Ubrana w czarny płaszcz i biały komin stała na rogu ulicy próbując złapać taksówkę. Nie wiedziała co począć, co robić. Teraz kiedy dostała upragnioną wolność nie cieszyła się z niej tak bardzo. Kiedy wymuszała na braciach iście własną drogą z dala od rodziny, zawsze mogła wrócić, aby po kilku rodzinnych dramatach na nowo uciec lub zostać wygnaną przez starszego brata, Niklausa. A teraz? Nie miała jak wrócić, a gdyby to zrobiła równałoby się to z powrotem Pustki. Nie mogła pozwolić na to, aby jedyna bratanica jaką ma jak i ukochane miasto ponownie zostało wystawione na zagrożenie. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby miasto spłonęło jak inne za czasów, gdy ich własny ojciec na nich polował. Zabiłaby się, gdyby bratanicy stała się jakakolwiek krzywda przez jej lekkomyślność. Tak o to upragniona wolność stała się dla niej torturą. Nie może wrócić do miasta, które kocha najbardziej. Nie może zobaczyć się z rodzeństwem, bo zapoczątkują początek końca. Sprawią, iż powróci mrok jakiego nigdy nie znali. Dostała to czego chciała, ale za jaką cenę?
- Samotna podróż, co?- Odezwał się za jej plecami dobrze znajomy głos.
Zdziwiona zabrała wystawioną rękę z widoku dla przejeżdżających taksówkarzy i obróciła się w jego stronę. Choć pragnęła uśmiechnąć się na jego widok, to przybrała dobrze mu znaną maskę obojętności zakrywającą zżerającą ją od środka zazdrość o wychowanka swego paranoicznego brata. Pomimo tego nie schodził mu uśmiech z twarzy. Miał dla niej niespodziankę, ale wpierw postanowił podroczyć się z nią.
- Marcel.- Wypowiedziała jego imię niedbale.
Nie zdziwiło go to. Wręcz przeciwnie. Ucieszył się z tego, bo to oznaczało, że nadal go kocha.
- We własnej osobie.- Odparł nie przestając się uśmiechać.
- Co tu robisz? Nie powinieneś być w Nowym Orleanie z... Jak ona miała?- Przekręciła głowę w bok udając, że zastanawia się nad imieniem wampirzej łowczyni, którą często widywała u boku Marcela.- A, tak. Jaka ja głupia jestem.- Zaśmiała się teatralnie.- Sabrina. Nie powinieneś być z nią w Nowym Orleanie byście mogli baraszkować w łóżku do woli?
- Po pierwsze: Sofía, nie Sabrina. Po drugie: to już przeszłość. Była tylko przyjaciółką z korzyściami kiedy TY- wskazał na nią palcem- byłaś niedostępna. A po trzecie: ktoś tu chyba jest zazdrosny.
- Nie jestem zazdrosna. Nie mam o co.- Zaprotestowała zakładając ręce pod piersi.- Jestem lepsza niż ta wywłoka.
- I właśnie to w tobie lubię.- Powiedział takim tonem jakby to była oczywista rzecz. Ona jednak nie rozumiała, zmarszczyła brwi. Widząc to, ciemnoskóry wampir postanowił wytłumaczyć pierwotnej co miał na myśli.- Pewność siebie, zazdrość, ukrywanie jej...
- A co to ma do rzeczy?- Pokręciła głową.
- To.- Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Wykorzystując dezorientację blond wampirzycy, złączył ich usta razem w długim i namiętnym pocałunku.
Gdy oderwali się od siebie na twarzach obojga wykwitły szczere uśmiechy.
- To jak będzie, Rebeko Mikaelson? Masz ochotę spędzić ze mną Bóg wie ile czasu dopóki twoja stuknięta rodzinka znowu się połączy?
- Nawet po tym chcę, Marcellusie Gerard.- Odparła.
- W takim razie wsiadaj- otworzył drzwi taksówki, która zaparkowała kiedy się całowali.
Szczęśliwa, że nie spędzi nie wiadomo ilu lat w samotności, wsiadła do żółtego samochodu oznakowanego jako taxi. Zadowolony z takiego obrotu spraw wsiadł do środka zaraz po miłości swego życia.
CZYTASZ
Cztery przedmioty i pytanie || Marbekah ||
Vampire,, - Gdy byłem mały powiedziałem kiedyś, że cię poślubię, po naszym pierwszym pojedynku. - Odparłam, że nie wyjdę za kogoś kto mnie nie pokonał... " ~ The Originals s05e01 Where You Left Your Heart [ Tam, gdzie zostawiłeś swoje serce ] ONE SHOT o Re...