Veruca obudziła się dopiero na drugi dzień, wieczorem. Wyłoniła nos z marynarki, rozglądając się po pokoju. Nie bardzo wiedziała, jak tam się znalazła, ale sama obecność w tamtym pokoju podpowiadała jej, że wczoraj było z nią bardzo źle. Przeciągnęła rozleniwione kości, aby nie przewrócić się podczas wstawania. Kiedy już stawy wydały z siebie głuchy dźwięk pękania, wstała, zabierając ze sobą marynarkę. Niebiesko oka zarzuciła na swoje ramiona ciemny kawałek materiału oraz wyjrzała ostrożnie na korytarz. Było kompletnie ciemno. Cóż, nie wiadomo, czego spodziewała się po dawno nieużywanym skrzydle posiadłości. Jedynie kilkoro żniwiarzy krążyło po pokojach dla służby, zaczynając patrol tuż po zmroku. Już nie jeden śmiałek z zewnątrz próbował wkraść się do wnętrza posiadłości, aby przywłaszczyć sobie kilka rzeczy. Jednak chyba wiadomo, jak kończyli. Żeby ich można było znaleźć z powrotem, Ru musiałaby przekopać cały las.
Zaraz po opuszczeniu skrzydła służbowego, wyszła do holu i przystanęła przy szerokich schodach. Półmrok panujący w pomieszczeniu sprawiał wrażenie domu istnie wyjętego z horroru. To jedynie mogło przestraszyć osobę, która nigdy nie mieszkała w posiadłości Phantomhive. To miejsce nie było straszne, a raczej przesiąknięte nieznośnymi, ale też pięknymi wspomnieniami. Każdy obraz, który wisiał na ścianie przedstawiał członków rodziny zaginionego chłopca. Niektóre z nich były weselsze, drugie bardziej poważne i przepełnione goryczą. Wyprane z emocji twarze jego rodziców gościły tutaj na co dzień, mimo, że już dawno nie żyli. Tyle pamiątek po Ciel'u i jego rodzinie, a po lokaju trzynastolatka nie pozostało praktycznie nic. Żadnych zdjęć, listów prywatnych, czy krótkich nagrań. Jakby nigdy go tutaj nie było. Jedyny dowód na to, że służył w posiadłości Phantomhive, jest wszędzie noszona przez Rucę, wytarta marynarka i kilka dokumentów z jego podpisem. Ubrania w szafie nigdy nie były noszone przez lokaja, to miały być tylko pozory, poprzez które mógł udawać swoje człowieczeństwo.
Melancholijne myśli przerwało jej natarczywe walenie do drzwi. Verucę przeszedł nagły dreszcz, przez usłyszenie tak głośnego dźwięku. Pewnie nie zareagowałaby aż tak, kiedy na jej szyi ciągle byłby czarny dusik, zmysły niebiesko okiej raczej wydawałyby się przyćmione. Zupełnie nie była gotowa na takie coś, gdy odcięła się od świata. Uważnie podeszła do źródła dźwięku, ostrożnie łapiąc za klamkę. Powolnie otworzyła dębowe wrota, a w nich zastała dopiero niecodzienny widok. Zmęczony i zakrwawiony Gomez opierał się o framugę drzwi, ciężko dysząc. Z szoku kobieta aż wstrzymała oddech. Swojego brata zapamiętała, jako zimnego trupa z rozszarpanym gardłem oraz z niemal oderwaną głową. A nie, jako ledwo żywego wampira.
-Przecież Ty... Ty nie żyjesz- cofnęła się kilka kroków nie wierząc w to, co widzi.
-Musisz się schować. Nie pokazuj się nigdzie i nie wychodź sama- panicznie złapał siostrę za ramiona, spoglądając na nią w taki sposób, jakby chciał zapamiętać raz na zawsze jej twarz. Jakby jutro miał umrzeć. Siłą wepchnął ją wgłąb rezydencji.-Nie wychodź stąd pod żadnym pozorem. Nawet, jeśli Cię o to poproszą
-Czekaj. Co to wszystko ma znaczyć? Przychodzisz tutaj, jakby nic i stawiasz mi zakazy?- natychmiastowo odepchnęła od siebie Gomeza. Groźnie zmarszczyła brwi.-Lepiej stąd odejdź. Kiedy Mercy Cię zobaczy, wpadnie w szał- odwróciła się od niego, ale mężczyzna nie dawał za wygraną.
-Ruca, ona żyje! Eyota przyjdzie odebrać, co swoje!- wypalił, a ona zatrzymała się w półkroku.-Ona mi dała z powrotem życie, ale w zamian za przysługę- jego głos nagle zadrżał.
-Jaką niby przysługę?- zapytała, a on niemal natychmiast, zza podartej koszuli wyjął dobrze znany Veruce, czarny dusik. Ta, na jego widok cofnęła się pod same schody i wrogo nastawiła się do brata.-Wyjdź- rzuciła groźnie, a jej oczy twardówka zrobiła się cała czarna.
CZYTASZ
!ZAWIESZONE! Hybryda: Spotkanie po latach [Kuroshitsuji]
FanficKontynuacja opowieści 'Hybryda'. -Ma panienka gości- blondynka oznajmiła w wejściu. -Mówiłam, że nie życzę sobie nikogo. Jestem zajęta- niebieskooka dłonią wskazała na współdziałacza przed sobą. -Ale jeden z nich mówi, że przyszedł po swoją marynar...