— Richard, jesteś gotowy? — leżałem na kanapie w salonie i nadrabiałem wszystkie sezony The Walking Dead, kiedy głos żony wyrwał mnie z akcji. Niechętnie spauzowałem i się zwróciłem w jej kierunku.
— Gotowy do czego?
— No mówiłam ci, że jedziemy na zakupy.
— I do zrobienia zakupów mnie potrzebujesz? — zrezygnowany zmieniłem pozycję na siedzącą i przypatrywałem się lekko zagubionej twarzy Mai. Przestąpiła z nogi na nogę i skrzyżowała ręce.
— Tak. Z resztą co się będziesz sam nudził — chciałem zaoponować, że The Walking Dead nie chodzi w parze z nudzeniem się, ale blondynka od razu mnie uprzedziła — nie chcę słyszeć sprzeciwu, no już. Poczekam w aucie. — Uśmiechnęła się do mnie i tyle po niej było.
Zrezygnowany odłożyłem pilot i szybko się przebrałem, aby zaraz potem znaleźć się w aucie.
Oparłem się o wózek stojący przy kasie i obserwowałem jak Maia wypakowuje każdy produkt na ladę. Byłem dzisiaj wyjątkowo senny, a pochmurna pogoda wcale mi nie poprawiała nastroju. Ekspedientka liczyła kolejne rzeczy, a ja starałem się je w miarę normalnie pakować do torby, jednocześnie przypominałem sobie wszystkie zasady pakowania zakupów; aby jajka i inne produkty kruche lub delikatne nie leżały na dole, ale mimo to szło mi to okropnie mozolnie i wszystko mi wypadało z rąk co wprawiło kobietę za kasą w dobry nastrój, a ja jeszcze bardziej się stresowałem. Kiedy już Maia zapłaciła za wszystko wziąłem dużą torbę w rękę i ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Odstawiłem wózek i zaczęliśmy wychodzić ze sklepu.
— Moi rodzice zapraszają nas do siebie na weekend, co myślisz? — Maia zagaiła chowając resztę pieniędzy do portfela.
— Możemy jechać. Może pomogę Mike'owi przy rowerze — zaśmiałem się na wspomnienie młodego chłopaka, który zawsze miał problem z łańcuchem w swoim ulubionym rowerze.
— Czemu od razu z góry zakładasz, że już go zepsuł? — Maia odpowiedziała ze śmiechem, a ja sięgnąłem do kieszeni w celu znalezienia kluczyka do auta.
— Bo on zawsze jest zepsuty, Maia — spojrzałem w prawo i zamarłem.
Policjant stał z boku parkingu i ściągnął swoją kurtkę, a tym samym ukazał broń wiszącą przy jego biodrze. Wypuściłem torbę z ręki i poczułem jak niebezpiecznie kręci mi się w głowie, a dookoła mnie słychać było znajome odgłosy strzelania i krzyku.
— Christopher, padnij!
Rzuciłem się na ziemię i schowałem za ogromnym głazem. Spojrzałem na przyjaciela, który nie miał tyle szczęścia i był ode mnie około sto metrów, centralnie na froncie. Głaz, który go krył przed pociskami nie był wystarczająco duży, a czołgi były już niedaleko. Zacząłem nerwowo łaknąć kolejne porcje powietrza, oczekując, aż serce mi wyskoczy z piersi. Nie było dobrze. Podniosłem karabin i lekko wychylając się zza głazu zacząłem strzelać w każdego wroga, którego miałem w zasięgu wzroku, a zagrażał bezpiecznej ucieczce Christophera.
— Osłaniam cię, zwiewaj! — ryknąłem do mężczyzny. Christopher wychylił lekko głowę, ale zaraz uciekając przed pociskiem wrócił do poprzedniej pozycji i nawet stąd mogłem zauważyć jak ciężko oddycha. Po chwili dotarł do mnie jego krzyk.
— Nie dam rady, nie ma szans! Jest ich za dużo, Richard! — nie pomogła nawet piętnastka sojuszników wokół nas. Ich było trzy razy więcej. Rozejrzałem się spanikowany, ale zaraz zacząłem odliczać od dziesięciu. Kiedy doszedłem do końca otworzyłem oczy i ponownie wstałem i od razu zacząłem strzelać. W niektórych udało mi się trafić, w niektórych nie.
CZYTASZ
when it's all over - r. freitag [zawieszone]
Fanfictionrichard zrezygnował z wojny, ale wojna nie zrezygnowała z niego