Padał deszcz, szybkim ruchem założyłam kaptur na głowę. Szłam bez celu, przed siebie czując czyjeś kroki za sobą. Nie odwracałam się za siebie ani się nie bałam, bo doskonale wiedziałam, kto za mną idzie.
Zawsze za mną idzie, nie zważając na to czy tego chce, czy nie. Nigdy nie patrzył na to, czy chce być sama. Nigdy mi na nią nie pozwalał.
Utrzymywał równą odległość między nami. Zazwyczaj szedł 10/15 metrów za mną. Nigdy dalej, nigdy bliżej. Czułam, że dziś jest tak samo jak zwykle.
Jest czujny. Zawsze.
Boi się, boi się tak samo jak ja. On nie chce mnie stracić, ja nie chce stracić jego, dlatego jest czujny. Zawsze...
Kiedyś taki nie był. Wcześniej nie przywiązywał wagi do ludzi mu równie bliskich jak i dalekich. Był sam. Sam z narkotykami, alkoholem, fajkami, trawą, kradzieżami, pobiciami, bójkami, policją i co najgorsze pijanym ojcem. Sam niósł ciężar wszystkich porażek, sam znosił to co miał w sobie. Nikt go nie obchodził, nikt ani nic. Nienawidził każdego, traktował wszystkich jak śmieci. Siebie również..
W pewnym momencie w jego życie wstąpiłam ja. Byłam w jego życiu jedyną osobą, która nauczyła go " uczuć ". Byłam jedyną kobietą w jego życiu, która pokazała mu miłość z tej innej strony. Tak, nie miał matki. Zmarła przy jego porodzie.
Obdarzył mnie ogromnym zaufaniem oraz wsparciem. W końcu pomogłam mu, wyciągnęłam go z wielu problemów. Może nie ze wszystkich ale z większości. Uratowałam mu również życie.
On również uratował moje...
Deszcz zaczynał padać coraz mocniej, zbierał się również zimny wiatr. Jak na połowę czerwca nie było zbyt ciepło. Próbowałam bardziej zakryć się moją skórzaną kurtką, lecz niestety z marnym skutkiem. Zaciągnęłam kaptur mocniej na głowę. Przyśpieszyłam również kroku, chcąc szybciej wrócić do domu. Czułam jak trzęsę się z zimna, zatrzymałam się na moment na środku chodnika, chcąc zawiązać moje czarne conversy, które ukradłam...
Trampki były całe zalane, o zawiązaniu ich mogłam pomarzyć. Rozejrzałam się wokół szukając jakiegoś przystanku. Byłam na ulicy Kotów. Żadnego przystanku, żadnej żywej duszy. Jedyne co widniało na tej ulicy to duży, stary park ze zniszczonym placem zabaw, na którym nikt się nigdy nie bawił. Gdybym przez niego przeszła, to najprawdopodobniej byłabym szybciej w domu ale.. w tym parku są tak zwane " koty ".
Kotami nazywaliśmy narkomanów, którzy biesiadowali całymi dniami w tym o to parku. Zawsze oni po " wejściu " wydawali z siebie odgłosy przypominające miałczenie kota. Koty, również atakowały innych ludzi, w szczególności dziewczyny.. inne, większe może dałyby im rade uciec a co ma począć dziewczyna, która ma zaledwie 160 cm wzrostu oraz 10 kilo niedowagi? Właśnie.. tylko iść i prosić Boga aby Cię nie dopadli.
Czułam, że moje ręce stają się sine i drętwieją. Byłam cała przemoczona. Odwróciłam się za siebie, licząc że go tam zobaczę ale jego tam nie było. Zdziwiona zaczęłam zastanawiać się czy iść parkiem sama... Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Próbując zachować jak najwięcej ciepła pod kurtką wyciągnęłam telefon. Spojrzałam na ekran, na który padały ogromne krople deszczu. Dzwonił.
- nie ruszaj się stamtąd, zaraz Cię zabiorę do domu - rozłączył się nie oczekując odpowiedzi.
Stanęłam pod jakimś pobliskim dachem i usiadłam na schodach, zwijając się w kłębek. Od bardzo dawna, nie było mi tak zimno..
CZYTASZ
Skazani na siebie
RandomHistoria dwojga nastolatków, dla których los okazał się zbyt okrutny.