Rozdział I

1.6K 59 11
                                    

Wojna postępowała z dnia na dzień. Hitler wygrywał kolejne bitwy. Jego wojska posuwały się coraz bardziej do przodu. Polacy dzielnie walczyli w obronie kraju, jednak wróg był silniejszy. Był dużo lepiej przygotowany. Rozpoczął się ciężki okres w życiu ludności pochodzenia Żydowskiego. Przywódca III Rzeszy pałał nie ukurywaną nienawiścią do nas. Tylko co takiego Żydzi mu zrobili ? W czym zawinili ? W 1940 roku, w Warszawie, utworzone zostało getto. Specialnie wydzielony obszar, do którego trafić musieli wszyscy, wszyscy bez wyjątku, ludzie nie mający własnego państwa. Czy tam czekało ich lepsze życie ? Skądże! Na każdym kroku czaiło się niebezpieczeństwo. Głód dokuczał wszystkim. Rozprzestrzeniały się choroby. Śmierć zbierała swoje żniwo.
Rodzina Goldstein również trafiła do tego miejsca. Czemu się dziwić ? Właściciela jednego z lepiej prosperujących sklepów ciężko byłoby w jakikolwiek sposób ukryć przed władzami. Takie postępowanie nożna by określić porywaniem się z motyką na słońce. Ale do rzeczy, wróćmy do sedna całej historii.
Było dość wcześnie rano, kiedy do drzwi domu ktoś zapukał. Zaspany, ubrany w piżamę, otworzył tata.
-Izaak Goldstein ?- zapytał młody mężczyzna, który swoją wizytą spowodował poranne zamieszanie. Mundur, swastyka... To mogło znaczyć tylko jedno. Przed domem stał Niemiec.
Sam zainteresowany pokiwał lekko głową.- Tak, to ja. Mogę wiedzieć, czym zawdzięczam sobie pańską wizytę ?- zapytał próbując ukryć przerażenie. Był wprawdzie człowiekiem rozważnym, do wszystkiego podchodził na spokojnie, jednak kto w takiej sytuacji czułby się bezpiecznie ? W końcu do domu Żyda, zapukał Ss- mam. To nie mogło wróżyć nic dobrego.
-Pańska rodzina musi opuścić ten budynek. Od teraz jest on własnością III Rzeszy. Heil Hitler*!- zakrzyknął na końcu zdania. O dziwo mówił po polsku. Oczywiście, jego wymowa nadal była dość twarda, jak na język niemiecki przystało.-Od teraz zamieszkacie w getcie.- uśmiechnął się krzywo.- Jeżeli dobrowolnie się tam nie przeniesiecie, będziemy zmuszenie użyć siły. I wyszedł. Tak po prostu. Znajdując się przy bramie, odwrócił się, i rzucił przez ramię.- Macie czas do wieczora.
Tata od razu ruszył w stronę sypialni. Lekko potrząsnął swoją żonę, próbując ją obudzić.
-Skarbie...- wyszeptał do ucha. Duże, brązowe oczy otworzyły się.- Musimy... opuścić dom. Przenosimy się do getta...- ostatnie słowa w jego ustach były ledwo słyszalne. Bał wypowiedzieć się je głośno.
-Co ?- odpowiedział mu cieniutki, słaby głos.
-Kochanie, musimy... Ale spokojnie, tam też czeka nas życie.- mężczyzna próbował przekonać samego siebie. Wcale nie wierzył w to co mówi.
-Jakie życie...- zaczęła mama zdenerwowana już na dobre, jednak delikatnym ruchem ręki została uciszona.
-Trzeba powiedzieć dzieciom i rodzicom. Mamy czas do wieczora.- nabrał już odrobinę pewności siebie. Wiedział, że teraz to od niego zależy los rodziny Goldstein. On był za nich wszystkich odpowiedzialny.- Ja to zrobię...- westchnął w duchu. Kiedy jego córki spokojnie zaakceptują tą informacją, to dziadkowie... No cóż, z nimi może być gorzej.
Skierował kroki do przeciwległego pokoju. Zapukał, i nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka.
Nie spałam. Od kilku dniu męczyła mnie bezsenność. Kiedy już udawało mi się zmrużyć oczy, to miałam koszmary, a sen był bardzo lekki i słaby. Byle szmer mnie budził.
-Lea...- zaczął cicho. Wziął głęboki wdech, i kontynuował.-Skarbie, muszę Ci coś powiedzieć... Hania śpi ?- zapytał patrząc w stronę łóżka, znajdującego się w drugim koncie pokoju. Pierzyna miarowo podnosiła się, i opadała.
-Jak suseł!- zażartowałam. Jednak po chwili zaczęłam gorzko tego żałować. Twarz taty wykrzywił słaby uśmiech, pod którym kryło się rozżalenie. Ruchem ręki wskazałam, aby usiadł na łóżku, obok mnie.
-Musimy opuścić dom...- zaczął niepewnie. Co chwila przerywał, nabierając powietrza do płuc.
Z każdym nowym słowem, który wypływało z jego ust, moja wcześniejsza radość ulatywała. Gdy skończył, w żadnym kawałku mojego ciała, nie było jej ani grama.
-Wybacz Lea...- ukrył twarz w dłoniach.
-To nie Twoja wina!- odrzuciłam pierzynę, i mocno go przytuliłam.- Absolutnie nie Twoja. Do tej pory nie potrafię zrozumieć nienawiści Hitlera, do Bogu ducha winnych mu Żydów...
-Tego człowieka nikt nie zrozumie. Jego też ktoś kiedyś musiał skrzywdzić. To smutne, że mści się w ten sposób, ale cóż poradzić...- uśmiechnął się niewyraźnie, wstał i podszedł do łóżka Hani. Dziewczynka, wedle zapewnień siostry, spała mocnym snem. Tata ucałował ją w środek czoła.- Nie bój się. Bóg nie zabiera na tamtą stronę niewinnych ludzi.- szepnął, po czym wstał i odszedł powoli w stronę drzwi.- Mamy czas do wieczora.- powiedział, nawet się nie odwracając.
Do południa wszyscy zostali poinformowani o zaistniałej sytuacji. Babcia na początku lamentowała, jak zwykle, jednak po uspokajających słowach dziadka odpuściła sobie. Obecnie wszyscy siedzieli wokół okrągłego stołu. Czekali na obiad. Tylko mama krzątała się w kuchni, przygotowując posiłek. Zaoferowałam jej swoją pomoc, wiedziałam co teraz przeżywa, jednak ona stanowczo odmówiła.
-Rosół.- podeszła do stołu, z dość małym garnkiem, i zaczęła nalewać płynu do wcześniej przygotowanych talerzy.- Przepraszam, nie dałam rady zrobić nic więcej.
Babcia tylko pokiwała głową. Tym razem nie było w tym, ani grama dezaprobaty. To było szczere. Czyżby faktycznie wizja nowej wojny, zmieniła jej nastawienie do ludzi ?
Zaczęłam jeść. Wszyscy domownicy, nie licząc Hani, anemicznie zajadali się zupą. Nikogo nie cieszył jej smak. Tylko mała uśmiechała się od ucha do ucha, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Pierwsza od stołu odeszła mama. Skierowała się w stronę sypialni. Było słychać cichy szloch. Tata, nie kończąc obiadu, pobiegł za nią. Krzyki, trzask tłuczonej lampy, płacz. Nie wytrzymałam. Wstałam, i podeszłam do drzwi. Moja ręka już lądowała na klamce, gdy zatrzymał mnie spokojny, jak zwykle, głos dziadka.
-Gdzie się wybierasz, skarbie ?- zapytał bez cienia złośliwości.
-Ja... Chciałam się przejść...- odparłam szybko, próbując ukryć zmieszanie. Szczerze to liczyłam na to, że wszyscy pochłonięci całą sytuacją, nie zauważą mojego zniknięcia.
-Teraz ? Nie wiem czy to dobry pomysł...- wyraził swoje wątpliwości mężczyzna.- Na każdym kroku czai się Niemiec. Co jeżeli zrobią Ci krzywdę ? Wiesz, że rodzice nie wybaczyliby sobie tego. Nigdy!
W jego słowach było tyle racji, tyle mądrości. Co pocznę, gdy zabraknie tego człowieka na świecie ?
-Masz rację dziadku.- zrezygnowałam, ukrywając smutek.- Na każdym kroku czai się niebezpieczeństwo, tak...- dodałam cicho.- Posprzątam.- i zabrałam się za zbieranie pustych talerzy. Następnie umyłam je. Wróciłam do swojego pokoju.
Wieczorem, całą rodziną zgromadziliśmy się w małym przedpokoju. To było ostatnie pożegnanie domu. Domu, w którym na świat przyszłam ja, przyszła Hania. W którym się wychowałyśmy.
Tata zaklnąl cicho. Mama zmierzyła go groźnym wzrokiem jednak nie skomentowała tego. Tak bardzo nie lubiła, gdy wyrażał się w ten sposób przy dzieciach. Była rozżalona i zmęczona tym wszystkim. Wojną, ukrywaniem się, przeprowadzką,czy choćby samym gettem. Każdy z domowników tą sytuacją przeżywał po swojemu. Lecz łączyło ich jedno- nienawiść do Hitlera.
-Musimy iść...- zaczął dziadek niepewnie bojąc się sprzeciwu rodziny. Kiedyś odważny i mimo wieku, pełny życia mężczyzna, stał się cieniem dawnego ja.
Babcia pokiwała głową ocierając słone łzy, spływające niczym rzeka z jej bladych policzków.
Wzięłam na ręce małą Hanię. Ruszyliśmy w stronę miejsca, zwanego getto. Podróż minęła bardzo szybko, jak na ironię losu, prawda ? Już po kilkunastu minutach, znaleźliśmy się przed potężną bramą. Jej widok przyprawiał mnie o mdłości. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przekraczając ją, mogę już nigdy nie ujrzeć blasku ulic Warszawy, ogromnych, ukazujących przepych tego miasta budynków, czy choćby Polaków. To uczucie zżerało mnie od środka.
Przed wejściem stało kilku niemieckich żołnierzy. Palili papierosy, rozmawiali, śmiali się, nie zważając zupełnie na to jaką krzywdę wyrządzają niewinnym ludziom. Zauważyli nas, i ze złośliwym uśmiechem czekali, aż zbliżymy się do ich stanowiska. Oni nie mieli serca, oni nie mieli uczuć. Myśleli tylko o sobie. Pieprzeni egoiści.
-Die Juden*- krzyknął jeden z nich, wysoki mężczyzna, z pięknymi błękitnym oczami i delikatnymi blond włosami. Zdecydowanie na ten wygląd nie zasługiwał.
Tata podszedł bliżej.- Goldstein. Izaak Goldstein.- przedstawił się oschle.
-Miło mi pana widzieć.- zza budynku wyszedł Ss- man, który rano złożył im wizytę.- Jak widzę nie trzeba było używać siły, aby państwo opuścili swój dom.- jego głos ociekał nadmiarem kpiny.
-Nie jesteśmy głupcami. Wiemy go grozi za nie wykonywanie rozkazów.- odparł krótko Żyd.
-Getto!- krzyknął jeden z żołnierzy, po czym wszyscy wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
Najstarszy z Niemców, uciszył ich ruchem ręki.- Ruhing Herren!*- powiedział opanowując śmiech.- Przydział.- podał kartkę tacie. Nie zważając na jego reakcję, odwrócił się w stronę swoich przyjaciół i rozpoczął z nimi nową rozmowę.
Izaak podszedł do rodziny zrezygnowanym krokiem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdy tylko przekroczą bramę getta, czeka ich śmierć, a najlepszym wypadku, po prostu ciężkie życie. Jednak nie podzielił się z nimi swoimi przemyśleniami. Nie teraz. Nie mogę.
-Nasz przydział.- powiedział bez wyrazu w głosie.- Blok numer...4. Mieszkanie 12.- rzucił kartkę w stronę dziadka. Starszy mężczyzna westchnął głośno. Złapał syna za ramię. Odciągnął go na bok.
-Uspój się, synu.- powiedział krzepliwym tonem.- Masz dla kogo żyć. Masz o kogo dbać.- odwrócił się w naszą stronę.- Powinieneś być dumny. Masz wspaniałą żonę. Troszczy o dom, o to, aby mieć co wrzucić do garnka. Lea... To mądra dziewczyna. Wyrośnie na wspaniałą kobietę. Tak bardzo przypomina matkę. A Hania ? To śliczne dziecko. Zaopiekuj się nimi. Jesteś im to winy.- odwrócił się, zostawiając mężczyznę w lekkim szoku. O wszystkim wiedział doskonale, jednak te słowa złapały go za serce.
Powrócił do czekającej na niego rodziny.- Idziemy!- zarządził.- Nie ma na co czekać.- I ruszył w kierunku równo ustawionych bloków. Odszukał ten z numerem czwartym, a następnie pewnym krokiem wszedł do środka. Za nim podążyła reszta.
Weszli do swojego mieszkania. Na pierwszy rzut oka wydawało się bardzo małe. Liczyło zaledwie dwa pokoje, mikroskopijną kuchnię, oraz słabo wykończoną łazienkę.
- Wspaniale!- żachnęła się babcia.- Mamy się tu pomieścić ?!
-Choć raz daj sobie spokój.- powiedział powoli jej mąż.- Nie ty jedna to przeżywasz. Nie musisz głośno się skarżyć.
Kobieta zrobiła obrażoną minę. Już otwierała usta, aby w kąśliwy sposób zripostować wypowiedzieć dziadka, kiedy nagle je zamknęła. Sięgnęła po leżącą na podłodze starą gazetę, i usiadła na wolnym, drewnianym krześle.
Jednak trzeba przyznać, że miała rację. Sześciu osobą ciężko będzie żyć w tak małym metrażu. Lecz lepsze to niż nic, prawda ? Ta myśl towarzyszyła mi podczas zasypiania. O dziwo, pierwszy raz od kilku dni, zmógł mnie sen. To było wspaniałe uczucie.
XXXXX

*Heil Hitler- (niem. Chwała Hitlerowi, Cześć Hitlerowi)
*Die Juden- (niem. Żydzi)
*Ruhing Herren- (niem. Spokojnie panowie)

SkrzypceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz