Następnego dnia Raivis przyszedł do szkoły w wyjątkowo dobrym humorze. Bardzo podobała mu się wizja odwiedzin u przyjaciela po szkole. Nie przejmował się w ogóle trudnym sprawdzianem z historii, który miał na drugiej lekcji. Pobiegł szybko pod klasę i usiadł na podłodze.
- To ty jesteś tym małym pedałkiem, który chodzi za tym dziwakiem Edwardem? - Ivan popatrzył kpiąco na siedzącego
- N-nie jestem pedałkiem... - odparł wystraszony Raivis
- To dlaczeg uganiasz się za tym dupkiem, pedałku? - chłopak położył nacisk na ostatnie słowo - W sumie mam to w dupie. Przez ludzi takich jak ty ten świat schodzi na psy. Powinieneś sie zabić. Może skombinować ci linę? Chyba że to zbyt delikatna śmierć dla ciebie. Takich jak ty powinno sie palić. Nie powinieneś nigdy się urodzić!- Ivan splunął na skulonego pod ścianą Ravisa. Chłopak z oddali usłyszał śmiech młodszej siostry Ivana.
- Pieprz się. - nie wiedział, skąd wzięło mu się tyle odwagi, by to powiedzieć, ale był pewny, że zaraz tego pożałuje
- Co do mnie powiedziałeś ty mały chujku?! - Ivan powoli się odwrócił twarzą do chłopaka - Coś ty powiedział ty mały pokurwiu?! - wydarł się Ivan łapiąc go za koszulkę i podnosząc do góry. Na jego szczęście nigdzie nie było żadnego nauczyciela, a jego znajomi mu dopingowali - Słucham!
- T-to co słyszałeś. Puść mnie.
Niezastanawiając się chłopak z całej siły uderzył Raivisa w twarz. Przycisnął go do ściany unosząc w powietrzu za bluzkę.
- To za to, co powiedziałeś. - uderzył go w brzuch - A to za bycie zjebem i pieprzonym homosiem. - zaczął go bić gdzie się dało. Na horyzoncie nie było nikogo poza znajomymi Ivana. Skończył, gdy krew pierwszoklasisty lała mu się po palcach.
- Spróbuj jeszcze raz się z nim spotkać, to nie będę taki delikatny. - popatrzył z pogardą na plującego krwią chłopaka i odszedł do łazieki z zamiarem umycia się.
- Czekaj, chłoptasiu. - na korytarzu pojawił sie Eduard - Zostaw mojego przyjaciela.
- Kolejny debil. Myślisz, że się ciebie boję?
- Chuj mnie obchodzi czy się boisz czy nie. Masz zostawić Raivisa.
-Ed-Eduard. - zakaszlał chłopak - Zos-staw mnie. D-dam r-rad-dę- powiedział ciagle kaszląc. Lekko się przestraszył, widząc na swoich dłoniach krew. Spróbował wstać, ale zakończyło to się badzo bolesnym upadkiem. Głośno jęknął, zaciskając zęby.
-Eduard. Odejdź stąd. - z bólem w oczach, starał się nie pokazać strachu.
- Nie zostawię cię w takim stanie.
Wtem rozległ się dzwonek na lekcje. Wszyscy uczniowie oprócz Eduarda i Raivisa rozeszli się po klasach.
- Idziemy do pielęgniarki. Pomogę ci wstać.
-Eduard, zostaw mnie. - Raivis popatrzył na niego poważnie, ale z podbitym okiem i cały we własnej krwi wyglądał bardziej jak zbity szczeniak. Ledwo trzymając się na nogach i ciągnąc ręką po ścianie, z sykiem bólu skierował się do łazienki. Po chwili jednak upadł na kolana, starając się nie zwracać uwagi na drugoklasistę
- To nie była prośba. Idziemy do pielęgniarki, jeszcze coś ci się stanie! - Eduard chwycił przyjaciela i pomógł mu podnieść się z kolan, po czym począł prowadzić go do gabinetu higienistki
- Ed, zostaw mnie. - warknął chłopak, ale przestał sie szarpać bo zrozumiał, że nic nie ugra. Potrzebował pomocy, ale w życiu sie do tego nie przyzna. Po chwili poczuł, że lekko odpływa
- E-Eduard. - złapał sie mocniej chłopaka i zatrzymał. - J-ja się źle cz- czuję... - osunął sie z kolana odczuwając że ogarnia go ciemność.
- Cholera. - Estończyk zaczął gorączkowo przeszukiwać plecak w poszukiwaniu telefonu. Gdy wreszcie go znalazł, wybrał numer na pogotowie.
Raivis spojrzał w oczy Eduarda, po czym zupałnie odpłynął.
- Halo, dzień dobry, tu pogotowie ratunkowe. W czym możemy pomóc?
- Dzień dobry! N-nazywam się Eduard von Bock, jestem w Zespole Szkół w Rąbinie. Starszy chłopak pobił mojego przyjaciela. Chyba ma złamany nos, dużo ran i siniaków, przed chwilą stracił przytomność.
- Oddycha?
- T-tak.
- Czy skarżył się na ból lub zawroty głowy albo jakiekolwiek inne dolegliwości?
- Powiedział tylko, że źle się czuje.
- Proszę powiedzieć jeszcze raz, jak się pan nazywa?
- Eduard von Bock.
- Numer telefonu, z którego pan dzwoni?
- Cztery cztery cztery, cztery cztery cztery, cztery cztery cztery.
- Dobrze. Teraz powiem panu co trzeba robić, żeby pomóc koledze, więc proszę słuchać uważnie i postępować według moich zaleceń.
- Tak?
- Proszę ułożyć jedną rękę poszkodowanego pod kątem prostym w stawie barkowym i łokciowym.
- J-już.
- Drugą przyłożyć stroną wierzchnią do policzka. Potem dalszą sobie nogę podciągnąć ku górze nie odrywając stopy od podłoża.
- Dalej?
- Pociągnąć za zgiętą nogę tak, by leżał na boku, następnie ułożyć ją tak, by staw kolanowy i biodrowy były ułożone pod kątem prostym.
- Już.
- Teraz odchylić głowę do tyłu i co kilka minut sprawdzać oddech i tętno aż do przyjazdu pogotowia.
- Dobrze...
- Do widzenia. Pogotowie powinno niedługo przyjechać.
- Do widzenia.
Dyspozytor pogotowia rozłączył się.Ravis po całym tym układaniu lekko się rozbudził. Popatrzył ledwo przytomny na klęczącego obok Eduarda. Zarzucił ręce na jego szyję i wtulił się w niego.
- B-boli- powiedział drżącym głosem. Z tego wszystkiego zapomniał o groźbie Ivana, który przypatrywał im sie zza uchylonych drzwi łazienki. Wyszedł spacjalnie by to zobaczyć.
- Spokojnie. - Estończyk próbował nieco uspokoić przyjaciela - Karetka już jedzie.
- Oh, Eduardzie, jak ja cię kocham! Ja ciebie też, Raivisie! - Rosjanin nie mógł się opanować i wykrzyknął
Chłopak odwrócił głowę w jego stronę. Przypomniał sobie, że nie mógł się przecież zbliżać do Estończyka. Ze stresu znowu odpłynął, jednak usłyszał jeszcze dzwonek na przerwę.
Po około pięciu minutach Raivis obudził się.
- Spokojnie, już nic ci nie zrobi.
- Ed... On zakazał mi się z tobą zadawać... Inaczej on może mi albo tobie coś zrobić...
- A co on, twoja matka?
W tym momencie na hol wkroczyło kilku ratowników. Szybko dostrzegli Eduarda i Raivisa.
- To wezwałeś pogotowie?
- Tak, kolega już się obudził, ale nadal mu słabo.
- Dobrze. Już się lepiej czujesz?
- Tak...
- Możesz chodzić, czy nie czujesz się na siłach?
- Mogę.
- Dobra. Zawieziemy cię do szpitala, trzeba cię zbadać.
- Dobrze.
- Wiesz, gdzie jest twój wychowawca?
- Tak.
- Chodźmy.
Ratownicy wyprowadzili chłopaka. Dalej dzień potoczył się mniej więcej jak zwykle.960 słów!
Tak, ta książka powraca i to tylko dzięki pomocy Ernes_Laurens i _Niczkos_