Wszystko zaczęło się 3 marca, sobota. Na dworze prószył śnieg. Był to trzeci dzień po zerwaniu z moim chłopakiem. Wiedziałam, że sobie nie poradzę bez niego. Wstałam o 8:35 cała moja rodzina jeszcze spała. Puściłam naszą ulubioną (moją i mojego byłego) piosenkę ubrałam się w jego bluzę i ze złości zaczęłam uderzać pięścią w ścianę (obrazek na górze). Myśli ciążyły mi w głowie, nie wytrzmywałam tego. Otworzyłam balkon i wyszłam odetchnąć. Oparłam się na barierce patrząc w dół. „Po co mam żyć. Nie ma sensu żyć bez niego. Zbyt go kocham. Nie chce tu być, nie chce żyć." myślałam. Stanęłam na pierwszym szczeblu barierki , potem na kolejnym i kolejnym aż znalazłam się po drugiej stronie. Wisiałam tak dobre pięć minut na przepaścią śmierci i kiedy już miałam robić krok , poczułam ból na brzuchu i nagle nastała ciemność. „Chyba już nie żyje. Udało mi się ? Nareszcie." takie pytania krążyły mi w myślach. Wielka czarna plama zaczęła się zamieniać w jasność. Przez chwile trzepotałam rzęsami do momentu kiedy zobaczyłam swój sufit. Leżałam na podłodze w pokoju, tata na mnie spojrzał już wiedziałam co się stało. Żyłam a nie chciałam to uczucie mnie zżerało od środka. Słyszałam mamę wykonującą numer do szpitala, mówiła co się stało, adres i moje dane. Minęło piętnaście minut a karetka stała tuż pod domem. Już ubrana w moje codzienne ubrania i bluzę byłego chłopaka. Ruszyłam w drogę do Szpitala psychiatrycznego w Józefowie na oddział młodzieżowy. Podczas podróży karetką rozmawiałam sobie o życiu z ratownikiem. ( nagrałam nawet snapa z karetki ale nie mam go zapisanego ). Dotarliśmy na miejsce w niecałe 20 min. W rejestracji mama podała moje dane i czekałam na rozmowę z psychiatrą dyżurnym. Spędziłam 15 min w poczekalni rozmawiając przez telefon z moim najlepszym przyjacielem. Lekarz poprosił mnie na rozmowę, pytał się czemu próbowałam się zabić, czy słyszę głosy w głowie, czy się tnę, czy to moja pierwsza próba samobójcza, czy mam zły stosunek do ludzi, życia , świata. Na wszystko odpowiedziałam twierdząco. Ostatnim pytaniem było czy chce zostać tam w szpitalu. Wiedziałam, że to może być moja ostatnia szansa na ratunek i przywrócenie do normalności, więc powiedziałam, że chce. „No dobrze to zostaniesz tu na jakiś czas" powiedział psychiatra. Mężczyzna zmierzył mnie i zważył. Po tym rozmawiałam jescze z mamą i czekałam na tatę. Po przyjeździe taty na miejsce zostałam pokierowana na oddział diagnostyczny przez pacjentów zwany ostrym. Przed wejściem na oddziały była pierwsza dyżurka która jednocześnie była dyżurką ostrego. Przed oddziałem kazali mi zdjąć pasek, stanik, buty ze sznurowadłami, jeżeli bluza miała sznureczki tez trzeba było zostawić u rodziców, kolczyki w tym tunele, naszyjniki, bransoletki. Ponieważ mam tunele a rozpycham je już od roku wywiązała się z tego ogromna kłótnia z personelem ale na nic moje błagania, na oddział weszłam bez tuneli. Nie żegnając się z moimi rodzicami oddałam im telefon i przeszłam za szklane (tzw mleczne szkło przez które nic nie widać) drzwi.
Tak zaczęła się moja historia w miejscu zwanym psychiatrykiem. Jeżeli podoba się to wam to czekajcie na kolejne rozdziały.
Do zobaczenia smutne duszyczki
CZYTASZ
SZPITAL PSYCHIATRYCZNY - moja historia
Non-FictionMoja historia pobytu w szpitalu psychiatrycznym w Józefowie. W książce znajdziesz zasady szpitala, opis wyglądu oddziału i szczegółowo zapisaną historie z niego. "Oparłam się na barierce patrząc w dół. „Po co mam żyć. Nie ma sensu żyć bez niego. Zb...