Po skończonym treningu postanowiłem wybrać się na zakupy. Byłem strasznie głodny, a lodówka świeci pustkami. Przemierzałem alejki i zastanawiałem się co zrobić na obiad. Zdecydowałem się na naleśniki. Kupiłem więc jaka, mleko mąkę i czekoladę, oczywiście Milkę, bo inna nie ma prawa bytu w moim mieszkaniu odkąd wprowadził się tam ten czekoladowy terrorysta.
Była dość długa kolejka do kasy, więc zakupy które zazwyczaj zajmują mi niecałe 15 minut, przeciągnęły się o jeszcze raz tyle.
Finalnie pod blokiem byłem dopiero około 16. Zabrałem zakupy i udałem się na odpowiednie piętro. Oczywiście, absolutnie normalnym było, że Andi nie zamyka drzwi kiedy jest w środku, więc kiedy nacisnąłem na klamkę, a ta nie ustąpiła byłem zaskoczony, bo Wellinger powinien być w środku. Westchnąłem ciężko, wygrzebałem z kieszeni swoją parę kluczy i wreszcie mogłem wejść do środka.
Odstawiłem torbę w kuchni i poszedłem do salonu, a następnie do sypialni. Nigdzie nie było chłopaka. Nie znalazłem też żadnej kartki czy czegokolwiek co informowałoby mnie gdzie podziewa się mój współlokator.
Postanowiłem do niego zadzwonić. Martwiłem się o niego. Po zakończeniu sezonu, a właściwie już od jego końcówki, był jakiś nieswój. Niestety odezwała się tylko automatyczna sekretarka. Pomyślałem, że pewnie poszedł się przejść czy coś, więc zabrałem się za robienie obiadu.
Godzinę później, kiedy Andreasa nadal nie było, naprawdę zaczynałem się martwić. Nie odbierał telefonu, a ja nie miałem pojęcia co się z nim dzieje. Postanowiłem zadzwonić do znajomych, u których mógł się zasiedzieć albo mogliby chociaż wiedzieć gdzie się podziewa.
-Cześć Tom, co tam? - usłyszałem w słuchawce wesoły głos przyjaciela.
-Cześć Anders, jest może u was Welli? - zapytałem z nadzieją.
-Nie, nie wiedziałem go od jakiegoś tygodnia. Czemu miałby u nas być? Coś się stało? Pokłóciliście się? - jego głos wyrażał realną troskę, usłyszałem jeszcze jak rozmawia z kimś, pewnie z Kennethem.
-Martwię się o niego. Wróciłem do mieszkania, jego nie ma, a miał spędzić cały dzień w domu, do tego nie odbiera telefonu.
-Nie wiem co Ci powiedzieć. Zadzwoń jeszcze do chłopaków może jest u któregoś z nich, może u Daniela? - zaproponował
-Zaraz do niego zadzwonię. Gdyby jednak się u was pojawił daj znać ok?
-Jasne
-Dzięki. To na razie - pożegnałem się z nim i od razu wybrałem numer do Tande.
-Cześć Daniel, nie wiesz może... - nie dane mi było jednak dokończyć.
-Tak, jest u mnie - kamień spadł mi z serca. - Lepiej tu przyjedź, siedzi podłamany i gada jakieś totalne głupoty. Nie potrafię na niego wpłynąć w żaden sposób - szczerze mówiąc przestraszył mnie tym co powiedział.
-Będę za 10 minut - rzuciłem do kumpla, zamykając szybko drzwi do mieszkania.
-Pośpiesz się, ja postaram się go tu zatrzymać. Na razie.
-Cześć.
Nie miałem pojęcia o co może chodzić, dlaczego Andi siedzi u Daniela i tak dziwnie się zachowuje? Naprawdę byłem pełen obaw. Zaparkowałem i jak najszybciej pobiegłem pod odpowiednie drzwi. Otworzył mi Tande.
-Będę u Johana. Pogadaj z nim - powiedział i ruszył piętro wyżej do mieszkania swojego najlepszego przyjaciela, zostawił nas samych.
Ostrożnie wszedłem do salonu. Zobaczyłem Andreasa siedzącego ze spuszczoną głową. Jeśli mam być szczery nie wyglądał zbyt dobrze. Podszedłem do niego ostrożnie.
-Andi, co się dzieje? Dlaczego nie odbierasz telefonu? Martwiłem się o ciebie - położyłem dłoń na jego kolanie klękając przed nim.
-Po co tu przyjechałeś? - to pytanie zabiło mnie z tropu, chłopak natomiast dalej siedział ze spuszczoną głową.
-Jak to po co? Andi spójrz na mnie - delikatnie podniosłem jego podbródek. Spojrzał na mnie zapłakanymi, pełnymi żalu oczami.
-Nie jestem w stanie zrozumieć - powiedział, a ja nie miałem pojęcia o co chodzi.
-Czego Kotku?
-Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wciąż ze mną jesteś? - jego spojrzenie utkwione było gdzieś ponad moim ramieniem. - Dlaczego dalej chcesz żyć z taką ofermą jak ja? Dlaczego mnie po prostu nie zostawisz i nie zwiążesz się z kimś kto nie jest tylko wiecznie użalającym się nad sobą dzieciakiem, który albo wszystko niszczy, albo nawet jeśli coś mu wreszcie w życiu wyjdzie to nie potrafi sobie z tym poradzić? - w jego oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Andi, jak możesz tak mówić? Nie możesz tak myśleć. Jesteś wspaniałym skoczkiem, masz przyjaciół, którzy cię uwielbiają, kibiców nie tylko z twojego ojczystego kraju, ale z całego świata - patrzyłem mu w oczy, czując, że jeśli powiem coś nie tak to ten drobny chłopiec po prostu się rozsypie, jakby był ze szkła. - Wiesz co jeszcze masz? - pokiwał przecząco głową. - Masz faceta który dałby się za ciebie posiekać. Faceta który kocha Cię najbardziej na świecie i który oddał by wszystko, żeby tylko częściej wiedzieć twój uśmiech, żeby słyszeć twój cudowny śmiech, żeby spędzać całe noce na długich rozmowach, który czuje się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie mogąc codziennie budzić się koło ciebie, obserwować jak twoja rozczochrana fryzura rozrzucona jest na całej poduszce, jak twoje cudowne, lekko rozchylone usta poruszają się rytmiczne kiedy uroczo pochrapujesz - po moich słowach chłopak całkiem się rozkleił.
-Przepraszam Cię, tak bardzo Cię przepraszam - załkał, wtulając się we mnie. - Nie radzę sobie z tym wszystkim Tom.
-Jestem przy tobie. Pamiętaj, że zawsze mnie masz - przytuliłem go jeszcze mocniej.
-Kocham Cię - odsunął się na tyle żeby na mnie spojrzeć.
-Ja też Cię kocham, najbardziej na świecie - pogłaskałem go po policzku. - Wszystko będzie dobrze - przeczesałem palcami jego włosy. - Razem damy sobie ze wszystkim radę - znowu go do siebie przyciągnąłem i pocałowałem w czoło. - Wszystko będzie dobrze.