Prolog

964 81 14
                                    



   Był rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty. Już minęło sto dziesięć lat, odkąd w tajemniczych okolicznościach zaginął popularny Ciel Phantomhive. Jego posiadłość przez ten czas spoczywała w rękach pewnej dziewczyny. W tym momencie już raczej dorosłej kobiety, o dwukolorowych włosach. Wszyscy w jej otoczeniu wiedzieli, że nie jest ona człowiekiem. Byli zmuszeni się tego dowiedzieć. Bo kto normalny, po ponad czterystu latach wygląda, jak dwudziestolatek? Veruca wydoroślała.

   Niebiesko oka, z lekkim uśmiechem siedziała za obszernym biurkiem i przyglądała się spiętymi spinaczem dokumentom. W oknie za nią już świtało słońce, dlatego wstała oraz zasunęła drażniące promienie dość grubą kotarą. Słońce, jak dzień nie były jej ulubieńcami. 

   Otoczona przez żniwiarzy, dawnego wroga, Mercy, oraz Madame Red, która pewnego dnia, kilka lat później wróciła do posiadłości napiętnowana przez istotę nieczystą. Od tamtej pory kobieta przeżyła aż do czasów obecnych, lecz nikt nie wiedział, co ją spotkało przez ten czas. Milczała, jak grób. Jednak ona nie przeszkadzała Veruce. Raczej dziękowała temu, kto ją zmienił za to, że mogła zostać u boku rudo włosej. W przeciwieństwie do czwórki służby, Elizabeth i Somy wraz z Agnim. Tych niestety musiała pochować. Samodzielnie. 

   Do gabinetu, w którym grała cicha, klasyczna muzyka, weszła blond włosa kobieta, w dłoniach trzymająca mały list. Pomimo zainstalowanego oświetlenia, wodociągów i kanalizacji w posiadłości nic się nie zmieniło. Te same ściany, zadrapania, obrazy... Wszystko było na swoim miejscu. 

   Blondynka skłoniła się nisko oraz podeszła do biurka.

  -Przyszedł list do Pani- cicho powiedziała, kładąc kopertę na blacie.

  -Dziękuję, Mercy- niebiesko oka wzięła zawiniątko do rąk. Odkąd jej dusik ustąpił i moce wróciły, Mercy zrobiła się bardzo oddana wobec kobiety. Bała się, dlatego wolała pozostać w cieniu, jako służba.-Pewnie potwierdzenie dzisiejszego wyjścia- mruknęła pod nosem, a nożykiem otworzyła kopertę. Miała rację. Jeden z jej klientów przysłał list, że zjawi się na spotkaniu. Tylko miejsce było dość dziwne. Pub, za to wcześnie rano.-Muszę już wyjść. Zaraz dziesiąta, a mnie jeszcze tam nie ma. Oddaję posiadłość w Twoje ręce i liczę na Ciebie- porozumiewawczo mrugnęła do Mercy, w jej stronę rzucając klucze od rezydencji.

  -Oczywiście- ukłoniła się nisko, uśmiechając się.

  -Wrócę pewnie około południa. Nie mam zamiaru długo siedzieć, bo klient chce tylko omówić zakup towaru. Ponoć- dodała po chwili, zarzucając na ramiona czarny płaszcz. Chwilę spojrzała na wełnianą marynarkę, wiszącą na oparciu fotela. Westchnęła, odtrącając wspomnienia.-Wychodzę

   Dość szybkim krokiem Veruca przemierzała posiadłość. Faktycznie zaraz by się spóźniła, ale na podwórku już widziała, że samochód na nią czeka. Po drodze z wieszaka zgarnęła jeszcze torebkę i wyszła na zewnątrz. Drzwi do czarnego, eleganckiego BMW otworzył jej stary przyjaciel, Tak, ten o rudych włosach, irytującym głosie i w okularach. Grell świetnie się bawił, jako szofer na pół etatu. Cóż, drugą połowę zajmowała mu praca żniwiarza. Jednak przez to, że był już praktycznie emerytem, nie musiał pracować tak ciężko oraz William mu odpuszczał. Doprawdy, wytrzymać z tym facetem prawie sto lat powinno pójść do Księgi Rekordów Guinnessa.

  -Gdzie tym razem?- powiedział, jakby był w wojsku, kiedy kobieta wsiadła do środka.

  -Tutaj- śmiejąc się, podała mu list z zapisanym adresem.

  -Spotkanie w pubie? Nie jest to trochę dziwne?- zapytał oraz odpalił samochód, wyjeżdżając z działki.-To może być oszust

  -Wiem- westchnęła, wzruszając ramionami.-Ale i tak mnie to nie ominie. Już odkładam tę wizytę przez kilka tygodni- zaśmiała się cicho, ale mina jej zrzedła, kiedy na nagranej płycie usłyszała Madonnę.-Grell, wiesz, że jak jedziemy do Londynu to słuchamy czegoś innego. Prawda?

!ZAWIESZONE! Hybryda: Spotkanie po latach [Kuroshitsuji] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz