Śniadanie - Rozdział #6

127 13 12
                                    

Z niewiadomych przyczyn nie miałem ochoty wstawać z łóżka. Poczułem, że jestem jeszcze zmęczony. Zdecydowałem, że położę się na chwilę. Lecz ta chwila coś zbyt długa potrwała.

___________________________________

-Lichtan! - usłyszałem cichy i niewyraźny głos - Lichtan obudź się!

Zacząłem powoli otwierać oczy. Wciąż ciemność. Uświadomiłem sobie, że mam twarz w poduszce.

- Idź sobie - zagroziłem mu moim głosem, który był niewyraźny i zniekształcony przez poduszkę. Nawet nie zauważyłem, że śpię w butach... huh. Najwyraźniej byłem zbyt zmęczony, aby je zdjąć.

-Jest po 12, weź już wstawaj! - poczułem jak kołdra mi ucieka z pleców.

- Morda. - przywołałem swój oręż wciąż nie zmieniając swojej pozycji. Usłyszałem jak przełyka ślinę ze strachu widząc, że za chwile mu dowalę jeśli mnie w końcu zostawi. Czekałem aż wyjdzie z pokoju, lecz tej chwili się nie doczekałem. Nagle szybko wylądowałem na plecach na ziemi koło łóżka. Z bólu aż się zgiąłem i zobaczyłem ten szyderczy uśmiech tego

- No w końcu wstałeś. - teraz to miałem zamiar tak mu dowalić, że zaśnie na zawsze.

- Ty cholero-! - już miałem go uderzyć, jednakże wstał natychmiastowo i targał mnie po ziemi aż do drzwi. A ja tarzałem się na plecach próbując się uwolnić się o tego uścisku na mojej kostce. Znalazł se fetish...nadgarstkowo-kostkowy. Tak dotarliśmy poza granice "mojego", nowego pokoju. Wykorzystując, że jestem przy ścianie, otarłem o nią moją prawą stopę i przygwoździłem ją do ściany. On w końcu się odwrócił w moją stronę gdy poczuł, że nie może dalej mnie tarzać przez jakiś opór. Ja w tym czasie odepchnąłem się plecami do przodu, że przez chwilę byłem w pozycji pionowej, ale wciąż mając moją lewą kostkę w jego rękach. Wykorzystując tę okazję odczepiłem nogę od ściany i przywaliłem mu prosto w policzek, tak, że poleciał na drugi koniec pokoju. Zrobił się duży huk, ale olałem to. Mogłem teraz spokojnie wstać, a ten wrzód na dupie zaczął powoli wstawać.

-Jak na aniołka to używasz za dużo przemocy, nie uważasz?

- Takich śmieci od siedmiu boleści trzeba dobrze przywalić.

On jedynie się zaśmiał pod nosem.

- Ale nie powiem, robisz wspaniałe ruchy.

-Hmph. - tylko tyle mu powiedziałem i znowu zacząłem się kierować do mojego pokoju. A niech się znowu denerwuje.

- Nie Lichtan, nie warz mi się tam znowu wracać!

- To patrz. - już wchodziłem do tego pokoju. A niech wie, że ze mną tak łatwo nie jest.

- A miałem na tyle dziś zaplanowane... - zaczął marudzić, a ja stanąłem w miejscu. Naprawdę, czułem się jak matka ze swoim bachorem.

- Przestań się mazać, idę tylko wziąć kąpiel... i nawet się nie warz podglądać, bo inaczej nie będę się nad tobą litował jak minutę temu. - spojrzałem na niego z dużym mordem w oczach na wszelki wypadek gdyby to zrobił. Nie wiadomo co może być w jego cholernym łbie.

- Jeez, jakie groźby... - odpowiedział obojętnie jakby w ogóle się tym nie przyjmował. Zostawiłem go w ciszy i poszedłem wziąć ubrania.

------------------ 3rd. POV----------------------

Lawless wciąż czując ból, postanowił posiedzieć na kanapie i odpocząć. Zamknął oczy i położył swoją prawą rękę na czole.

Kompletnie Cię nie rozumiem Opheilio...

Demon Też Był Kiedyś Aniołem ||LawLicht||Where stories live. Discover now