Siedziałem już w bezpośrednim samolocie do Berlina. Próbowałem się odprężyć i myśleć o pięknej żonie, której teraz miałem poświęcić cały swój czas. Zero wojny, zero strachu. Oparłem głowę o fotel i przymknąłem oczy. Nagle usłyszałem krzyk, a moje serce podeszło do gardła. Natychmiast wstałem, kurczowo trzymając się oparcia siedzenia, ale gotowy do reakcji. Czułem, że cała krew znalazła się na górze, a moja twarz aż paliła.
Oczy wszystkich pasażerów były skupione tylko na mnie, a ja dopiero jak spojrzałem na koniec samolotu zrozumiałem, że ten krzyk należy do małego dziecka, a jego matka próbowała go nakarmić. Poluzowałem uścisk na oparciu i lekko opuściłem ramiona. Było mi głupio.
— Przepraszam państwa najmocniej... — wyszeptałem i z powrotem usiadłem na swoje miejsce i oparłem czoło o dłoń. Z zamkniętymi oczami próbowałem się uspokoić i przekonać samego siebie, że to tylko małe dziecko, które jest całkowicie bezpieczne, ale kiedy tylko dochodziła do moich uszu kolejna salwa płaczu i krzyku ja coraz bardziej wracałem do miejsca, z którego od tylu lat pragnąłem uciec. Zacisnąłem oczy i zacząłem odliczać od dziesięciu. Nigdy nie pomagało, ale zawsze chociaż na chwilę skupiałem się na czymś innym. Musiałem zrozumieć, że to wszystko to tylko niedowierzanie, że to już koniec.
Zaraz mieliśmy podchodzić do lądowania, więc zapiąłem pasy i modliłem się o jak najszybsze wylądowanie. Odpychałem od siebie uczucie, że zaraz się rozbijemy i skupiłem się na tym, że za kilkanaście minut zobaczę swoją żonę i będę wolnym człowiekiem.
Tłum na lotnisku wcale mi nie pomagał w uspokojeniu emocji, każdy wydawał mi się podejrzany, a kolejne dźwięki, piski, szelesty sprawiały, że moja głowa chodziła od lewej do prawej, a dłoń niespokojnie drżała. W końcu ujrzałem pod szklaną ścianą niską blondynkę, której noga podrygiwała z ogromną szybkością. Wypuściłem powietrze, które nieświadomie wstrzymywałem i przyspieszyłem kroku. Maia nawet nie patrzyła w moim kierunku, bo oczekiwała mnie z drugiej strony, więc stanąłem cicho obok niej i postawiłem za sobą walizkę, a na niej torbę.
— Oczekujesz kogoś specjalnego czy wystarczę ci ja? — lekko się nachyliłem w jej kierunku, a po chwili usłyszałem jej radosny pisk i zawisła na mojej szyi. I w tym momencie zrozumiałem jak bardzo tęskniłem za moją żoną.
Przez pięć lat mojej służby widzieliśmy się głównie tylko na święta. Jak dostałem zwolnienie do domu to raz na ponad pół roku i to na tydzień czasu. Na nasze rocznice wysyłałem jej tylko listy, nawet nie mogłem jej na chwilę zobaczyć. I niby się mówi, że z każdym rokiem jest coraz łatwiej. A prawda jest taka, że z każdym rokiem jest coraz gorzej. Kumple z wojska mi gratulowali, że nie mam dzieci, bo byłoby jeszcze gorzej. Wróciłbym do domu po kilku, kilkunastu latach, żona byłaby samodzielna, a dziecko by prędzej powiedziało do mnie proszę pana, niżeli tato. Wtuliłem głowę w jej szyję i poczułem jak moje ramie zaczyna się robić mokre. Poczułem ogromne poczucie winy, że z własnej woli ją zostawiłem na pół dekady. I obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię.
— Chodź Richard, czas wrócić do domu. — Oderwała się delikatnie ode mnie i spojrzała z najpiękniejszym uśmiechem jaki mógł mnie przywitać.
•••
— Richard, wszystko w porządku? — rozpakowywałem swoją walizkę, ale hałasy z dworu mnie oderwały od zajęcia i stanąłem przy oknie. Z opartymi rękoma o parapet patrzyłem na szczekającego psa sąsiadów i szukałem przyczyny jego zdenerwowania.
— Co? A tak, Maia. Wszystko w porządku — objąłem ją jednym ramieniem i pocałowałem w głowę, ale zaraz wróciłem wzrokiem na podwórko. Zmrużyłem podejrzliwie oczy i lekko się wychyliłem w kierunku, do którego szczekał pies.
— Co tak patrzysz? — Maia sama się lekko wychyliła i zaczęła szukać źródła mojego zainteresowania.
— A pies sąsiadów coś jest zdenerwowany. Chciałem sprawdzić co go tak wkurzyło.
— Richard — lekko się zaśmiała i oderwała od okna — ten pies szczeka całe życie, wszyscy i wszystko go wkurza. Nie ma co się martwić. — Odparła beztrosko i usiadła na łóżko obok rozłożonych ubrań. — Pomogę ci to ogarnąć.
Maia z uśmiechem na ustach zabrała się za segregowanie moich ubrań do prania i szafy, a ja do niej dołączyłem. Jednak co chwilę mój wzrok wciąż nieufnie lądował na oknie.
•••
od czegoś trzeba zacząć, więc teraz trzęsienia ziemi nie ma, ale oczekujcie następnego rozdziału! i koniecznie mi piszcie co myślicie
have fun, m.
CZYTASZ
when it's all over - r. freitag [zawieszone]
Fanfictionrichard zrezygnował z wojny, ale wojna nie zrezygnowała z niego