Rozdział 2

8.1K 522 31
                                    


Miranda

– Myślę, że możemy ostatni raz poprawić makijaż i upewnić się, że wszystko jest w porządku i będziemy wciskać cię w to cacko. – Eleonora, jedna z kobiet zatrudnionych przez moją matkę, do tego, by sprawić, że będę lśnić dzisiejszego wieczoru, uśmiechnęła się i machnęła pędzlem pokrytym cienką warstwą pudru w stronę białego pokrowca. – Pójdę tylko do samochodu, po swoją torebkę– Starałam się wymusić z siebie uśmiech, ale z marnym skutkiem, co natychmiast spostrzegła siedząca z kieliszkiem szampana w ręce mama. Bez słowa sięgnęła z tacy po kolejny i wcisnęła mi w dłoń.

– Pij... – warknęła cicho, jednak jej spojrzenie pozostawało łagodne. Wzięłam go z wdzięcznością, ponieważ nerwy, jakie targały moim ciałem, sprawiały, że drżały mi nogi. Miałam nieodparte wrażenie, że ona doskonale rozumie coc się ze mną dzieje, dlatego byłam jej wdzięczna, za choćby okruchy wsparcia. Przykładając schłodzone szkło do ust, wychyliłam jego zawartość jednym łykiem czując jak słodycz spływa do gardła.

– Chyba nigdy wcześniej nie bałam się będąc jednocześnie podekscytowaną tak jak dziś... – oznajmiłam nim opuściła mnie odwaga. Mama nieznacznie skinęła głową.

– To normalne. Mimo tego, ze sprawa tyczy się bezpośrednio ciebie, to każdy z naszej rodziny czuje to, co ty – oznajmiła i odkładając kieliszek na stolik wyjęła z torebki paczkę z papierosami. Otworzyła drzwi balkonowe i odpaliła papierosa. – Nauczyłam cię wszystkiego, co mogłam Mirando, jednak od jutra wszystko zależy od ciebie. Nie zajmiesz pozycji, do której tak uparcie cię kształtowałam, ale i tak wżenisz się w najlepszą partię. – Zasznurowałam usta, ponieważ jej słowa zabrzmiały w istocie rozczarowująco. I to ja byłam tego powodem.

– To ja jestem dobrą partią – oznajmiłam ozięble prostując plecy. – Owszem wychowałaś mnie na żonę, która stanie u boku silnego męża i gdy będzie to wymaganie, tak jak on będzie okrutna. Odwołany ślub z Vincentem nie sprawi, ze godziny gry na pianinie, tygodnie trenowania na strzelnicy i miesiące uczenia się języków obcych uczynią mnie słabą, lub gorszą. – Cedzę, ponieważ jej uwaga ubodła mnie do żywego. Mama spogląda na mnie, a na jej ustach majaczy mały ledwo widoczny uśmieszek. Duma Wilcoxów jest wszystkim powszechnie znana. Mamy o sobie duże mniemanie i nie lubimy być lekceważeni. Ściągam usta w ciup i kręcę głową z dezaprobatą, ponieważ po raz kolejny mnie sprawdzała i dałam się sprowokować. Drzwi do hotelowego pokoju trzaskają cicho, chwilę później Eleonora lekkim krokiem zmierza w naszym kierunku, a w je oczach migocze podekscytowanie.

– Gotowa? – Zapytała i uśmiechnęła się olśniewająco nie zdając sobie sprawy z nerwowej atmosfery. Moja mama w tym czasie gasi papierosa i sunie w stronę toalety, by umyć dłonie, po czym wylewa na siebie solidną porcję perfum. Bo kobieta ze statusem nigdy nie powinna pachnieć tytoniem – Przynajmniej tak twierdzi. Ja tymczasem lata temu zauważyłam, że swoje zamiłowanie do tytoniu ukrywa przed ojcem, a on, mimo, że zdaje siebie z tego sprawę jej na to pozwala.

– Gotowa – potwierdziłam Eleonorze i wstałam, by stanąć obok niej. – Jeszcze jej nie widziałam.

– Naprawdę?– Dziewczyna wydaje się zdziwiona.

– Tak, to prezent od matki pana młodego. Wczorajszego wieczora szwaczki pobrały ostatnie przymiarki i większość nocy pracowałyby ją udoskonalić – oznajmia za mnie mama wyważonym tonem.

– Wow... – Eleonora nie mówi nic więcej, tylko mknie do pokrowca teatralnie wzdychając i zerkając na mnie znad ramienia.

– Otwieraj – rozkazuję mimo nerwów jakie szaleją w moim ciele. Chwile później zaskakująca ilość błyszczącego tiulu wylewa się na zewnątrz, a ja zamieram w szoku lustrując uważnie każdy detal sukni.

– Spektakularna... – Mruczy Eleonora i dotyka nieśmiało śnieżnobiałego materiału na brzegu głębokiego zwężającego się ku dołowi dekoltowi.

– Prawda – chrząkam i przenoszę wzrok na mamę. Uśmiecha się szeroko, po czym klaszcze w dłonie.

– Zakładamy ją!

Eleonora ściąga ją zwieszaka i układa na podłodze tak, bym mogła swobodnie wejść do środka, gdy tylko zdejmę szlafrok, co zresztą robię chwilę później. Przełykam uczucie wstydu, gdy materiał mieni się u moich stóp, podczas gdy stoję w fikuśnej bieliźnie. Obie chyba czują moje zażenowanie ponieważ łapią za suknie i układają ją na moim ciele. Materiał, który początkowo brałam za sztywny i drapiący w rzeczywistości jest elastyczny i miękki, co da mi większą wygodę.

– Trzeba mocno związać gorset na dole, by wyeksponować jej talię – oznajmia mama i staje za mną – wdech i trzymaj powietrze – rozkazuje.

Gdy jej tortury dobiegają końca przed oczami tańczą mi kolorowe plamy, jednak gdy spoglądam w lustro tłumię prośbę o poluzowanie gorsetu.

– Brakuje jej tylko korony... – oznajmia Eleonora, na co piorunuję ją wzrokiem. Mama uśmiecha się dumnie, lecz gdy tylko rozlega się delikatne pukanie sprawia wrażenie obojętnej. Otwiera drzwi, ale na tyle delikatnie, by ten kto stoi po drugiej stronie nie zajrzał do środka. Gdy wraca, obrzuca mnie uważnym spojrzeniem i chwyta ze stołu jedną z pomadek i nakłada mi ją na usta.

– Zostaw nas same Eleonoro... – prosi, a gdy drzwi cichutko trzaskają jej oczy zaczynają podejrzenie błyszczeć. Zagryzam wnętrze policzka czując na języku posmak krwi, ale dzielnie spogladam w jej oczy.

– Wyglądasz jak królowa wiesz o tym prawda?

– Mamo... – protestuję słabym głosem, lecz ona kręci głową.

– Odkąd tylko dowiedziałam się, ze noszę pod sercem dziewczynkę, chciałam byś wyszła za mąż mając w sercu miłość do mężczyzny który mi cię zabierze. I poniekąd mi się udało. Jednak chcę byś wiedziała, że bycie zakochanym, a kochanie kogoś to różne rzeczy. Zakochanie to stan w twojej głowie, pragnienie jakie wyzwala w tobie druga osoba. Natomiast miłość, ta prawdziwie głęboka to piękna więź, którą poczujesz tu... – delikatnie dotknęła skóry w miejscu gdzie znajdowało się serce. – I wierzę, że on cię kiedyś pokocha, bo nikt nie jest bardziej wyjątkowy niż ty. Moja mała córeczka, rozumiesz?

– Tak... – chrząkam, by rozluźnić ściśnięte gardło i odwracam wzrok.

– Dzisiaj oddaję Castellom drugą z moich dziewczynek i chociaż kocham Mię jak córkę, to nigdy nie była moja. Ty natomiast jesteś moją krwią, dlatego ci to powiem. Uważaj na siebie, Federico chodz czarujący, skrywa w sobie jakąś tajemnicę. I nie jestem pewna, czy gdy wyjdzie ona na jaw, nie zaskoczy nawet samego Vincenta. – Zaskoczona jej słowami mrugam kilkukrotnie, lecz gdy mam zamiar zapytać co ma na myśli ucisza mnie. – Musimy jechać.  

Złączeni Krwią - WydaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz