Jedyny płacz jaki przeżyłem w życiu to moment moich narodzin, kiedy zmuszony byłem wziąć oddech po raz pierwszy. Kiedy wkłuwali mi igłę, aby mnie zaszczepić, robiłem jedynie grymas bólu fizycznego, podobnie przy wszystkich uderzeniach, przewrotach na rowerze, czy zachłyśnięciach wodą w morzu. Nigdy nie płakałem. Może to zaskakujące, ale na tym się nie skończyło. Nigdy nie byłem szczęśliwy, nigdy nie czułem smutku. Nigdy nikogo nie pokochałem, nigdy nie miałem złamanego serca. Nie odczułem tęsknoty, melancholii, złości lub gniewu. Nie zafascynowała mnie nigdy żadna powieść ani nie sprawiało mi nic satysfakcji. Nie potrafiłem nigdy się wzruszyć, zirytować. Wszystkie te emocje potrafię zdefiniować jedynie na podstawie filmów, książek i poezji, które są tym wypełnione. Jest to mój jedyny kontakt z tym "czymś", wymyślonym przez obłąkanych ludzi. Jako nastolatek zastanawiałem się nad tym wiele razy, jedyne do czego doszedłem to fakt, że cały świat każdego dnia się oszukuje. Podano nam w telewizji i w innych środkach masowego przekazu sposoby jak mamy się zachowywać w naszym życiu. Wymyślono coś takiego jak smutek, miłość i setki innych i pokazano jak mamy to przeżywać, w jakich momentach. Być może cały świat, cała banda idiotów uwierzyła w ten wymysł. Ja jednak od dnia urodzin jestem najinteligentniejszą osobą na świecie, która nie dała się oszukać i wmówić sobie w jaki sposób mam żyć i jak czuć.
Jednak oglądałem teatrzyk uczuć każdego dnia. Potrafiłem dokładnie określić co dana "osoba" czuje w tym momencie. Chłopak siedzący w szkolnej łazience, który aż trząsł się ze szczęścia, że zaraz wciągnie jeden z białych proszków. Kobieta, która z irytacją i smutkiem szła przez miasto, być może właśnie spotkała chłopaka, który tak bardzo jej się spodobał z inną kobietą, głupia wierzyła że to "miłość". Potrafiłem zobaczyć strach w oczach dzieci, które wracały do domu, w którym pijany ojciec bił matkę. Wszyscy Ci byli niesamowitymi aktorami. Być może nauka społeczeństwa emocji, weszła nam w krew, weszła w nasze DNA i powoli staje się to realne, jednak mnie to ominęło i to szerokim łukiem.
Jako dziecko zabijałem koty lub psy gdy koledzy z podwórka mnie o to prosili. Byłem niestety osobą, na którą łatwo było wpłynąć. Gdy człowiek nic nie odczuwa, nie ma możliwości przeciwstawienia się ponieważ wszystko jest mu obojętne. Zwłaszcza, gdy jest się dzieckiem. Wybory szkół, "pasji" lub dodatkowych zajęć zawsze należały do mojej mamy. Wszystko było mi obojętne, robiłem to co mi kazano. Medycynę również wybrała dla mnie matka, nie miałem żadnego problemu z przyswajaniem nauki, od zawsze miałem najlepsze wyniki. Wielu być może uznawało mnie za "nerda" czy "kujona". Osobę, która nie ma życia poza książkami, wiecznie chodzi z kamienną twarzą i nie rozmawia z nikim oprócz nauczycieli, wykładowców. Nie popełniałem błędów młodości. Kiedy wyrosłem z wychodzenia na podwórko i przeżywałem nastoletnie lata, miałem bardzo mało styczności z ludźmi, zacząłem ich unikać. Nie szukałem kontaktu z rówieśnikami, którzy byli dla mnie zbyt głupi. W tym czasie człowiek jest największym aktorem. Uważano więc mnie za osobę bez życia i być może się nie pomylili.
Miałem dwadzieścia pięć lat. Kontakty międzyludzkie utrzymywałem z osobami w pracy. Nie mam przyjaciół, ponieważ nie umiałem udawać empatii. Pomimo wszystko i ja nauczyłem się "grać". Były momenty gdy byłem zmuszony udawać smutek, na pogrzebach osób z rodziny, lub gdy szef chciał mnie wyrzucić z pracy za bycie "zimnym i bezwzględnym" dla moich pacjentów lub członków ich rodziny. Teraz nie potrafię stwierdzić, czy to życie było lepszym dla mnie niż to, kiedy zrozumiałem, że stoję na scenie. Nie takiej, którą kontroluję, lesz na takiej która kontroluje mnie.
YOU ARE READING
Bez emocji
SpiritualW dzisiejszych czasach, gdy otacza nas barwna rzeczywistość, przechodząca od czarnych kolorów depresji po tęczowe barwy LSD i miłości, ciężko zachować rozsądek i zatrzymać się na zielonym kolorze harmonii i równowagi. Jednak co się dzieje gdy kolore...