Eduarda obudził ruch tuż koło niego i poczucie, że ktoś bacznie go obserwuje. Leniwie sięgnął ręką po telefon znajdujący się po jego prawej stronie na poduszce po jego prawej stronie i włączył go, by sprawdzić godzinę. Z cyfer, które widział jak przez mgłę z powodu braku okularów przeczytał po chwili godzinę drugą czterdzieści trzy.
- Ed, nie śpisz? - zapytał Eduarda Raivis, który to przed chwilą go obudził
- Obudziłeś mnie...
- Sorki. Po prostu nie mogłem zasnąć i tak jakoś... Która godzina?
- Druga... - odparł zaspanym głosem Bock - Dobranoc.
Estończyk usiłował zasnąć jeszcze przez około pół godziny, jednak gdy po tym czasie wciąż był w pełni przytomny, zapytał przyjaciela cicho "Śpisz?", po czym słysząc, że ten zaprzecza, wstał i zapalił światło.
- W takim razie pobudka. Co robimy? - rzekł zakładając okulary
- Moje oczy... Zgaś to dzieło szatana... - jęknął niezadowolony Łotysz
- Wstawaj. Co robimy? Ani ty, ani ja nie zaśniemy już tej nocy, więc może spożytkujmy jakoś ten czas. Oglądamy coś, czy masz jakiś inny pomysł?
Raivis wstał z łóżka i powolnym krokiem ruszył w stronę biurka. Leżało na nim kilka całkiem ładnych i dopracowanych szkicy należących zapewne do Eduarda. Jeden z nich przedstawiał jakiegoś chłopca otoczonego brzoskwiniami. Podniósł go zdziwiony i spojrzał na przyjaciela pytającym wzrokiem.
- Co jest na tym rysunku?
- Momotaro. - odparł starszy - Taka japońska baśń. - dodał, widząc zakłopotaną minę młodszego
- Baśń, powiadasz? Znasz jakieś inne? Opowiedz mi jakąś!
Bock skinął głową i wziął z szafki jakąś książkę. Usiadł na krześle przy biurku, po czym zaczął czytać jeden z tekstów w niej zawartych. Galante w tym czasie położył się wygodnie na łóżku i począł uważnie słuchać słów przyjaciela. Nie wiedział nawet, kiedy zmrużył oczy i odpłynął do krainy Morfeusza.
***
Raivis obudził się. Usiłował wstać, lecz coś, a dokładniej ramiona śpiącego obok Eduarda obejmujące go skutecznie to uniemożliwiały.
- Zasnąłeś wczoraj, gdy ci czytałem. - usłyszał wreszcie Łotysz
- Nareszcie się obudziłeś... Mogę wreszcie wstać?
- Kto ci broni?
- Ty. Weźmiesz w końcu te ręce? Przytulasz mnie.
Bock zrozumiawszy, o co chodzi, zabrał ręce pozwalając tym samym Galante wstać z łóżka, co ten prędko uczynił. Chwycił swoje ubrania leżące na krześle przy biurku i poszedł do łazienki, by się przebrać. Po około pięciu minutach wrócił ubrany i zabrał z szafki swoje opowiadania, po czym wpakował je do plecaka.
- W takim razie ja już będę iść do domu...
- Nie zostaniesz na śniadanie?
- Mogę zostać, jeśli chcesz.
- Super! Chodź!
Chłopcy zeszli na dół do kuchni. Starszy wyjął z lodówki pomidory, wziął z szafki masło oraz chleb i zaczął przygotowywać kanapki. Gdy po około pięciu minutach były gotowe, położył je na dwóch talerzach na stole i uśmiechnął się do przyjaciela. Zaczął jeść przygotowane danie ze swojego. Zauważył, że młodszy jest dziwnie zamyślony.