Eduard jak codzień przyszedł do szkoły. Gdy zmienił buty, udał się pod klasę. Drogę jednak zagrodził mu Raivis, który akurat miał mieć lekcje piętro niżej.
- Cześć!
- H-hej! Wystraszyłeś mnie! - po tych słowach wyższy zaśmiał się
- No co ty, boisz się takiego kurdupla jak ja?!
- Boję się, gdy taki kurdupel jak ty mnie straszy!
- A kto umarł - ten nie żyje!
- W ogóle to co tam?
- Nic, a u ciebie? Jakiś dzisiaj dziwnie uchichrany jesteś.
- Because i'm happy! - Eduard zaśpiewał i zatańczył, choć jego "taniec" wyglądał co najmniej dziwacznie
- Weź nie tańcz! Dzieci straszysz!
- To mówi osoba z pierwszej klasy...
- Pierwszej klasy liceum!
- A nie podstawówki?
- Parówka, nie podstawówka! Ty bananie nieusmażony!
Eduard w jednej chwili wybuchł śmiechem. Nie dlatego, że to co powiedział niższy było jakkolwiek śmieszne, bardziej, bo było po prostu głupie. Sam był dosyć zdziwiony, bo zawsze siedział cicho i prawie w ogóle się nie uśmiechał. Od rana również miał wyjątkowo dobry humor, co znajomy szybko zauważył. Było tak dlatego, że dotarło do niego, że teraz też ma kogoś, z kim mógłby porozmawiać, zupełnie jak prawie każdy w tej szkole. Poczuł się w pewnym sensie normalny.
- Ed?
- C-co?
- System ci się zawiesił?
- Prawdopodobnie...
- A co się stało?
- Nic, zamyśliłem się.
- A o czym tak myślisz?
- Nieważne.
- Dobra, chodźmy już na lekcję; zaraz dzwonek.
Przyjaciele pożegnali się i poszli pod swoje klasy. Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcję. Ta była nawet zbyt spokojna, jak na klasę, w której był Eduard. Gdy dzwonek zawołał uczniów na przerwę, ci wybiegli szybko z klasy. Bock gdy tylko razem z resztą "kolegów" dotarł pod klasę, wyjął telefon i słuchawki. Włączył jakąś losową piosenkę; poprawił okulary i zaczął grać w grę. Gdy właśnie jedna z typowych bohaterek, u których im więcej odsłaniała zbroja, tym była silniejsza i bardziej wytrwała pokonywała ogromnego smoka, tuż przed samym Eduardem niby z ziemi wyrósł niejaki Feliks. Większość osób z tej klasy denerwował jego specyficzny styl bycia. Tak, zdecydowanie specyficzny. Z pozoru zwyczajny blondwłosy, niski chłopak o wyjątkowo jasnej cerze i donośnym głosie tak naprawdę był dziwakiem jakich mało. Cały jego pokój zdobiły różnorakie figurki i pluszaki-kucyki, ewentualnie mangi i plakaty z anime. Eduard jednak nie miał pewności, czy na pewno, gdyż dowiedział się tego z opowieści przyjaciela zarówno Polaka jak i jego samego, Torisa. Chociaż ten rzadko kiedy kłamał, lepiej nie ufać od razu.
- Ej, generalnie, to ty w ogóle żyjesz?!
- C-co? Ci się stało?
- Mówię do ciebie, a ty nic!
- No, zamyśliłem się...
- Tak jak na przyrodzie ostatnio? Wiesz, że teraz cały czas się z ciebie śmieją?
- Mam o tym pojęcie i nie musisz mi tego przypominać... Poza tym sam powinieneś poprawić swoją reputację.
- Wcale nie! Raczej ty! Mnie lubią Tori, Elka, Feli i przy okazji ty!
- No i?
- A ty zadajesz się z jakimś karzełkiem!
- Nie mów tak o nim! On ma imię!
- Tak w ogóle to w co grasz?
- W grę.
- Tyle to ja wiem. - Polak zaśmiał się
- No i tyle powinieneś wiedzieć. Tak w ogóle, czemu ty stoisz? Siadaj.
- Dobra. - blondyn usiadł zaraz obok kolegi - Opowiedz mi o tym twoim... Jak mu było?
- Raivisie.
- Właśnie! A akurat teraz jest długa przerwa, więc możesz mi przy okazji opowiedzieć o historii powstania makaronu, czy czegoś tam...
- Ugh... Wiesz, jak wygląda, co nie?,
- Jasne. Mów, jaki on jest.
- No, całkiem miły, czasem żartuje i też pisze opowiadania.
- Piszesz opowiadania? Pokaż!
- Nie spodoba ci się!
- Generalnie, to powiedz, o czym one są! Proszę! - Feliks właśnie włączył funkcję "pokaż-co-tam-masz", to jest spojrzał na Eduarda błagalnym wzrokiem i złożył ręce jak do modlitwy
- Wal się.
- Lubisz paluszki?
- Co?
Dziwaczny Polak wyjął z plecaka pomiętą paczkę pełną jego ulubionych przysmaków, po czym otworzył ją i zaczął je jeść.
- Gówno! Mam paluszki! Chcesz?
- Co ty dzisiaj taki milutki? Z tego co wiem paluszkami dzieliłeś się tylko z Torisem.
- Nie ma go dzisiaj. Siedzimy razem na niemcu?
- Jak chcesz.
- Tak! - Polak wykonał jakiś dziwny gest rękoma
- A ty co, demony wzywasz?
- Ja nie Arthur! Masz mnie za satanistę?!
Zadzwonił dzwonek. Uczniowie zebrali się pod klasą i czekali na nauczyciela. Po chwili ten przyszedł i otworzył drzwi sali.
- Guten morgen. - nauczyciel języka niemieckiego, Ludwig Beilshmidt, przywitał się z klasą
- Guten morgen.
Polak zgodnie z obietnicą zajął miejsce w przedostatniej ławce, zaraz obok Estończyka.
- Ej, Ed. - Feliks lekko szturchnął kolegę łokciem
- Hm?
Polak wskazał na kartkę wyrwaną najprawdopodobniej z brudnopisu. Było na niej koślawo zapisane:
"Co mamy następne?"
- Matmę. - wyszeptał Eduard na tyle cicho, by nikt inny oprócz Feliksa go nie usłyszał
- No i git. Dziadziu Honda jest nawet spoko.
- Chłopcy? Na randkę umawiajcie się po lekcji, a nie na niej. - nauczyciel wskazał na Feliksa i Eduarda
- Jaką randkę?! - niższy wykrzyknął gwałtownie
- Ale ja nie-
- No, nie wstydźcie się. - Niemiec nadal żartował w najlepsze
- Proszę pana, ja to sobie wypraszam! Nie umawiałbym się z nim! - wskazał palcem Eduarda
- Właśnie!
- Dobra, powiedzmy, że wam wierzę. Teraz siedźcie cicho i kontunuujmy lekcję. - już po chwili znów tłumaczył słówka w języku niemieckim
Do końca lekcji Feliks i Eduard, nie chcąc powtórki z nieprzyjemnej sytuacji, siedzieli cicho.
- Co totalnie to było? - powiedział Feliks po wyjściu z klasy
- Bo ja wiem? Facet jest jakiś nienormalny...
- Generalnie, ja idę do kibla. Później przyjdę.
- Dobra. To ja idę pod klasę.
Polak oddalił się, zostawiając Estończyka samego, jednak nie na długo, gdyż ten dostrzegł sylwetkę nowo poznanego przyjaciela.
- Hej! Ed! - Raivis krzyczał i wymachiwał rękoma w stronę wyższego
- Cześć!
- Co teraz masz?
- Matmę. A ty?
- Komputerowe. Za Chiny nie ogarniam jednego tematu.
- Pomóc ci?
- Ugh... Jeśli chcesz...
- Masz czas po szkole?
- T-tak, a co?
- Przyjdź do mnie, wtedy ci wytłumaczę.
- Dobra. Dzięki za pomoc.
- Wiesz co? Ja już muszę iść, o której kończysz?
- Dwadzieścia pięć po drugiej.
- O, ja też. To spotkamy się na boisku.
- Dobra. Ale naprawdę mogę do ciebie przyjść?
- Jasne! To do zobaczenia, i pamiętaj, gdzie się spotykamy! - Eduard powiedział z uśmiechem i oddalił się od przyjaciela
Reszta lekcji zleciała przeciętnie. Przeciętnie dla Eduarda znaczyło mniej więcej trzy plus z kartkówki, nieprzygotowanie z wychowania fizycznego i plus z geografii. Po lekcjach udał się do umówionego wcześniej miejsca, w którym miał spotkać się z Raivisem. Początkowo po wyjściu z budynku nie dostrzegł niższego o około czterdzieści centymetrów chłopaka, aż w pewnej chwili poczuł lekkie uderzenie w prawe ramię. Odskoczył w bok i pisnął, gdyż nie spodziewał się tego.
- Ty cholero mała! Co mnie straszysz?!
- Tylko cię klepnąłem! - powiedział Raivis próbując powstrzymać śmiech
- Tylko?!
- Dobra, idziemy do ciebie, czy co?
- Chodźmy.
Koledzy udali się do domu Eduarda. Cała droga zajęła im około dziesięciu minut. Gdy dotarli na miejsce, wyższy wyjął z kieszeni bluzy klucze i otworzył drzwi.
- Wchodź.
- Dzięki, że mnie zaprosiłeś.
- Nie ma za co. - Eduard zaśmiał się - Możesz przychodzić, kiedy tylko zechcesz.
- Naprawdę?
- Jasne. Chcesz coś do picia?
- Możesz nalać mi wody...
- Dobra. Chodź do kuchni.
Oczom Raivisa ukazało się średniej wielkości pomieszczenie. Ściany były białe, a przy jednej z nich stał stół. Na przeciwko niego były również białe szafki, na których leżał blat wyglądający jak zrobiony z drewna. Eduard otworzył lodówkę i wyjął z niej sok grejpfrutowy. Odwrócił się w stronę przyjaciela.
- Może być taki, czy wolisz wodę?
- Może być.
- Okej. To potem pójdziemy do mojego pokoju. Oglądamy jakiś film, czy od razu chcesz się uczyć?
- Jak wolisz. Mi to obojętne.
- Do której możesz zostać?
- Jak odrobimy lekcje, do dwudziestej.
- Super. Masz ten sok i chodźmy. Co oglądamy?
- Jeśli mógłbym spytać... Gdzie twoi rodzice?
- Mama w pracy, wraca gdzieś po dziesiątej wieczorem, a tata w Niemczech.
- To trochę słabo. Idziemy do ciebie?
- No właśnie! My tu sobie gadu-gadu, a film czeka! Chodź za mną!
- Dobra.
Eduard zaprowadził Raivisa na drugie piętro, gdzie znajdowało się coś w stylu małego saloniku. W jednej ze ścian stały drzwi, które po chwili otworzył. Zaprosił przyjaciela do pomieszczenia. Ściany były jasnoniebieskie, co dobrze wyglądało razem z białymi meblami. Na biurku, zaraz obok książek i zeszytów, leżał laptop.
- To twój pokój?
- Tak. Co oglądamy?
- Może ty coś wybierz...
- Może... Komedia? Pasuje ci?
- Jasne.
- To poszukam jakiejś, a ty... Nie wiem... Rób, co chcesz.
- Dobrze...
- Masz jakieś konkretne wymagania co do filmu?
- Nie, byle, żeby nie było jakieś obrzydliwe. Nie lubię takich filmów.
- Dobra. Nic więcej?
- Nic.
- Okej.
Raivis jeszcze raz spojrzał na Eduarda szukającego filmu na laptopie, po czym podszedł do półki pełnej książek. Były to różnorakie powieści, jednak przeważały fantasy. Gdy już znudziła go półka, skierował wzrok na jedną ze ścian. Wisiały na niej rysunki i zdjęcia oprawione w ozdobne ramki.
- Mam! - Raivisa zaskoczył nagły krzyk Eduarda
- Znalazłeś film?
- Tak! Może być taki?
- O czym o jest?
- Ty masz napisane. - wyższy wskazał na ekran laptopa, a dokładniej na opis fabuły komedii
- Myślę, że będzie ciekawe... - powiedział po przeczytaniu Raivisa
- Okej. Włączam. Usiądź gdzieś.
Niższy usiadł na szarej kanapie. Po chwili obok dosiadł się również jego przyjaciel. Położył laptopa na kolanach i zwiększył głośność. Zaczęli oglądać komedię. Co chwilę śmiali się ze śmiesznych lub głupich poczynań bohaterów filmu.
*Time Skip*
- Ed... Film się skończył... Ed... Ty śpisz?
Na słowa Raivisa odpowiedziała jedynie cisza.
- Ed!
- C-co się stało?
- Zasnąłeś.
- Ugh... Śmieszne było chociaż?
- Tak. To może teraz mnie pouczysz?
- Jasne, już wstaję... Potem może jeszcze zostaniesz?
- Jeśli będzie czas, to pewnie.
- Chcesz coś zjeść, albo wypić?
- Nie, chodźmy już.
- Dobra.
Starszy objaśnił mniej więcej temat młodszemu. Ten naprawdę na początku nie wiedział zupełnie nic. Gdy skończyli, okazało się, że mają jeszcze ponad półtorej godziny.
- Co robimy?
- Już to rozumiesz?
- Tak.
- Opowiedz mi trochę o sobie.
- Ugh... O czym ja mam opowiadać?
- Co lubisz robić, jeść, czy coś. W zasadzie mów, co chcesz.
- Może ty zaczniesz?
- To może... Albo jednak wymyślmy coś nowego...
- Dobry pomysł.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Śmiało.
- Miałeś... Miałeś kiedyś chłopaka albo dziewczynę?
- Nie... A ty?
- Też nie... Widocznie jedziemy na tym samym wozie. - zaśmiał się Eduard
- Czemu pytasz?
- Tak po prostu...
- Mieliśmy coś wymyślić...
- No tak! Może pójdziemy na miasto?
- A nie lepiej iść nad jezioro?
- Chodźmy.
Przyjaciele ubrali się i wyszli z domu. Powolnym spacerem dotarli na piaszczystą plażę, która z powodu wczesnej wiosny była prawie pusta.
- Pięknie tu... - wyszeptał cicho Raivis
- Uwielbiam to miejsce. Nie ważne, czy zimą, czy latem, zawsze jest ślicznie.
- To prawda...
- Wiesz co?
- Hm?
- Zachowujemy się jak postacie w jakiejś taniej komedii romantycznej.
- Romantycznej?
Do Eduarda właśnie dotarło, co powiedział.
- Znaczy... Chodzi o ten motyw z plażą!
- Rozumiem, tylko żartowałem...
Bock zaśmiał się nerwowo.
- Ja też...
- Wracamy? Już w pół do ósmej.
- Nie możesz zostać jeszcze trochę?
- Nie, wolę już wracać.
- Ale raczej nic się nie stanie, jak spóźnisz się dziesięć minut.
- Chyba nie chcę się o tym przekonać.
- Wszystko dobrze u ciebie w domu?
- Tak.
- Na pewno? Mów, jeśli coś się dzieje i potrzebujesz pomocy.
- Wszystko dobrze! Wracajmy już.
- Jeśli nalegasz. Odprowadzić cię?
- Pewnie!
- Chodźmy.
Przyjaciele skierowali się do domu młodszego. Gdy po około dwudziestu minutach stali pod drzwiami do małego domku jednorodzinnego, Raivis odwrócił się w stronę Eduarda.
- To ja już idę, do jutra.
- Narka!
- Czekaj!
- Hm?
- Mam pytanie.
- Dajesz.
- Mogę przyjść jutro?
- Jasne! Przecież mówiłem, żebyś przychodził, kiedy chcesz!
- Dobra, to pa!
- Pa!
Bock oddalił się w swoją stronę. Ten od razu po przekroczeniu drzwi wziął się za odrabianie lekcji.