiedział ujmując w obie ręce dłoń Steva, który otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale milczał.Bucky myślał przez chwilę, że wszystko zepsuł, że powiedział coś nie tak, ale gdy Steve przytulił go mocno, obejmując jego klatkę piersiową zrozumiał, że się udało. Mając sprytny plan Barnes zaczął osuwać się na kanapę tak, że w efekcie jego działania obaj leżeli, a Steve na nim.
-Bucky, nie posuwasz się za daleko?- zapytał zawstydzony Rogers. Bucky cudem powstrzymał się od zboczonego komentarza, co blondyn zauważył. Już miał się odezwać, ale został zagłuszony. Przez usta Buckiego. Pocałunek był bardzo delikatny i krótki, ale im obu przyniósł wiele satysfakcji i przyjemności.-Z tego co wiem, to twój pierwszy pocałunek.- Powiedział cicho Bucky gdy oderwali się od siebie. Steve ze zmrużonymi oczami próbował zrozumieć co się właśnie stało, gdy dotarły do niego słowa bruneta. Skrzywił się i wbił w Buckiego mordercze spojrzenie.
-Ej no! A nie jest tak?- zaśmiał się Bucky.
-No dobra. Masz rację.- zdenerwowany Steve niechętnie wypowiedział te słowa, ale zaraz uśmiechnął się i dodał- Ale cieszę się, że z tobą Bucky.Ledwo to powiedział, a Barnes przyciągnął go do siebie i znowu pocałował. Równie delikatnie, ale z większą namiętnością, przez co Steve mruknął z zadowoleniem.
-Jestem w niebie.- mruknął z zadowoleniem blondyn kładąc głowę na klatce piersiowej Bucka, który objął go mocno.
-A ja trzymam w ramionach anioła.***********************
Wyszło trochę dłuższe niż się spodziewałam, ale cóż. Bywa.
No w każdym razie mam nadzieję, że wszystkim się spodoba i życzę miłego dnia, czy innej pory doby.
CZYTASZ
To coś więcej
FanfictionPre-war stucky One-shot rozgrywający się we wspólnym mieszkaniu chłopaków. Totalnie przesłodzony, można dostać cukrzycy