Rozdział 1.

78 11 5
                                    

«Nie! Nie możesz tam wejść! Obruciłam się ale nikogo nie widziałam. Wokół panowała ciemność. Nie wiem jak się tu znalazłam. Przedemną znajdowały się jakieś drzwi. Wyglądały na stare, a jednocześnie dość solidne, nacisnęłam klamkę i znowu usłyszałam ten głos.
Karter nie możesz tam wejść słyszysz?! Narobisz sobie tylko problemów! Nie otwieraj tych drzwi nie możesz.
Drzwi delikatnie się uchyliły i do pomieszczenia, w którym się teraz znajdowałam wpadła jakaś strużka jasnego światła. Zasłoniłam oczy ręką. I bum nagle wyłoniła się postać, którą gdzieś już widziałam. Nie jestem w stanie jeszcze jej rozpoznać, ale ten ktoś idzie w moją stronę i powoli wyciąga do mnie rękę. Próbuję uciec, ale kiedy robię krok do tyłu, moje ciało przywiera do czegoś zimnego. Słyszę jakieś odgłosy dobijania się do drzwi. Na darmo. Nie udaję im się wejść, kimkolwiek ,,oni" są. Nie są teraz w stanie mi pomóc. Mam dziwne przeczucie, że to ja rozpętałam te piekło, w którym się teraz znajduję.»

Obudziłam się zlana potami. Znajdowałam się w moim łóżku pod różową jedwabną pościelą. Rozejrzałam się po pokoju, którego ściany pomalowaliśmy na biało i miętowo.
-To sen.. to był tylko zły sen..- powtarzałam sobie w kółko ale nie potrafiłam już zasnąć. Za każdym razem, kiedy próbowałam zamknąć oczy, cały czas widziałam to, co przed chwilą. W końcu się poddałam i wstałam z łóżka. Spojrzałam na szafkę gdzie znajdował się budzik, miałam nie całą godzinę na wyszykowanie się do szkoły. Zapowiadał się piękny dzień. Poszłam do łazienki i rozczesałam moje pofalowane bląd włosy. Kiedy już umyłam zęby i w miarę się ogarnęłam zeszłam na dół. W kuchni przy stole siedział mój tata jedzący swoje ulubione grzanki z szynką i serem. Mama szukała czegoś w pułce. Stwierdziłam, że daruję sobie dziś śniadanie i napiję się herbaty.
-Jak tam kochanie wyspałaś się? - mój tata zadaje mi te pytanie odkąd się tu przeprowadziliśmy. Wie o tym, że często mam koszmary. Nieraz budził go mój krzyk w nocy, choć tak na prawdę sama nie wiem dlaczego krzyczałam. Ten sen... Nigdy jeszcze nie miał szansy się w pełni skończyć.. - Halo. Karter.  Wszystko w porządku?
-Tak. Zamyśliłam się. To wszystko. - moja mama podsuwa mi pudełko z babeczkami pod nos. -Mamo..
-Nie chcę słyszeć sprzeciwu. Mieszkamy tu już dwa miesiące A nadal nie wiemy jakich mamy sąsiadów. Dzisiaj po szkole będziesz miała okazję ich poznać i nawet nie próbuj zjeść tego wszystkiego sama... - super, jak zawsze musi mnie przejrzeć na wylot.

Dobrze, że przynajmniej w szkole nie jestem już aż taka nowa. Przeprowadziliśmy się tutaj pod koniec wakacji. Często biegam więc pewnego razu wpadłam na Cassandre. I tak jakoś w sumie to poszło dalej. Później na rozpoczęciu oprowadziła mnie po budynku, przedstawiła swoim znajomym aż wreście poznałam najwredniejszą osobę w tej szkole. Merit. Mam wrażenie, że dla niej dzień bez ukąszenia kogoś jest stracony. Mnie jak na razie nie tknęła tylko dlatego, że wszędzie praktycznie jest ze mną Cass lub ktoś ze znajomych.
-To jak? Idziemy dzisiaj na zakupy? - siedzimy właśnie w szkolnej stołówce. Moja przyjaciółka już od tygodnia wierciła mi dziurę w brzuchu, żebym wreście gdzieś z nią poszła.
-Przepraszam. Wiem, że się umawiałyśmy ale dzisiaj nie mogę. Moja mama wpadła na genialny pomysł z roznoszeniem babeczek po sąsiadach. Chcecie to możecie iść ze mną. - mówię ze znudzeniem w głosie ale po minie wszystkich widzę,  iż wolą nie wchodzić w drogę moim rodzicom.
Dłubie widelcem w czymś, co przypomina kalafior ale nie dam sobie uciąć za to ręki. Mike kopie mnie pod stołem nogą i wskazuje na wejście. Wszyscy są zwróceni w tamtą stronę. Dostrzegam w drzwiach najpierw jakiś chłopaków, których wcześniej nigdy nie widziałam A na samym końcu idzie przystojny, wysportowany brunet, ubrany w ciemne dżinsy, zwykły biały T-shirt i skórzaną kurtkę. Nie powiem. Robi wrażenie.
-Na co się tak gapicie? - jeden z nich krzyczy na całą salę. Wszyscy w mgnieniu oka wracają do jedzenia, lecz widać, że prowadzą teraz ożywioną rozmowę. Nie tak jak przedtem. Ktoś z moich znajomych siłą obraca mnie w stronę stolika jednak zanim mu się to uda, napotykam spojrzenie brązowych oczu tego chłopaka. Nie trwa to długo, ponieważ za chwilę odwraca się na nowo do swoich kolegów.
- Halo ziemia do Karter.
-O co chodzi? Kim oni są? I dlaczego wszyscy tak zareagowali? - moi przyjaciele ponownie rozglądają się po sali i odpowiadają mi tylko skinieniem głowy z czego wnioskuję, że wyjaśnią mi to po lekcjach.
No cóż.. w takim razie moja ciekawość będzie musiała zaczekać.

Reszta godzin w szkole mija w sumie nawet spokojnie. Jeśli można uznać fakt, że wszyscy nadal mówią coś sobie na ucho. Nie widziałam tego chłopaka już więcej. Dosłownie jakby się rozpłynął. Jedyne co wiem, a raczej się domyślam to to, iż prawdopodobnie ma na imię Trey. No i nie da się nie zauważyć zainteresowania jego osobą. Po wyjściu ze szkoły dostałam od mamy dużą ilość sms-ów z prośbą, żebym nie zapomniała poroznosić wszystkich babeczek. Chyba na prawdę jej na tym zależy. Ale jakby spojrzeć na to z drugiej strony to skoro jej tak bardzo zależy, czemu nie poroznosi ich sama? Albo dlaczego nie pójdziemy całą rodziną? A no tak.. zapomniałam. Moja mama najpierw wysyła kogoś z nas na ,,zwiady" kto jest wart jej uwagi, a z kogo lepiej od razu omijać szerokim łukiem.

Otwierając drzwi od auta zauważam,  że Cass właśnie wychodzi ze szkoły. Macham jej ale prawdopodobnie mnie nie widzi. Super. Nasza rozmowa będzie musiała poczekać do jutro albo jeszcze dziś do niej zadzwonię jak już zrobię to, co mam zrobić. Gdy wyjeżdżam z parkingu, moją uwagę przykuwa czarne audi, którego wcześniej tu nie widziałam. Nie byle jakie zresztą. Ja mogę sobie jedynie o takim pomarzyć. Widać, że to jakiś nowy model jednak w środku  nie ma właściciela. Pewnie jakiś kolejny bogaty dzieciak z tej szkoły dostał nowy samochód w prezencie albo po prostu nie zwróciłam uwagi na nie wcześniej. Do tej szkoły na prawdę chodzi wielu ludzi. A ja nie jestem w stanie po 2 miesiącach pamiętać chociażby osób z mojego rocznika. Uśmiecham się sama do siebie na tą myśl. Nigdy nie miałam pamięci do imion ani dat. Mam to po tacie.

Wchodzę do domu i jak zwykle wita mnie cisza. Rodzice są w pracy A mój starszy brat wyjechał na studia. Więc to oznacza że mam dom dla siebie. Babeczki mogą poczekać. 
Podgrzewam sobie spaghetti w mikrofali. W międzyczasie przeglądam media społecznościowe. Jak zwykle nie ma nic ciekawego.
- Hmm...-podchodzę do lustra w przedpokoju i moje odbicie nie zadowala mnie tak jak rano. -No dobra. Musisz zrobić dobre wrażenie. -mówię sama do siebie.
Niedługo potem jestem już odświeżona. Umyłam się, zrobiłam delikatny makijaż, wyprostowałam włosy i ubrałam moją ulubioną niebieską, zwiewną sukienkę do kolan.

-Oby poszło szybko.
Biorę pudełko ze sobą. Strategia jest prosta. Jeśli mi się odechce to wracam do domu i zjadam wszystko sama. Ewentualnie zostawię sobie jedną na śniadanie do szkoły.
W pierwszym domu mieszka miła staruszka. Pani Rosali wraz z mężem. Oczywiście jak to większość osób w podeszłym wieku, bardzoo się rozgadała jednak udało mi się wymyślić pretekst żeby móc iść dalej. Gdy odchodziłam, zaprosiła mnie wraz z mamą na herbatę. Mogę się założyć, że moja kochana mamusia się zgodzi. Mam tylko nadzieję, iż zrobi mi przysługę i nie będę musiała tam iść razem z nią.
Zanim nacisnę dzwonek u kolejnych sąsiadów, zauważam po drugiej stronie identyczne auto jak pod szkołą.  Przypadek? Może.. Ale już taka jestem, że nie dam sobie spokoju póki się nie dowiem do kogo należy. Więc w pośpiechu recytuje słowa o naszej rodzinie jakiejś Pani i zapominając o swoim planie przechodzę na drugą stronę ulicy. Rozglądam się wokoło ale nikogo nie widzę. Spoglądam na pudełko. Nie dobrze. Zostało tylko 5 babeczek. No trudno... Miejmy nadzieję, że ta rodzina nie jest duża i mieszka tu ktoś fajny. Podchodzę do drzwi i pukam dwa razy. Wreszcie ktoś otwiera. To on. Wygląda na to, że jest moim sąsiadem. I znowu spoglądamy sobie w oczy...

Nie ten chłopak. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz