Prolog

19.8K 910 915
                                    

  Wychodząc z szatni dla zawodników Draco zatrzymał się przed lustrem, żeby po raz ostatni sprawdzić swój wizerunek.

Chciał wyglądać najlepiej, jak się dało, nawet jeśli wiatr w przeciągu kilku minut miał rozwiać jego szaty, a włosy zamienić w bezładną plątaninę. I to jeszcze zanim wstąpi na boisko – jako kapitan, powinien wyglądać jak dobra partia. Godny podziwu. Szacunku. Opanowany.

Przebiegł palcami przez włosy, upewniając się niepotrzebnie, że każdy srebrnoblond kosmyk jest idealnie na miejscu, opadając perfekcyjnymi – i tylko takimi – pasmami wokół jego twarzy. Skórzane ochraniacze połyskiwały, zielone szaty gładko opływały jego ciało, stał dumny i wyprostowany, trzymając swoją Supernowę 10. Tak, to wystarczy.

- Ślicznie – powiedziało jego odbicie z aprobatą. Draco uśmiechnął się słabo w odpowiedzi; już się odwracał, zwołując wszystkich członków swojej drużyny.

Reagując na jego wezwanie, natychmiast zebrali się przy wyjściu. Zamiast marnować czas na jakąś umoralniającą gadkę, po prostu spojrzał każdemu w oczy – powoli, wyczekująco – wiedząc, że da to dużo lepsze efekty niż jakiekolwiek słowa. Potem, tuż przed jedenastą, odwrócił się i spokojnie wypuścił ich na boisko.

Po raz pierwszy, odkąd skończył trzeci rok w Hogwarcie, meczem rozpoczynającym sezon był mecz Slytherin kontra Gryffindor; w odróżnieniu od jego trzeciego roku, tym razem zamierzali grać według planu. Żadnych złośliwych hipogryfów, żadnej niesprzyjającej pogody – żadnych okoliczności, które wymagałyby manipulacji czymkolwiek, chociaż to akurat zawsze było zabawne. Ten mecz miał mieć wielki wpływ na cały sezon dla obu drużyn. I był przekonany, że tym razem to Slytherin znajdzie się na szczycie.

Przez boisko szła drużyna przeciwników, wyróżniająca się błyszczącymi, czerwonymi szatami. Prowadził ją Harry Potter; jego czarne włosy nie potrzebowały pomocy wiatru, by tworzyć bezładną plątaninę wokół twarzy. W centrum pola utworzyli zwarty szereg, patrząc na nich. Draco dawno zauważył tę osobliwą ochotę, by angażować się we wzrokowe pojedynki z Harrym: blizna w kształcie błyskawicy nad oczami chłopaka w jakiś sposób zmuszała go, by patrzył, stał z tamtym oko w oko, oddziałując na niego tak samo, jak tamten na niego, gdy wyzywali się nawzajem werbalnie.

- Tym razem to ty przegrasz, Potter – wysyczał, kiedy wymieniali przepisowy uścisk dłoni.
Zielone oczy zwęziły się.
- Masz na myśli, że przegram w taki sam sposób, jak za każdym razem, kiedy graliśmy przeciwko sobie? Och, czekaj. To byłeś ty.
Wzruszył ramionami.
- Każdego czasem opuszcza szczęście. Dzisiaj twoja kolej.

Odpowiedź Harry'ego została ucięta przez panią Hooch, która poinformowała obie drużyny, że mają grać fair i przygotować się; chwilę później dmuchnęła w gwizdek. Czternastu zawodników odbiło się od ziemi i wystrzeliło w powietrze.

Był piękny listopadowy poranek, zimny i rześki. Czysty, z kilkoma białymi chmurkami podkreślającymi błękit nieba. Kiedy Draco wzniósł się na poziom, na którym zwykle latał, poczuł się, jakby mógł zobaczyć wszystko, aż po krańce ziemi przez bezlistne drzewa. Jego przyszłość rozpościerała się przed nim jak horyzont; to był jego ostatni rok. Ostatni rok, żeby choć trochę się zabawić, zanim upomni się o niego jego przyszłość, zanim zostanie zmuszony, by zobaczyć, gdzie prestiż i możliwość bycia Malfoyem otwierają przed nim wszystkie możliwości przewodzenia światu.

To była także jego ostatnia szansa, by pokonać Harry'ego Pottera. Tłuczek przeleciał obok niego, wyrywając go z zadumy, i przeklął sam siebie za to, że pozwolił kilku cennym chwilom umknąć bez wypatrywania znicza. Szukający Gryffindoru uplasował się na środku pola; Draco podleciał niedaleko, by zająć taką samą pozycję, na wypadek gdyby musiał zanurkować po małą, złotą piłeczkę – kiedykolwiek miała się pokazać.

- Znajdź sobie własny punkt obserwacyjny! – krzyknął do niego Harry ponad wrzaskami tłumu.
- Raczej nie, tutaj bardzo mi się podoba – odpowiedział Draco leniwie, mrużąc lekko oczy dla ochrony przed słońcem, kiedy przeszukiwał wzrokiem boisko. – Masz jakiś problem? Boisz się, o ile szybsza od twojej starej Błyskawicy okaże się moja Supernowa 10?
- Błyskawica nadal lata świetnie, dziękuję.

Draco zaryzykował krótki rzut okiem na chłopaka i ucieszył się, widząc, że Gryfon zagryzł zęby w odpowiedzi na obelgę. Zdecydował się na zastosowanie swojego triku, i skierował miotłę do zapierającego dech w piersiach, wywracającego żołądek nurku. Harry, myśląc, że coś zauważył, natychmiast poleciał za nim. Grunt zbliżał się bardziej i bardziej, i Draco, w momencie, gdy prawie stracił kontrolę, sekundy przed zderzeniem idealnie wypracowanym ruchem poderwał swoją miotłę. Wtedy zaczął się śmiać ze swojego przeciwnika, który spóźnił się, hamując kilka cali za nim.

- Mówiłeś coś, ślamazaro?

Jednak zamiast odpowiedzieć na obelgę, Gryfon odwrócił się nagle na miotle i, wykręcając głowę, Draco zdołał zobaczyć, dlaczego: wypuszczono znicza.

Natychmiast rozpoczął się wyścig. Każdy chłopak zamierzał zakończyć grę szybko i błyskawicznie ogłosić zwycięstwo swojej drużyny. Śmigali slalomem przez pole w gorliwym pościgu za małą, uskrzydloną piłeczką, a kafel, tłuczki i koledzy z drużyny przelatywali obok w szalonym pędzie, zamieniając się w rozmazane plamy. Dwa razy obaj zgubili złoty kształt w blasku niskiego listopadowego słońca, ale za każdym razem któryś w przeciągu sekund na nowo odnajdywał przedmiot i pościg trwał.

Cała uwaga Draco skupiła się na małym, złotym obiekcie; ledwo dostrzegał to, co go otaczało, kiedy ścigał go pod siedzeniami, a potem między i przez obręcze. Czuł Harry'ego po swojej lewej; wiedział, że czerwona plama była zdeterminowana, by udowodnić swoją wyższość przynajmniej tak jak on sam. Piłeczka była tylko kilka stóp przed nimi... bliżej... bliżej... uniknęli niespodziewanego tłuczka... znów przelatywali przez pętle... Cholera! Zatrzymała się tuż poza zasięgiem jego dłoni.

W akcie skrajnej desperacji Draco nagle poderwał miotłę w prawo, kiedy znicz skierował się przed niego. W tym momencie bardziej skupiał się na tym, by nie podnosić głowy, niż na tym, by go złapać.

Stuk! Mała piłeczka uderzyła dłoń Draco tak mocno, że prawie ją upuścił. Przez jeden zamarły moment spojrzał w szoku na swoją rękę. Czy to prawda? Czy naprawdę widział te małe skrzydełka, uderzające go w nadgarstek? Tak!

Odkrycie prawdy zajęło mu milisekundę; kiedy tylko do niego dotarła, poruszył ręką, by podnieść ją wysoko w górę – gest, który chciał wykonać przez sześć długich lat.

Odwrócił się, by spojrzeć za siebie; widok przegranej na twarzy Gryfona był wart wszystkich tych lat, w czasie których gościł on na jego twarzy.

- Zgubiłeś coś? – zachichotał, machając zniczem w powietrzu.

Początkowe zaskoczenie zmieniło się w triumf i Draco zastygł w chwili euforii; wtedy twarz Harry'ego nagle przybrała zupełnie nowy, niespodziewany wyraz. Strach. Strach?

- Uważaj! – wykrzyknął ciemnowłosy chłopak w chwili, gdy Draco poczuł, że tyłem głowy trzasnął w coś naprawdę twardego. Ból rozprzestrzenił się po jego czaszce i podążył w dół wzdłuż kręgosłupa. Znicz wyślizgnął się z jego palców.

I ostatnią rzeczą, którą zobaczył, zanim ogarnęła go ciemność, był Harry Potter, wychylający się do przodu, aby go złapać.

---------------->>>>>><<<<<<-----------------

No i mamy prolog. Ogólnie tego fanfika znalazłam na necie, a, że nie znalazłam go na Wattpadzie, stwierdziłam, że warto go tu umieścić. Ze względu na to, że jest to pierwsza opowieść, którą wstawiam nie wiem czego się spodziewać. Liczę, że w ogóle ktokolwiek to przeczyta. Nie dla jakiegoś rozgłosu czy czegoś podobnego, ale dlatego, że coś takiego może się przytrafić każdemu z nas - w sensie ślepota (ja osobiście wolę określenie niewidomość - wiem, bardzo po polsku), a wtedy trudno jest się pozbierać do kupy i żyć "normalnie". Najważniejsze jest żebyśmy mieli kogoś przy sobie, kto nas zrozumie, kto nam pomoże. Bo takiej osobie, która straciła wzrok musi być najbardziej ciężko, a najgorsze jest kiedy ktoś taką osobę potępia.

 Do następnego ~ Letty

Draco Wśród Cieni || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz