Pojedynek

9K 584 239
                                    

  But it was thou, a man mine equal, my guide and my acquaintance
~ Psalm 55

- A więc, chcesz dzisiaj popracować nad esejem z eliksirów? – zapytał Harry, gdy tylko pojawił się w pokoju któregoś sobotniego popołudnia. On i Ślizgon szybko popadli w rutynę, pracując razem w niektóre dni i samotnie nad częścią przedmiotów w inne. Minęło dopiero kilka tygodni, ale Harry już czuł, że pewne przedmioty rozumie dużo lepiej.

Draco był zajęty przetaczaniem swojej różdżki między palcami. Odwrócił głowę, kiedy Harry wkroczył do pokoju.

- Nie. Myślałem o małym treningu OPCM. Te wszystkie uroki, przeciwzaklęcia i inne taktyki, których się uczyliśmy. Gotów na pojedynek? – cień znanego uśmiechu zamajaczył na jego wargach. - Czysto przyjacielski, oczywiście. Tylko dla praktyki.
- Tutaj? – Harry niepewnie rozejrzał się po pokoju.
- Nie, ty młotku – odpowiedział Draco z odrobiną rozdrażnienia. – Czy ty chcesz wzbudzić gniew Bibliotecznego Zwierzchnika? Reguły może i są po to, by je łamać, ale nawet ja nie jestem tak szalony.
- Pani Pince nie może być Zwierzchnikiem. Jest kobietą – Harry nie mógł się oprzeć pokusie, żeby mu to wytknąć.
- Przestań się tak głupio szczerzyć. Tak, robisz to, słyszę. I wiesz, co miałem na myśli. To jak, ćwiczymy czy nie?
- Gdzie?
- A jak sądzisz? Na zewnątrz.
- Malfoy... - zawahał się Harry. – Czy to nie będzie trochę nie fair? To znaczy, ja cię widzę, ale...
- Potter, jestem niewidomy, nie bezużyteczny. Moje pozostałe zmysły pracują po prostu idealnie, nauczyłem się tych samych uroków co ty – a przynajmniej przypuszczam, że to zrobiłem, biorąc pod uwagę, że nie mamy tych zajęć razem – i nadal mogę wskazać różdżką prawie wszystko, w co chcę uderzyć. Poza tym, byłoby dobrze sprawdzić, jak świetnie mogę się obronić teraz, a nie wtedy, kiedy zdecyduje się mi zagrozić jakiś dwumetrowy szkarłatny sługa zła, nie sądzisz?
Harry przygryzł wargę.
- Przepraszam. Masz rację. – nadal dziwnie się z tym czuł, ale Draco miał rację. Poza tym, chciał poćwiczyć swoje zdolności podczas pojedynku. – Jasne, chodźmy.
- Świetnie – Draco zerwał się na nogi. – Tendo: hall wejściowy.

Harry szedł o krok za nim, kiedy schodzili do głównych drzwi zamku. Chociaż widywał Draco przychodzącego i odchodzącego podczas wspólnych lekcji i obserwował go na odległość w Wielkiej Sali, to był pierwszy raz, gdy mógł z bliska zobaczyć Przewodnika w akcji. Był zaskoczony, że ten sprawiał wrażenie tak dobrze pracującego i zdusił w sobie impuls, by „pomóc". Nawet podczas ich lekcji i sesji naukowych mógł zauważyć, jak zawzięcie Draco starał się radzić sobie sam; dziwnie przypominało to Harry'emu jego samego – z pewnością on też zmierzył się w życiu z wieloma wyzwaniami.

Ale wiedział też, jak bardzo czuł się wtedy samotny.

Dotarli do głównych drzwi i zatrzymali się.
- Gdzie chcesz ćwiczyć? – zapytał Harry, przeszukując grunty wzrokiem. – Boisko by się nadało, ale płaskie pole jest też nad jeziorem i na łące między Zakazanym Lasem i chatą Hagrida.
- Nad jeziorem – szybko odpowiedział Draco. – Nie jestem w nastroju, by zbliżać się gdziekolwiek w pobliże tych błotoryjów, skoro nie muszę. – Harry zgodził się całym sercem. Ponieważ skończyli naukę o świergotnikach, Hagrid któregoś dnia przedstawił ich bagiennym bestiom; kilku uczniów ledwo uniknęło pogryzienia.

Kiedy schodzili w stronę jeziora, Harry nie mógł się powstrzymać, by nie zwrócić się do towarzysza z pytaniem:
- Dwumetrowy szkarłatny sługa zła?
Draco zachichotał.
- Cóż, nigdy nie masz pewności. Gdzieś tu mogą przecież być. I kto wtedy będzie się śmiał ostatni, Potter?
- Och, ty, oczywiście.
- Cholerna racja, Potter. Jak zawsze.

<*>*<*>*<*>

- Czysto – zaszumiał Przewodnik tuż obok prawego ucha Draco. Wcześniej powiedział „nierówny grunt". Draco przestał tak bardzo skupiać się na ostrożnym stawianiu stóp.
- Myślę, że to tutaj wygląda na dobre miejsce – usłyszał słowa Harry'ego po swojej lewej.
- Dokładnie tutaj?
- Tak. Możesz zostać właśnie tam, gdzie teraz.
Draco od razu przestał się poruszać. Przyzwyczaił się do natychmiastowego wykorzystywania wskazówek Przewodnika, aby uniknąć zranienia.
- Nie kazałeś mi stanąć dokładnie dwa kroki przed krawędzią wody, żebyś mógł po prostu patrzeć, jak do niej wpadam i zamarzam na śmierć, prawda?
- Czy to twoje... coś do oprowadzania... pozwoliłoby ci podjąć takie ryzyko?
- Nazywa się Przewodnik – automatycznie Draco poprawił. - I przypuszczam, że pewnie nie. – Nie był przyzwyczajony do tego, by człowiek dawał mu wskazówki. Na chwilę zapomniał, że urządzenie wciąż mogło przemówić, bez względu na to, co powiedział Harry. – Po prostu nie próbuj niczego podstępnego.
- To pojedynek. Powinieneś założyć, że będę podstępny – odpowiedział Harry. Jego głos się oddalał. – Słyszysz mnie? – zawołał. Draco przygryzł wargę, zwracając się w kierunku Harry'ego. Spróbował przypomnieć sobie właściwą odległość pojedynkową, której się uczyli – w przybliżeniu około sześciu metrów. Tak, to brzmiało prawdopodobnie.

Draco Wśród Cieni || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz