Rozdział 13

222 12 1
                                    

Wystarczy jedna osoba, by ożyło pustkowie i wystarczy jej brak, aby wielkie miasto wydało się puste...

Minął tydzień od kłótni z Stiles'em. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Dziś pojechałam nawet do jego domu, ale pan Stilinski powiedział, że nie ma go w tej chwili, oczywiście mu nie uwierzyłam, ale posłusznie wróciłam do siebie.

- Lydia, obiad! - krzyknęła mama z dołu.

- Zjem później! - odkrzyknęłam.

Po niecałej minucie w progu mojego pokoju stanęła mama.

- Nie zjesz później. - przejrzała mnie. Splotła ręce i westchnęła. - Kochanie, musisz coś jeść.

- Przecież jem. - pokazałam pusty już papierek po batoniku zbożowym.

- Lydio.

- No co?

- Wiem przez co przechodzisz... - podeszła do mnie. - Ale nie możesz się zagładzać.

- Mamo, nic mi nie jest. Może jem trochę mniej niż zwykle, ale nic mi nie jest. - spojrzałam na kobietę. - Naprawdę.

- Niech ci będzie. - westchnęła i usiadła obok mnie na łóżku. - Udało ci się z nim porozmawiać?

- Nie. - odparłam. - Niby nie ma go w domu.

- Co chcesz zrobić?

- Nie wiem. On nie chce ze mną rozmawiać.

- Ale chyba nie odpuścisz? - spytała unosząc przy tym jedną brew.

- Przecież mnie znasz. - uśmiechnęłam się.

- No, zuch dziewczynka. - powiedziała po czym pocałowała mnie w czoło. - Skoro nie chcesz jeść to chociaż prześpij się trochę, bo bez urazy, ale wyglądasz strasznie. - dodała po czym wyszła z pokoju, a na koniec rzuciła tylko krótkie "dobranoc".

Miała w sumie trochę racji, nie pamiętam kiedy ostatnio dobrze spałam. Postanowiłam posłuchać jej rady i się trochę zdrzemnąć, ale wątpiłam by mi się to udało. Jednak ku mojemu zaskoczeniu udało mi się to szybciej niż myślałam.

                                                 ***

Następnego dnia umówiłam się z Allison w tej samej kawiarni co ostatnio. Gdy tylko do niej weszłam od razu dostrzegłam brunetkę siedzącą na naszym miejscu. Zamówiła nam to co zawsze, czyli szarlotkę i sok pomarańczowy.

- Hej. - podeszła i przytuliła mnie na przywitanie, po czym z powrotem usiadła na miejsce. - Opowiadaj.

- Trochę tego jest. - odparłam siadając.

Opowiedziałam jej o wszystkim, dziewczyna uważnie słuchała tego co mówiłam, a gdy skończyłam zamrugała kilkakrotnie, po czym westchnęła.

- Wiesz... - zaczęła. - Jeśli dobrze pamiętam to...

- To? - spytałam, a później wzięłam łyk soku.

- To Scott miał się dzisiaj z nim spotkać, gdzieś około 13.00, a jest 12.30. - dziewczyna spojrzała na mnie. - Trzeba wykorzystać taką okazję.

- I co mam po prostu tak do niego iść i...

- Tak, właśnie. - przerwała mi. - Skoro nie chce po dobroci, to trzeba użyć siły.

- Sama nie wiem. - westchnęłam.

- Kochana, przecież ty go kochasz. - spojrzałam na nią. - Nie wyprzesz się tego, prawda?

Another Chance | STYDIA (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz