Kroki ku zapomnieniu

31 0 0
                                    

Od zawsze fascynowała mnie natura. Kochałem to w jaki sposób potrafi cię skusić swoim pięknem i zamknąć w szczelnej pułapce fantazyjnych kształtów, niezwykłych kolorów i zapierających dech widoków.

To, że podróżowałem niebyło zatem niczym dziwny. Zwiedzałem, poznawałem i odkrywałem coraz to nowe, niezwykłe kontynenty, kraje których niemożliwe do wymówienia nazwy przyciągały mnie swoimi tajemnicami. Jednak podróż w którą wyruszyłem tym razem była inna.
Pierwszym przystankiem okazała się Boliwia. Wspaniałe wznoszące się w górę Andy napawały mnie swego rodzaju melancholią. Chodzenie po tych rozległych terenach było dla mnie sposobem na odstresowanie się, nabranie odrobiny dystansu od otaczających mnie ludzi. Chociaż prawdę mówiąc, to od pewnego czasu czułem się jak ktoś niewidzialny, jakby zakryty niezwykle lekką płachtą, odizolowującą mnie od wszystkich.

Nie wiem ile czasu spędziłem w urokliwym mieście Tarija, ale ciągłe poczucie ciągnącej mnie do siebie pustki sprawiło, że wznowiłem swoją drogę, a kolejnym; wedle głosu rozsądku, miejscem które odwiedziłem byłą miejscowość o nazwie Seines, położona na północy półwyspu Skandynawskiego, w chłodnej Norwegii. Zapach morskiej orzeźwiającej bryzy budził mnie każdego poranka, a tysiące obliczy większych lub mniejszych fiordów, zachwycało cały czas tak samo mocno. Patrzą na ludzi ciężko pracujących przy połowie dorszy i śledzi zastanawiałem się, w jakim to celu ja tu przybyłem? Nie mogąc znaleźć odpowiedzi na to pytanie postanowiłem wyruszyć jeszcze dalej.

Miejsce do którego się udałem wydało mi się jednocześnie przepiękne i niezwykle okrutne. Ludzie tu mieszkający wydawali się niemieć w sobie ani krzty życia. Ich oczy wydawały się jakby zaklęte w chłodnym marmurze, choć wszystko wokół nich wypełniały przejaskrawione kolory i pozytywnie nastrajające krajobrazy. Na okres w który tam przybyłem przypadało Hanami. Tysiące spadających z drzew kwiatów sprawiało, że czułem się tam jak w innym wymiarze. Tak lekko i swobodnie, a mimo wszystko nadal tak nieswojo. To we wschodniej części prefektury Fukushima zatrzymałem się na dłuższy czas. Chodziłem przepełnionymi ludźmi ulicami i czułem tą przytłaczającą samotność. Wszyscy byli tak bardzo nieosiągalni, tak przytłaczająco odlegli. To w trakcie jednaj z moich codziennych zwyczajowych przechadzek wokół jeziora Akimoto doznałem szoku. Kiedy przybliżyłem się do spadu odgradzającego akwen od ścieżki, przypadkowo poślizgnąłem się i sturlałem w dół. Uniknąłem bliskiego spotkania z wodą o włos, ale co innego wzbudziło mój strach. Kiedy spojrzałem w idealnie gładką taflę wody.. nie zauważyłem niczego... dosłownie niczego. Zupełnie jakby mnie tam niebyło. Moja głowa zaczęła niemiłosiernie pulsować, a umysł wytwarzać chorobliwe projekcje. Obrazy szybko zbliżających się świateł, przeraźliwego krzyku, zapłakanych twarzy osób, które gdzieś tam w mojej pamięci zdawały się być ważnymi, a na końcu.. długi, przeciągły pisk, kończący wszystko.
Kiedy wyrwałem się w stanu otępienia poczułem ogarniający mnie spokój, tak jakby to co miało miejsce zaledwie kilka chwil temu było tym długo wyczekiwanym spokojem. Analiza sytuacji wydawała się bezsensowna bo w mojej głowie wszystko było jasne. Ta prawda, mimo że bolesna dała mi wiele radości. W jednym momencie wszystkie ciężary zniknęły, umysł się oczyścił, a ja poczułem jak odlatuję gdzieś w eter.

Bo co innego pozostaje komuś, kto już nie żyje? Co innego, niż podróż do zakątków istnienia i zaniku świadomości.

W dobrej intencji ~ zły człowiekWhere stories live. Discover now