1.

250 17 12
                                    

Stałem od paru godzin w boksie. Od dawna zaczęło mi się nudzić, ale starałem się nie roznieść boksu.

Ludzie mówili, że moja przyszłość zależy od tego, kto mnie kupi na aukcji. Tyle, że byłem już na paru aukcjach, miałem paru właścicieli, mieszkałem w różnych krajach, ale nigdy nikt mnie nie zauważał. To znaczy, codziennie widywałem reporterów, a oni robili mi zdjęcia, ale nie czułem się potrzebny. W mojej rodzinnej stajni ludzie poświęcali mi naprawdę dużo czasu. Może ze względu na niezwykłą i unikatową maść, którą odziedziczyłem po matce?

Nagle do boksu wszedł mężczyzna i poprowadził mnie do pomieszczenia pełnego ludzi. Niespokojnie dreptałem obok niego. A gdy tylko zaczęli wrzeszczeć i wykrzykiwać coraz to większe sumy, nie wytrzymałem.
Zacząłem się wyrywać, rżeć, by się uciszyli, stawać na tylnich kopytach, a za chwilę na przednich. I tak w kółko. W końcu się zamknęli. Lecz to nie trwało długo. Jeden z nich krzyknął znów jakąś cenę, a z głośnika wydobył się głos kończący aukcję.

Już go nie lubię — pomyślałem.

W końcu go zobaczyłem. Mojego kolejnego właściciela. Był dosyć wysoki, na oko sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, krótkie, czarne włosy z gdzieniegdzie siwymi kosmykami. Spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem i powiedział coś do drugiego mężczyzny, dużo niższego od mojego właściciela. Nagle do nich podszedł jeszcze jeden człowiek. Był podobny do mojego właściciela. Byli na pewno w podobnym wieku.

W końcu przyszedł czas na grzeczne wsiadanie do przyczepy i wywiezienie hen daleko.

Niespodziewanie coś zarżało z przyczepy i wystawiło swój kary łeb. Była to klacz. Kara klacz bez odmian. Tym razem chętnie wsiadłem do przyczepy, a ona zaczęła mnie obwąchiwać, na tyle, ile mogła. Lecz gdy tylko złapała za moją grzywę i zaczęła nią tarmosić, nie wytrzymałem i kuląc uszy kłapnąłem na nią zębami. Podziałało to na nią od razu.

— Cześć! Jak miło, że będziemy razem w tej samej stajni! Tak się cieszę! Zauważyłam, że nie jesteś stąd, prawda? — rżała z entuzjazmem kara.
— Tak, pochodzę z drugiego końca świata. — odparłem chłodno.
— Jak miło! Kiedyś słyszałam o całkowicie białej klaczy, jest ona twoją matką? Bo wyglądasz, jak ona! Z czego pamiętam nazywała się... Yuki...? Yuuki? Yukichan...? — zastanawiała się.
— Tak, Yukichan. — odpowiedziałem. Muszę przyznać, że miło mi się z nią rozmawiało. I tak upłynęła nam cała podróż. Dowiedziałem się jeszcze, że karuska była córką American Pharoah'a!

Niespodziewanie samochód zatrzymał się, a drzwi od przyczepy otworzyły się. Najpierw wyprowadzili karą, a później mnie.

Pod kopytami chrzęścił żwirek, a stajnia była biała. Wokół niej rosły tuje, a płoty od pastwisk były również białe.

Muszę przyznać, że od razu polubiłem to miejsce. Lecz gdy tylko klacz poprowadzili bardziej w głąb stajni, a mnie wprowadzili do boksu zaraz na jej początku, prychnąłem oburzony i położyłem się na wygodnym podłożu.  

—————————
Hej! Znów wracam do wyścigów, po długiej, dłuugiej przerwie :3 Mam nadzieję, że się podobało ^^

Branoc❤️

Inny Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz