1

1K 16 0
                                    

Do Terrington, małej miejscowości w hrabstwie Yorkshire, wróciłam po kilku latach pobytu w Leeds. Wcześniej mieszkałam tu z rodzicami, jednak kiedy poszłam na studia, wyprowadzili się razem ze mną. Ojciec dostał tam propozycję pracy na uczelni, mama łatwo znalazła zatrudnienie w tamtejszym banku. Przez 5 lat w ogóle nie widziałam Terrington na oczy… Zostawiłam tu dobrych znajomych i wielu życzliwych ludzi, których znałam od dziecka. Teraz zamierzałam wrócić…

Jak to się stało? Od razu po zakończeniu studiów dziennikarskich jakimś cudem dostałam pracę w poczytnym czasopiśmie w Yorku. Podejrzewam, że palce mógł maczać w tym mój tata, wolałam jednak myśleć, że przyjęli mnie, bo byłam po prostu dobra. Plusem było to, że mogłam pracować swobodnie, gdzie i kiedy chciałam, ważne żebym jeden lub dwa dni w tygodniu spędziła w redakcji, oddając moje teksty i wprowadzając ewentualne poprawki, choć prawdę mówiąc postęp w sprawach techniki i elektroniki (których nigdy za dobrze nie rozumiałam) był już tak duży, że swobodnie mogłam porozumiewać się z redaktorem naczelnym mailowo. Prawdę mówiąc średnio dało się z tego samodzielnie wyżyć, ale miałam nadzieję na znalezienie jakiegoś dorywczego zajęcia w Terrington, więc moja decyzja o powrocie w rodzinne strony była naturalna. Akurat ludzie, którzy przez 5 lat wynajmowali od nas domek w Terrington, wyprowadzili się. Dlaczego by z tego nie skorzystać? Bardzo chciałam tam wrócić, tam się wychowałam, tam zostawiłam wszystko, co kochałam, moje miejsca, moje wspomnienia… Mój rodzinny dom, który od teraz miał być moim własnym domem.

Kiedy jeszcze jako nastolatka mieszkałam w Terrington, we wsi głośno było o Carol Bolton i jej niezrozumiałej, całkowicie szalonej miłości do Andrew Lawtona. Krótko przed naszym wyjazdem do Leeds, Andrew założył rodzinę, a Carol próbowała namówić Johna Standringa, mężczyznę pracującego na jej farmie Sparkhouse, do małżeństwa. Totalnie zwichrowana historia… John miał sprzedać dom, odziedziczony po dziadku, a pieniądze zainwestować w upadającą farmę Carol. Kiedy już finalizował sprzedaż, Andrew postanowił porzucić wszystko, zabrać Carol i uciec gdzieś daleko. Prawdopodobnie od tamtego czasu nigdy już nie pojawili się w Terrington. Mówiono, że zamieszkali w Portsmouth, niektórzy twierdzili że w Plymouth, jeszcze inni przekonywali że wyjechali aż do Dublina. Jedno jest pewne – zniknęli z życia Terrington, zostawiając właściwie bez słowa wyjaśnienia Johna, który prawdziwie kochał Carol i z dziecięcą wręcz naiwnością dawał się manipulować. Widziałam się z nim kilkukrotnie po ucieczce Carol i Andrew, ale on zamknął się w sobie. Próbowałam z nim rozmawiać, pocieszyć, ale traktował mnie wtedy jak dziecko. Nic dziwnego, miałam dopiero 18 lat, on był o 10 starszy… A ponadto – strasznie skrzywdzony i tak mocno poturbowany przez los. Przez nią… To niesprawiedliwe, John był od zawsze najbardziej nieśmiałym, ale też najlepszym facetem, jakiego znałam, a wszystkie dzieciaki w moim wieku, i młodsze, śmiały się z niego, niektóre dokuczały mu na ulicy. A on… On po prostu pochylał głowę i szedł dalej, jakby czuł że to mu się należy. Była wtedy zła, często kłóciłam się z nimi, że tak nie można, że pan Standring zasługuje na szacunek, całe życie ciężko pracuje, a to że jest cichy i mocno zamknięty w sobie, to nie powód żeby go wyśmiewać… Prawdę mówiąc John był nie tylko cichy i skromny, nie tylko zamknięty w sobie, on był chorobliwie nieśmiały, bał się spojrzeć ludziom w oczy, kiedy mówił komuś „dzień dobry”, nigdy nie patrzył na drugą osobę. Jego wstydliwość była wręcz patologiczna, czasem zastanawiałam się, kto go w przeszłości tak mocno skrzywdził, że przez całe życie to się na nim tak mocno odbija… Było mi go żal. Właściwie ludzie szanowali go, choć był zwykłym farmerem, dorabiającym sobie w Sparkhouse, ale jego życie osobiste praktycznie nie istniało. Nikt go nigdy nie zapraszał, nikt nie interesował się nim za bardzo… Kiedy żył jeszcze ojciec Carol, utrzymywali kontakty, wprawdzie raczej na gruncie współpracy, ale to była jedyna osoba z którą John tak naprawdę mógł porozmawiać. Kilka razy próbowałam namówić rodziców, aby zatrudnili go do jakichś prac przy domu, ale zawsze patrzyli na mnie dziwnie i nie rozumieli, o co mi chodzi. A ja tak bardzo chciałam nawiązać kontakt z tym niesamowicie smutnym, ale przejmująco dobrym człowiekiem… Na szczęście udało mu się anulować finalizację sprzedaży jego domu i ostatecznie został w nim, ale stracił pracę w Sparkhouse, kiedy Carol wyjechała. Kilkanaście dni po niej, i my wyprowadziliśmy się do Leeds, i tak naprawdę straciłam kontakt z Terrington, z Johnem, choć często zastanawiałam się, co u niego, jak żyje i czy udało mu się znaleźć pracę… Ale, wstyd przyznać, na drugim roku studiów zupełnie o nim zapomniałam. Wspomnienia wróciły, kiedy postanowiłam wrócić do mojego rodzinnego domu…

Książę z lawendowych pólWhere stories live. Discover now