Kolejnego dnia po śniadaniu przyszedł jeden z ludzi, których widziałem przed przyczepą. Ten najniższy. Miał brązowe włosy i trochę jaśniejsze oczy.
Po chwili na moim łbie wylądował kantar. Człowiek wyprowadził mnie z boksu i przywiązał do jego zewnętrznej strony. Na chwilę zniknął, by po chwili wrócić z pudełkiem pełnym szczotek. Położył je na ziemi niedaleko mnie i wyjął jako pierwsze zgrzebło. Gdy tylko zaczął czyścić mój brzuch, próbowałem go ugryźć, jednak ani razu mi się nie udało.
Kolejna była szczotka z miękkim włosiem. Cóż, była przyjemniejsza od tej pierwszej.
Następnie rozczesał moją niezbyt długą i równo przyciętą grzywę oraz ogon.
Kopyta były czyszczone jako ostatnie. Miejscami było nieprzyjemnie, ale to miłe uczucie mieć czyste kopyta.Na sam koniec na moim grzbiecie wylądowała biała derka pasująca do mojego kantara. Uwiąz też był biały. Czy tu wszystko musi być białe?!
Chwilę później byłem już na padoku, którego płot był, no zgadnijcie, biały!
Cóż, nikogo nie znałem, a nie miałem ochoty szukać sobie irytującego towarzystwa innych koni. Nie zdążyłem zrobić kroku, a już grupka koni podbiegła do mnie. Na ich czele galopował wysoki, dobrze zbudowany skarogniady ogier z latarnią na łbie.— Hej! Białasie! — zarżał kładąc uszy po sobie gdy tylko się zatrzymał około dwa metry przede mną.
— Tak? — mruknąłem niechętnie. Pozostałe ogiery wymieniły ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Ten pierwszy jest chyba przywódcą.
— Jestem Classic Rush. Wygrałem Kentucky Derby, Belmond Stakes, Dubai World Cup, Pegasus World Cup... — zaczął wymieniać. Czy on kiedyś skończy?!
— Ale nie wygrałeś Triple Crown, nie? — przerwałem mu.
— I co z tego?! Ty też nie wygrasz! — kłapnął na mnie zębami i odgalopował paręnaście metrów dalej, a za nim reszta stada.
Stałem tak jeszcze chwilę, aż jeden z koni podszedł do mnie. Wysoki karosz bez odmian. Grzywę miał długą, a grzywka zasłaniała mu większość pyska. Ogon prawie się ciągnął po ziemi. Ogier był dobrze zbudowany; widać było, że sporo trenuje. I jeszcze te czarne oczy przeszywające na wylot wszystko, na co spojrzy.
Wyglądałem przy nim marnie. Niski, chudy dosłownie biały ogier z krótką grzywą. Grzywki praktycznie nie miałem. Ogon też nie był zbyt długi.
— Jak widzę poznałeś już Classic Rush'a, tak? — zapytał obojętnym tonem nie wyrażającym żadnych emocji.
— Tak...— parsknąłem. Nie zamierzałem pokazywać innym, że jestem słaby. Bo nie jestem.
— Skoro nie chcesz rozmawiać, to powiem tylko, że moje imię poznasz niedługo, mój wiek również. Ale mówią na mnie Evil — po tych słowach odgalopował na drugi koniec padoku.
I znów zostałem sam.
ʕ•̫͡•ʕ•̫͡•ʔ•̫͡•ʔ•̫͡•ʕ•̫͡•ʔ•̫͡•ʕ•̫͡•ʕ•̫͡•ʔ•̫͡•ʔ•̫͡•ʕ•̫͡•ʔ•̫͡•ʔ
Hej! Jestem obecnie w drodze do Pragi i teraz nadrobię rozdziały w książkach. I mi się nudzi. To do następnego!
CZYTASZ
Inny
FanfictionInny - idealne słowo do opisania tego wręcz białego ogiera stojącego w boksie numer 33. Niby Japończycy są dobrze wychowani i odnoszą się z szacunkiem do innych, nie? Ten japoński ogier po Yukichan jest zupełnie inny...