| XX | fericire

3.4K 292 34
                                    

Dziewczyna wytarła spocone dłonie w nogawki swoich lekko wydartych dżinsów. Wzięła głęboki wdech, a uśmiech sam wepchnął się na jej twarz. Usiadła na długiej, drewnianej ławce, układając materiałową torbę na swoich kolanach. Z jej głębi wyciągnęła nieduży dyktafon i notes.

Parker biegł jak na złamanie karku już nieco mniej zatłoczonymi, jednak wciąż głośnymi ulicami. Swój zwracający na siebie uwagę, czerwony strój schował pod materiałem ciepłej, szarej bluzy, którą zapiął pod samą szyję. Jego oddech stał się płytki, a swobodny napływ świeżego powietrza ograniczyła maska zaciągnięta na twarz. Kilka metrów za wysokim wieżowcem, schował się w szczelinie między budynkami. Zrzucił z siebie ciężkie nakrycie, aby po chwili schować je do niedużego plecaka. Torbę ukrył za jednym ze śmietników, sprawnie zasłaniając ją przed wzrokiem niepożądanych osób. Wziął kilka głębokich wdechów, próbując unormować niestabilny oddech. To będzie nad wyraz stresujące spotkanie.

Jego spokojne, przemyślane kroki były niemal bezszelestne. Poruszał się niczym wąż, sprytnie i niemal nie do wychwycenia. Tak więc Jennifer nie podniosła zaaferowanego wzroku znad kartki, gdzie miała zapisane kilkanaście ważnych, według niej, pytań. Chciała się tyle dowiedzieć, tyle zamieść w tych zaledwie kilkudziesięciu linijkach, jakie miała dostępne w gazecie.

— Hej — przywitał się cicho, nie chcąc wystraszyć i tak już podburzonej dziewczyny. Jen tylko gwałtownie podniosła na niego swój rozemocjonowany wzrok, nie wierząc własnym oczom.

Zastygła. Zastygła niczym woskowa figura na tandetnej wystawie. A razem z nią zastygł długopis, który trzymała w dłoni, oddech, który nie mógł opuścić jej płuc, a przez moment chyba nawet jej galopujące serce.

Pierwszą jej reakcją było mruganie. Gwałtowne, niechciane, takie, od którego bolą oczy.

Potem wstała z ławki. Szybko, niemal dziko. Notes spadł z jej kolan, obijając się z niemym hukiem o chodnikową kostkę, a czerwony długopis poszedł w jego ślady.

— O cholera — ciche słowa nieświadomie opuściły jej usta, jednak dziewczyna nawet nie próbowała się wytłumaczyć. Wbiła przydługie paznokcie w skórę na swoim nadgarstku upewniając się, że to co się działo, nie było głupim snem.

A wtedy przyszła fala euforii. Przepełniająca całe jej ciało ciepłem i nieposkromioną radością. Czuła ją wszędzie, od czubków palców po sam koniec nosa. Na jej zawsze bladą twarz wstąpiły różowe wypieki. To było takie inne.

— Nie wiem, czy pamiętasz, ale raz się już spotkaliśmy — powiedziała, tym razem nieco zbyt głośno, jakąjąc się przy tym nieco. Postąpiła dwa niepewne kroki w stronę bohatera, obrzucając go pełnym zachwytu spojrzeniem.

Ile Parker by dał, by dziewczyna patrzyła tak na niego na codzień. By cieszyła się tak za każdym razem, gdy tylko pojawiał się jej na oczy.

— Oczywiście, że nie pamiętasz — uświadomiła sobie szybko Jennifer, śmiejąc się przy tym nerwowo. Głupia, głupia nadzieja, która naiwnie kiełkowała w jej głowie zbyt szybko mogła ją zgubić.

— Pamiętam — powiedział w końcu, a jego głos brzmiał tak obco. Był niski, dziwny, niemal złowrogi. To nie był już ten niewinny nastolatek, a poważny bohater, broniący ulice Nowego Jorku. Jennifer nie miała prawa się domyślić.

— Mam do ciebie tak wiele pytań. — Kobieta miała ochotę niemal skakać z radości. Każda jej komórka krzyczała, przepełniona szczęściem po same brzegi. Z trudem opanowywała nieco przerażające nawet ją samą odruchy.

— Zaczynamy? — zapytał Parker z niemałym entuzjazmem, a niepokój, jaki rósł w nim z każdą sekundą, niemal wyparował. Znów powrócił błogostan napędzany myślą o tym, że może spełnić jej marzenie. Była taka dobra. Przepełniona uśmiechem, radością, miłością. Dla każdego.

— Oczywiście — przytaknęła nagle Jennifer, niemal rzucając się w stronę upuszczonego notesu. Nie usłyszała nawet stłumionego śmiechu, jaki opuścił gardło Petera. Była zbyt zajęta tym, by wypaść dobrze przed swoim idolem, by zauważyć, że zachowuje się zbyt chaotycznie. Parkerowi to jednak nie przeszkadzało.

Dziewczyna usiadła na twardej ławce, nawet nie wyczuwając jej chłodu. Bohater w czerwieni zajął miejsce tuż obok niej, chcąc obdarować ją jakimś skromnym komplementem. W porę jednak się powstrzymał, przypominając o skrywanej tożsamości. Spiderman nie powinien wychwalać obcej mu dziewczyny, prawda?

— Mam dzisiaj niewątpliwą przyjemność przeprowadzać wywiad z naszym bohaterem po sąsiedzku — zaczęła z uśmiechem dziewczyna, gdy tylko włączyła dyktafon. Peter poprawił swoją postawę ciała, jakby ktoś robił mu conajmniej kilku godziną sesję zdjęciową. Musiał dobrze wypaść w jej oczach. — Bez zbędnego przedłużenia, przejdźmy do pierwszego pytania: dlaczego pająk? Większość społeczeństwa brzydzi się tych stworzeń, skąd więc pomysł, że zaufają komuś z tak niewdzięcznym tytułem?

— Odpowiedź na to pytanie wiąże się w pewien sposób z moim życiem osobistym, wolałbym to zachować dla siebie — zbył ją od razu. To pytanie nie należało do najbardziej dociekliwych, jednak Parker obawiał się, że nawet najmniejsza wzmianka o jego zwykłym życiu, mogłaby naprowadzić Jennifer na drogę, którą mogłaby dotrzeć do trudnej prawdy, a na to nie mógł pozwolić.

— Przepraszam, zabrzmiało, jakbym nie szanowała twojej prywatności. — Jennifer obruszyła się o wiele bardziej niż sam bohater jej artykułu, co wzbudziło w chłopaku sprzeczne emocje. Z jednej strony nie chciał, by kobieta czuła się skrępowana w jego towarzystwie, nie ważne czy był zwykłym, nudnym Peterem, czy tym niesamowitym Spidermanem. Jednak zachowanie Jen napawało go niemałą pychą. Czuł się tak dobrze, będąc w jej oczach kimś tak wielkim. — Może coś innego, czy warto jest poświęcać swoje życie za tak wielu nieznanych ci ludzi?

— Każde życie jest cenne — odpowiedział spokojnie po krótkiej chwilowy zastanowienia. Jego głos był głęboki i pociągły, niemal hipnotyzujący. Brunetka mogła słuchać go godzinami, nawet gdyby mówił o kompletnych bzdurach, próbując przekonać ją chociażby do tego, że czarne jest białe, a białe jest czarne. Biła od niego charyzma, której nie dało się ubrać w słowa. — Gdy umiesz to, co ja, nie możesz bezczynnie stać i obserwować z boku, jak cały świat wali się ludziom na głowy. Wolę umrzeć, niż do końca swoich dni żyć z myślą, że byłem w stanie kogoś uratować, ale mój egoizm i troska o samego siebie nie pozwoliła mi nawet kiwnąć palcem.

Jennifer skinęła głową bezwiednie, głęboko zastanawiając się nad jego, przepełnioną niezrozumianym dla niej żalem, wypowiedzią. A w jej głowie pojawiła się koszmarna, przerażająca myśl, która niemal paraliżowała jej ciało.

Miał rację.

Ta zła | Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz