Tata non-stop powtarzał, żebym nie robiła głupich rzeczy.
Uczył mnie logicznego myślenia, ale przede wszystkim tego, abym nigdy nie działała pod wpływem emocji. Zawsze sugerował, że czasami lepiej popełnić błąd tylko po to, aby nie żałować w przyszłości, że nie spróbowało się nawet podjąć ryzyka. Zbieranie doświadczania poprzez własne porażki uczy znacznie więcej, niż obserwowanie miliona cudzych. Każda przegrana jest inna; na świecie nie ma przecież dwóch takich samych ludzi.
Tata powtarzał różne mądrości.
A potem sam zrobił jedną porażającą głupotę.
Pewnego dnia zabrał ze sobą swój plecak oraz kurtkę i powiedział tylko tyle, że wychodzi po fajki. To było normalne. Ojciec dość często wyskakiwał wieczorem do sklepu i — przy okazji załatwiania swoich prywatnych spraw — przynosił dla mnie oraz Imany różne słodkości, żeby przydusić swoje poczucie winy. Nasze uśmiechy były na to najlepszym lekarstwem, a tata nie pluł sobie w brodę, że ponownie oszukał nas w kwestii spędzenia wspólnego wieczoru. Tamtym razem nie dostrzegłam pewnego sygnału, który dosłownie dzwonił przy moim uchu, tak cholernie znaczącego.
Ojciec nie spytał, co słodkiego ma nam kupić.
Telewizor grał w tle, mama krzątała się po kuchni, mamrocząc pod nosem jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa, a Imany odrabiała pracę domową, wylewając gorzkie łzy nad zadaniami z matematyki. Natomiast ja siedziałam w oknie i czekałam na jego powrót. Z przyciśniętym do szyby nosem obserwowałam pustoszejące ulice — ludzi, którzy pogubili się w swoich życiach, ale i tych, którzy pędzili do swoich rodzin. Obserwowałam i obserwowałam, dopóki mi się to nie znudziło. Nic dziwnego, bezsensowne gapienie się na zakamarki Nowego Jorku i wychwytywanie drobnych szczegółów, takich jak ilość osób, które zdecydowały się pędzić po chodniku hulajnogą, a nie rowerem, może stać się monotonne.
Dziesięć minut to wieczność. A co dopiero, gdy mowa o latach.
Pięć lat. Przez pięć ostatnich lat, każdego wieczora odsłaniam z przyzwyczajenia zasłonę i łypię w stronę małego sklepu na rogu ulicy, sprawdzając, czy tatuś nie zdecydował się wreszcie wrócić do domu. Do swojej żony, do swoich dzieci, do... dawnego życia, tak po prostu. Nawet bez tego całego paplania o rodzinnej miłości. Nikt nie byłby na niego zły. Przecież poinformował, że wychodzi. A to, że powrót zajmuje mu więcej czasu niż zwykle, to drugorzędna sprawa.
Może nie był szczęśliwy, myślę.
Albo to my nie byłyśmy zbyt dobre.
— Odsuń się od tego okna, Ney.
Imany mamrocze przez sen, przekręcając się na prawy bok; spod kołdry wystają tylko jej gęste, kręcone włosy. W pokoju panuje ciemność, a jedyne światło jakie wpada do środka to to, które bije z serca Nowego Jorku. Dzielimy z siostrą sypialnię, odkąd pamiętam. Nasze mieszkanie nie jest na tyle duże, aby każda z nas miała swój prywatny kąt. Nie narzekam, bo choć czasami spieramy się z Imany o głupoty, takie jak pożyczanie ubrań bez pytania, to nie wyobrażam sobie, abym pewnego dnia nie mogła nakrzyczeć na nią, że znów wstaje przed czasem i robi mnóstwo hałasu.
Jest dla mnie ważna. Tak samo jak mama, tyle że ona znacznie się od nas oddaliła.
Uśmiecham się smutno pod nosem, kiedy myślę o tym, jak wiele trudu wkłada ona w to, żeby niczego nam nie brakowało. Nie zawsze to doceniam. Ostatnimi czasy nie spędzamy ze sobą zbyt wiele wolnych chwil. Pewnie dlatego, że Jenny Lemanski pracuje na dwie zmiany, a my nie jesteśmy już małymi dziewczynkami, które wyczekują wyłącznie tej części dnia, którą mogą spędzić ze swoją mamą. Tak się porobiło.
CZYTASZ
SMILE | SPIDER-MAN, ONE-SHOT
Fanfic❝ODŁÓŻ WRESZCIE TEN TELEFON.❞ Kiedy legendy miejskie okazują się prawdą, a dziwny gostek w czerwono-błękitnym stroju każdego dnia przelatuje dosłownie obok twojego okna, nie pozostaje nic innego, jak dorwać tego zmutowanego go...