"Miłość jest dla mnie jak taniec,który się nigdy nie kończy. Trwa tak długo jak długo potrafisz go podtrzymać.
Kocham taniec, kocham to uczucie. Kocham przełamywać moje granice. Taniec to każdy ruch... każdy gest... gdy tancze zatracam sie w innym świecie... surrealizmem jest taniec... wtedy nic się już nie liczy... nie ma bolu...nienawiści,wspomnień... ani przyszłości...jest tylko szczęście..taniec...carpe diem... a wtedy caly świat wiruje... wszelkie kolory życia dostrzegalne w tych jednych tanecznych chwilach...kocham..."
- Miley! - usłyszałam głos matki dochodzący z salonu - Czekają już na ciebie.
- Już idę! - zawołałam dopięłam ostatnią szpilkę do koka. Zabolało. Zacisnęłam zęby, chwyciłam moją torbę i zaczęłam sprawdzać, czy wszystko jest. Moje stare, zniszczone buty, rajtuzy, woda, lakier do włosów....
Podniosłam butelkę i że smutkiem stwierdziłam, że zostało niewiele. Muszę oszczędzać, bo nie wiem, kiedy będzie nas stać na zakup tak drogiej rzeczy....
Zasunęłam torbę, założyłam ją na ramię i wzięłam do ręki sukienkę, którą wisiała na drzwiach pokoju. Zbiegłam szybko po schodach, pocałowałam matkę w policzek, narzuciłam na siebie bluzę i wyszłam przed dom. A tam czekał już na mnie James - mój partner do tańca, oraz Marianne i Dick - druga para tancerzy, z którymi zawsze występujemy.
- Cześć - zawołałam szczęśliwa, gdy tylko ich zobaczyłam - A gdzie zespół?
- Już są na miejscu. Biegiem, bo się spóźnimy! - zawołała Marianne i wszyscy ruszyliśmy pędem w stronę domu Dirk'ów.
Państwo Dirk mieszkają niedaleko, więc dotarliśmy przed czasem. Od razu poszłam z chłopakami i Mariannę do garderoby, gdzie przebraliśmy się w stroje, oraz rozgrzaliśmy się. Mar pomogła mi zrobić lekki makijaź, a gdy goście zaczeli się zachodzić, byliśmy już gotowi. Przywitałam się z ludźmi z zespołu i czekałam, aż zaczną grać. Gdy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki muzyki, James złapał mnie za rękę i wyszliśmy na środek. Ustawiłam się na przeciwko niego, popatrzyłam mu głęboko w oczy i przygotowałam się. Gdy zaczął, zamknęłam oczy i dałam się ponieść muzyce...
Taniec daje radość, chwilowe wyzwolenie się od rzeczywistości... Jest jak życie, czasem daje chwilowe szczęście, a potem ból i cierpienie... Tańcząc czujemy, że żyjemy. Taniec to ruch, a ruch to życie.. Zaczęłam tańczyć, żeby zapomnieć. Zapomnieć o nim.
Pierwsza piosenka przestała grać. Zatrzymałam się i wzięłam głęboki oddech. Popatrzyłam na Jamsa, który się uśmiechał i na Mar, która puściła mi oko. Spokojnie, jeszcze tylko kilka tańców. Potem przerwa, i znowu wchodzimy. Wieczorem może coś wolniejszego... I tak do północy. Westchnęłam i przygotowałam się. Muzyka zaczęła grać, a ja uśmiechnęłam się najszczerzej, jak tylko mogłam. Zaczą się tanjec...
Kilka minut później zeszliśmy z parkietu. Mój uśmiech musiał wyglądać już na bardzo udawany, ale zginąłem się już w pół z kolki i nie mogłam się zdobyć na nic lepszego. Pół godziny przerwy i od początku...
Tym razem zeszłam z parkietu w długiej do ziemi sukni, lecz również byłam cała mokra. To wcale nie takie proste, jak niektórzy myślą. Wytarłam się szybko ręcznikiem i usiadłam na schodku, prowadzącym do garderoby. Nagle usłyszałam rozmowę dwóch bogatych dziewczyn, córek Dirk'ów, które rozmawiały przyciszonym głosem.
- Aaaa! Ja już się zgłosiłam! - zapiszczała jedna.
- Ja też! - odpowiedziała druga.
- I którego wolisz?
- Starszego, wiadomo, będzie królem. A ja chcę być królową, a nie jakąś marną księżniczką.
- Mi tam księżniczka wystarczy. A ten młodszy ma takie cudowne, niebieskie oczka!
Obydwie pisnęły, a obok mnie usiadła Mar.
- O co im chodzi? - zapytałam je szeptem - dlaczego tak piszczą?
- Nie słyszałaś? Książęta szukają żon! Trzeba tylko wypęnić formulaż, a może się dostaniesz. Co ty na to? Ja już zrobiłam. Wczoraj...
Zaczęła opisywać cały swój wczorajszy dzień, ale jej nie słuchałam. Myślami byłam już całkowicie gdzie indziej. Od dziecka zakochana byłam w obydwu księciach. To znaczy, gdy miałam jakieś pięć lat, zakochałam się w młodszym z braci. Całe swoje kieszonkowe wydawałam na zbieranie znaczków z jego podobiznami i baiwłam się, wyobrażając sobie nasz ślub. Gdy Potem, gdy skończyłam jedynaście lat bardziej zaczął mi się podobać starszy. Założyłam specjalny zeszyt, w którym rysowałam jego portrety, gdy tylko miałam wolny czas. Od dwóch lat, do niedawna myślaam tylko i tylko o nim, ale gdy to się skończyło wróciłam do mojej pierwszej miłości - obydwu księciów. Nadal wzdycham, patrząc na nich, gdy oglądam biuletyn, ale nie wiem, którego bardziej kocham - obydwoje są tacy wspaniali! A teraz jest szansa ich spotkać! Chyba oszaleję że szczęścia! Jeśli mnie przyjmą, co raczej jest wątpliwe, bo nie jestem specjalnie piękna, ani znana, nie pochodzę też z zamożnej rodziny, ani nie mam znajomości. Po co któryś książę miałby miałby wybrać za żonę dziewczynę, z którą ślub nie przyniesie korzyści dla państwa. Mimo to musiałam spróbować, nie wybaczyłabym sobie, gdybym przegapiła taką szansę. Oni są tacy...aww.
- Miley! - James machał mi ręką przed oczami - jesteś tu? Ostatni taniec i wrócimy do domu. Tam będziesz sobie spała.
- A tak.. - wstałam że schodka i dałam się wyprowadzić mu na parkiet. I zaczął się taniec, chwilą zapomnienia...
Kilka minut później, cali mokrzy, ale szczęśliwi i bogatsi, wracaliśmy przez noc do domu. Było grubo po północy, ale śmialiśmy się na cały głos i obgadywaliśmy dwójki, które widzieliśmy na przyjęciu. Nadęte, sztuczne, plastikowe...
Gdy dotarłam do domu, mama i moja siostra już spały. Zajrzałam do jej pokoju, pocałowałam ją w czoło i poprawiłam kołdrę, którą była przykryta. Następnie wzięłam szybki prysznic, poszłam do pokoju i położyłam się w łóżku. Nawet nie miałam siły zjeść kolacji, chociaż od wyjścia nic nie miałam w buzi. Po kilku minutach wpadłam w objęcia Morfeusza...
Uznałam, że podzielę to na części. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz, tak jak i te cudowne cytaty o tańcu, które gdzieś znalazłam i które będę co jakiś czas przemycała. A tam na górze cudowna piosenka, co prawdę balet, a nie taniec towarzyski, ale tekst jak najbardziej pasuje.
-sanguis- zapraszam serdecznie na eliminacje do niej!